niedziela, 27 września 2015

Pedofilski potwór z Andów Pedro Lopez

Potwór z Andów - seryjny gwałciciel morderca dzieci


Porwane dziewczynki gwałcił i mordował zawsze o świcie odprawiając nad nimi chrześcijańskie modlitwy. Zabił ponad 300 sztuk dziewcząt w wieku 8 do 13 lat. Aż trudno uwierzyć, że kiedykolwiek wyszedł z więzienia. Na wolności ślad po nim zaginął. 

Pedro Alonso Lopez - Pedofil gwałciciel morderca
Pedro Lopez jest kolejnym seryjnym mordercą z Ameryki Południowej, którego matka była prostytutką. Większość seryjnych morderców ma jakąś obsesję na punkcie swoich matek. Owe matki najczęściej nie są wzorowymi matkami lecz bestiami. Wspólnym pierwiastkiem wedle profilerów przestępstw jest dewiacyjny element seksualny matek. Matki potworów albo prowokowały seksualnie swoim wyglądem, albo miały dużą ilość partnerów seksualnych, o których syn doskonale wiedział widząc jeszcze jak matka się puszcza. Oczywiście, dzieci prostytutek mają znacznie większe szanse by to wszystko zauważyć i doświadczyć, by być bardziej podatnymi na tego typu zachowania i zwyrodnienia osobowości. 

– Zostawcie go – krzyknęła amerykańska misjonarka chrześcijańska, widząc, jak grupa Indian z plemienia Ayacucho pastwi się nad mężczyzną o którym wiedziała, że to pastor protestancki złapany na zgwałceniu i zabójstwie młodej dziewczynki. Był rok 1978, środek dżungli gdzieś w północnym Peru. Nieznajomy był zakopany po szyję w ziemi i oblany słodkim syropem. Indianie solidarnie uznali, że zginie pozostawiony na pastwę amazońskich mrówek, które zjedzą go żywcem. Wcześniej rozebrali go do naga, bili i torturowali za pedofilski gwałt i zabójstwo indiańskiej dziewczynki. To plemienna kara przewidziana dla zbrodniarzy i zwyrodnialców, akurat dla gwałciciela mordercy. Na nic zdały się tłumaczenia, że zakopany mężczyzna to pedofil, którego przyłapano na tym, jak próbował uprowadzić dziewięcioletnią dziewczynkę celem dokonania kolejnego gwałtu. Misjonarka uparła się, że zamiast zabijać, trzeba przekazać go policji, a jej tłumaczenia i nacisk miały na celu uratowanie obrzydliwego pastora pedofila. Nie bez oporów Indianie wykopali go więc z dołu, związali i wrzucili na pakę jeepa, którym przyjechała misjonująca zakonnica chrześcijańska. Obiecała przekazać go prosto w ręce funkcjonariuszy. 

W czasie drogi coś się jednak stało twierdzi prasa. Rzekomo z nieznanych przyczyn kobieta dojechawszy do granicy z Kolumbią, oswobodziła mężczyznę z więzów i puściła wolno. Sama twierdziła w śledztwie, że nie miała pojęcia, że wypuszcza Pedro Alonso Lópeza, jednego z najbardziej odrażających morderców dzieci w historii, jednak dobrze wiedziała, że był to pastor jednego z protestanckich kościołów chrześcijańskich, bo okazał się jej stosownym dokumentem. Już wówczas miał na koncie ponad 200 morderstw, dziewczynek w wieku 7-12 lat. Po odzyskaniu wolności zabił jeszcze 100. Po latach uśmiechnął się tylko na wspomnienie linczu, którego cudem uniknął. Co myślał o swojej wybawicielce? – Nie zabiłem jej, bo była za stara i mnie nie pociągała – stwierdził cynicznie o misjonarce która go uwolniła. 


Traumatyczne dorastanie zboczeńca 


O Pedro Alonso Lópezie wiemy bardzo niewiele. Większość informacji na jego temat pochodzi z jedynego wywiadu, którego udzielił amerykańskiemu dziennikarzowi, Ronowi Laytnerowi, który odwiedził go w ekwadorskim więzieniu dla zboczeńców seksualnych. O morderstwach zwyrodnialca wiemy również z zeznań podstawionego współwięźnia, któremu morderca chwalił się "osiągnięciami" podpuszczając go do zwierzeń. 

Urodził się 8 października 1948 roku w kolumbijskim miasteczku Santa Isabel (Tolima), w czasie, gdy w kraju panowała wojna domowa. Młody Pedro był siódmym z trzynaściorga dzieci miejscowej prostytutki z którą związał się jego ojciec po rozwodzie ze swoją żoną. Ojciec Pedro Alonso był skrajnym chrześcijańśkim konserwatystą kolumbijskim - członkiem Konserwatywnej Partii Kolumbii z czasów La Violencia czyli wojny domowej w której zginęło ponad 200 tysięcy ludzi. Rozszedł się z żoną 28 grudnia 1947 roku i związał z miejscową prostytutką Benildą López De Casteneda, jak to często konserwatyści chrześcijańscy miewają w zwyczaju. 

Ojciec Midardo Reyes został zastrzelony w napadzie ulicznym w dniu 4 kwietnia 1948 roku, kiedy Benilda była w trzecim miesiącu ciąży z przyszłym Pedro Alonso. Matka prostytutka Benilda López De Casteneda wychowywała dzieci żelazną ręką, w domu panowała atmosfera patologii alkoholowej i seksualnej. Kobieta przyjmowała klientów w tym samym pokoju, gdzie przebywały pociechy, odgradzając się jedynie kotarą od małych dzieci. Gdy Pedro został w wieku ośmiu lat, w 1957 roku, przyłapany na zabawach w mamusię z klientem z młodszą siostrą, matka wyrzuciła go z domu. Próbował wrócić, nieprzejednana kobieta wywiozła go jednak 300 km od domu i porzuciła. Nigdy więcej nie spotkał już jej ani rodzeństwa. Przez kolejne lata żył na ulicy, utrzymując się z żebrania i drobnych kradzieży. 

Kolejną traumą, która wpłynęła na jego psychikę, był gwałt, jakiego dopuścił się na nim pedofil. Starszy mężczyzna będący księdzem przygarnął go z ulicy, zapewniając dach nad głową w prywatnym mieszkaniu. Szybko okazało się jednak, że nie ma wobec niego czystych intencji. Wielokrotnie wykorzystany seksualnie w sposób sodomiczny przez pedofilskiego zboczeńca Pedro uciekł i przez długi czas nie mógł przełamać w sobie lęku do obcych ludzi. Ukrywał się w opuszczonych budynkach i wychodził tylko nocą, aby ze śmietników wydobyć coś do jedzenia, oddawał się także zażywaniu napojów z ayahuascą, co pozbawiło go do reszty wszelkich hamulców moralnych i otworzyło na demoniczny świat zboczeń i dewiacji. 

Po jakimś czasie zdało się, że szczęście się do niego uśmiechnęło. Gdy trafił do Bogoty, stolicy Kolumbii, przygarnęła go para amerykańskich misjonarzy chrześcijańskich, para pastorów baptystycznych. Dobrzy ludzie dali mu swój pokój, zapewnili ciepłe posiłki, a nawet wysłali do chrześcijańskiej szkoły dla sierot, której próg przekroczył po raz pierwszy w wieku 12 lat czli w 1960 roku. Przyuczali go także do funkcji ministranta i pomocnika pastora aby uczynić zeń chrześcijańskiego pastora baptystów. Sielanka nie trwała jednak długo. W szkole chrześcijańskiej ponownie padł ofiarą molestowania seksualnego, tym razem ze strony jednego z konserwatywnych nauczycieli chrześcijańskich oraz ze strony nauczycielki - misjonarki baptystycznej. Miał zaledwie 12 lat, ale nie mogąc tego znieść, uciekł z nowego domu i ponownie trafił na ulicę już po kilku miesiącach sielanki. Ze szkoły chrześcijańskiej ukradł sobie jako zadośćuczynienie za zmuszanie do seksu z nauczycielami sporo pieniędzy z czesnego innych dzieci za naukę. Nieco już starszy nauczył się przetrwania, ćpał ayahuascę i marihuanę dla zapomnienia o tym kim jest. Wyspecjalizował się nawet w kradzieży samochodów, które sprzedawał miejscowym paserom. Pewnego dnia coś poszło jednak nie tak i został złapany w 1969 roku, trafiając za kratki na siedem lat za kradzieże samochodów. 

W więzieniu już drugiego dnia padł ofiarą zbiorowego homoseksualnego gwałtu dokonanego przez czterech starszych współwięźniów, po czym długo nie mógł się pozbierać psychicznie. Zniewagi nie puścił jednak płazem i w ciągu miesiąca od zgwałcenia srodze się zemścił na zboczonych homosiach gwałcicielach. Własnoręcznie skonstruowanym nożem poderżnął gardła wszystkim oprawcom podczas kolejnych prób napastowania seksualnego, za co zwiększono mu wymiar kary zaledwie o dwa lata, gdyż sędzia potraktował morderstwa jako konieczną obronę własną, w tym wypadku całkiem słusznie, bo gwałcicieli i homoseksualne kanalie dokonujące sodomicznych gwałtów trzeba jakoś tępić i likwidować. Wyszedł na wolność w 1978 roku jako żądny krwi socjopata ćpający ayahuascę oraz marihuanę, który wszystkie dziewczynki w wieku siostry z którą naśladował mamusię sprzedającą się klientom szczerze nienawidził i obwiniał za swoje krzywdy i zły los. Psychotyczne urojenia narkotykowe po ayahuasce oraz marihuanie często przybierają formę patologicznych dewiacji seksualnych i zboczonych skłonności o morderczym charakterze. 

Zbrodniczy szlak Pedro Alonso Lopeza 


Lopez pierwsze kroki skierował do Peru, gdzie rozpoczął się jego morderczy pedofilski szlak po Andach wspomagany urojeniami psychotycznymi z ćpania ayahuasca. Przez kolejne trzy lata grasował również po Kolumbii i Ekwadorze, porywając i mordując młode dziewczęta w wieku 8-13 lat. Przesłuchującym go policjantom przyznał, że zabił ich ponad 300, po ponad setce w każdym ze wspomnianych państw. Opis jego zbrodni był tak odrażający, że wielu policjantów nie chciało dać wiary w jego opowieści i początkowo traktowano go jako fantastę. López przyznał, że średnio mordował po 2-3 dziewczynki w tygodniu, wszystkie były pochodzenia indiańskiego, choć zeznał, że zawsze marzył o białym dziecku, które by zgwałcił i zadusił. 

Działał według tego samego schematu, zawsze w ciągu dnia. Ofiary wynajdywał na targowiskach w miastach, do których chłopi z okolicznych wiosek schodzili się, by sprzedawać swoje produkty. Korzystając z nieuwagi opiekuna, usypiał czujność dziecka jakimś drobnym prezentem, najczęściej lusterkiem, po czym proponował, drugi prezent dla matki lub ojca dziecka, po który musieli się oddalić. Porwanych dziewczynek nie zabijał od razu, karmił je i układał do snu, bawił się nimi we śnie, a nad ranem gwałcić po raz ostatni. Mordował zawsze o wschodzie słońca, bestialsko dusząc zaskoczone dziewczynki. Podam oddawał się upojeniom narkotycznym, zażywał ayahuascę lub palił skręty z marihuaną. 

– Zmuszałem dziewczynkę do seksu i potem zaciskałem ręce na jej gardle i kiedy słońce wschodziło, dusiłem ją. Sprawiało mi to przyjemność tylko wtedy, gdy mogłem zobaczyć jej oczy. W nocy bym tego nie zobaczył. Musiałem to robić przy świetle dziennym. To były fantastyczne chwile, gdy trzymałem dłonie na szyjach tych młodych kobiet. Zaglądałem im głęboko w oczy, widziałem iskry, które powoli znikały. Tylko ktoś, kto naprawdę zabił, wie, co mam na myśli – mówił w rozmowie z Laytnerem pedofilski chrześcijański zwyrodnialec. 

Zwyrodnialec wspominał też, że urządzał martwym dziewczynkom przyjęcia, wspólne ćpanie ayahuaski. Sadzał ich ciała przy stole i rozmawiał z nimi. – Moje małe przyjaciółki lubią towarzystwo. To było jak przyjęcie, ale po pewnym czasie nudziło mi się, bo się nie ruszały, i wtedy wychodziłem w miasto szukać nowych dziewcząt – wspominał. Ze względu na morderczy szlak, który wyznaczał jego wędrówkę, południowoamerykańska prasa nadała mu przydomek "Potwora z Andów" ("The Monster of the Andes"). Po każdej zamordowanej dziewczynce pedofil morderca modlił się także gorąco do Jezusa Chrystusa ofiarując mu każdą zamordowaną dziewczynkę, która jak wierzył zdobył dla Niego i uchronił przed moralnym zepsuciem na tym świecie. 

Chora ambicja- zboczona chuć  


López wpadł w pierwszym tygodniu marca 1980 roku w Ekwadorze, kilkanaście miesięcy po tym, jak cudem uniknął słusznego linczu ze strony peruwiańskich Indian, którzy złapawszy go na gorącym uczynku chcieli wymierzyć zwyrodnialcowi słuszną karę zgodnie z plemiennymi zwyczajami prawnymi. Uwagę miejscowej policji zwróciły ciała czterech dziewczynek, w okolicy miasta Ambato, które wypłukała rzeka w czasie małej lokalnej powodzi. Wszystkie zginęły w taki sam sposób. Trzy z nich zostały uduszone z taką siłą, że miały wysadzone z oczodołów gałki oczne, a oczy czwartej dziewczynki były szeroko otwarte z przerażenia, co poruszyło sumienia nawet najbardziej nieczułych na cierpienia małych Indianek policjantów, którzy wyobrazili sobie, że tak zgwałcone i uduszone mogą zostać także ich córki. Zaczęto łączyć te wątki z dziesiątkami zgłoszonych zaginięć młodych indiańskich dziewczynek w wieku 8-13 lat, chociaż policja tamtejsza nie przejmuje się zbytnio dziećmi indiańskimi. Policji sprzyjało szczęście. Trzy dni po odnalezieniu ciał, niejaka Carlina Ramón Poveda zobaczyła, jak López oddala się z miejscowego targu, trzymając za rękę jej dziesięcioletnią córkę. Natychmiast zaczęła krzyczeć, alarmując okolicę. Tłum mężczyzn rzucił się na Lópeza i zatrzymał go do czasu nadejścia policji. 

W czasie przesłuchań początkowo milczał jak kamień. Policjanci użyli więc fortelu. Umieścili w jego celi współwięźnia, szpiega Cordobę Gudino, który udawał pedofila i oferował wszelkie możliwe narkotyki. Gdy ten zaczął chwalić się swoimi fikcyjnymi osiągnięciami, López nie pozostał dłużny i również opowiedział mu o swoich wyczynach. Gdy zorientował się, że już się nie wymiga, przyznał się śledczym do popełnionych zbrodni. Co ciekawe zgubiła go pycha. Gdy opowiadał przesłuchującym go funkcjonariuszom o setkach zamordowanych dziewczynek, ci początkowo nie dawali mu wiary. Przypuszczali, że zabił kilka, a reszta to fantazje psychopaty, który chciał się popisać. Chciał, by o nim mówiono. – Jestem człowiekiem XX stulecia. Nigdy nie zostanę zapomniany – krzyczał policjantom, a potem modlił się żarliwie do Jezusa Chrystusa. W dniu 27 stycznia 1981 roku otrzymał pierwszy wyrok zaledwie za trzy dobrze udokumentowane morderstwa na dziewczynkach - tylko 16 lat pozbawienia wolności liczone od dnia aresztowania w pierwszym tygodniu marca 1980 roku. 

Brakowało jednak dowodów na prawdziwość zeznań pedofila mordercy. By się uwiarygodnić, López zgodził się wskazać miejsca, gdzie zakopał ciała. Naprowadził policjantów na 28 mogił, w których zakopanych było 59 ciał indiańskich dziewczynek, w tym 53 w stanie umożliwiającym identyfikację wizualną zwłok ofiar (wówczas nie było jeszcze badań DNA).  Zwłok pozostałych ofiar nie odkryto, chociaż z czasem znaleziono kolejne, zwykle w postaci resztek lub śladów wskazujących na ukrycie zwłok. Prawdopodobnie zostały rozszarpane przez dzikie zwierzęta lub wypłukane przez wodę. Pedro Alonso López został oskarżony najpierw łącznie o 57 morderstw dokonanych na terytorium Ekwadoru, za co dostał wówczas najwyższy wymiar kary przewidziany w tym kraju – dożywocie. W 1983 roku jednakże został skazany nieprawomocnie łącznie za dokonanie 110 zgwałceń i zabójstw pdofilskich w samym Ekwadorze. Twierdził jednak, że zabił jeszcze 240 dziewczynek w innych krajach, w Peru i Kolumbii. W związku z czym sprawy o zabójstwa ciągle były otwarte, gdyż dołączano kolejne wnioski z kolejnymi szczątkami aż śledztwa utknęły w martwym punkcie. 

Wyrok dożywocia nie jest za niski, jeśli chodzi o skalę zbrodni gwałtu i dzieciobójstwa, jeśli jednak dba się o to, aby zboczonego psychopatę, pedofila-mordercę i ćpuńskiego psychola nie wypuszczać na wolność, jednak sędzia zezwolił na warunkowe zwolnienie zboczeńca, a wyrok się nie uprawomocnił z powodu prawnych niuansów i kruczków. Rodzice zamordowanych domagali się przywrócenia specjalnie dla niego kary śmierci - która w takim ewidentnym wypadku byłaby tak samo słuszna jak dożywocie bez prawa do zwolnienia warunkowego. Krążyła plotka, że rodziny pomordowanych dzieci zrzuciły się na nagrodę (25 tysięcy dolarów) dla więźnia lub strażnika, który zabije zwyrodnialca. Z tego powodu trzymano go w osobnej celi. W tym czasie udzielił też jedynego wywiadu dla prasy, który miał swoje liczne przedruki, a debilna prasa rozmawiała z dewiantem niczym z jakimś bohaterem, który osiągnął w życiu sukces w tym co robi. Część więziennych strażników jednak po cichu wspierała zwyrodnialca, bo gwałcenie, prostytuowanie i mordowanie indiańskich dzieci jest dość powszechne i często uchodzi zbrodniarzom na sucho w całej Południowej Ameryce, a zwyrodnialec uczył się na pastora chrześcijańskiego i był w więzieniu traktowany jak ksiądz-pastor, z czcią i nabożnym szacunkiem. W sumie odsiadywał jedynie wyrok 16 lat pozbawienia wolności liczony od marca 1980 roku. 

Pedro Lopez - psychopata na wolności


To, co się działo później, do dziś jest niezrozumiałe dla większości ludzi, chociaż znając kult księży i pastorów oraz ministrantów w Ameryce Południowej i traktowanie Indian, to nie dziwi. Po czternastu latach, w sierpniu 1994 roku, za dobre sprawowanie pedofil López opuścił mury więzienia w Ekwadorze i został deportowany do sąsiedniej Kolumbii. Tam zamiast być sądzony za kolejne morderstwa, został jednak uznany za niepoczytalnego w związku z zamordowaniem bardzo dziecinnie wyglądającego 20-to latka i umieszczony w zakładzie psychiatrycznym w Bogocie. Po dwóch latach uznano go za zdrowego psychicznie i po wpłaceniu 50 dolarów kaucji wypuszczono na wolność, gdyż widocznie, jak to pedofil grał dobrze całkiem zdrowego i normalnego człowieka, a poza tym jako gorliwy chrześcijanin kształcony na pastora miał poparcie kolejnych misjonarek chrześcijańskich, bardzo bogatych i zapewne także zboczonych. To oznacza, że od 1998 roku López był lub nadal jest wolnym człowiekiem i może swobodnie gwałcić oraz mordować indiańskie dzieci, a nawet pod fałszywym nazwiskiem być pastorem i uczyć dzieci w szkole miłości chrześcijańskiej. Nikt nie ma bowiem pojęcia, co się z nim stało i czy nadal żyje. Zapadł się pod ziemię, a ilość zaginionych dzieci jest duża w Ameryce Południowej. 

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że jeszcze w więzieniu odgrażał się, że kiedyś znów zabije. – Moment śmierci jest zachwycający i radosny. Kiedyś, kiedy mnie wypuszczą, poczuję go ponownie. Będę szczęśliwy, mogąc zabijać nadal. To moja misja – mówił z wielkim przekonaniem ten chrześcijański zbrodniarz pedofilski. W Biblii jest napisane, że Jezus Chrystus powiedział: "Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie", co pedofilskie kanalie rozumieją po swojemu i często używają jako argumentu misyjnego w obronie. Nie ma w Biblii wyraźnego zakazu pedofilii ani potępienia pedofilskich zboczeń seksualnych, chociaż w czasach, gdy żyli Prorocy Starego Testamentu oraz Jezus Chrystus jako ostatni z biblijnych Proroków - pedofilia istniała, ale wśród ludów semickich nie była niestety uważana za zbrodnię - czego widać Niebo nie dopatrzyło, albo Prorocy woleli nie narażać się zbytnio i tak zepsutemu moralnie ludowi. 

W 2002 roku kolumbijska policja znalazła ciała dwóch dziewczynek, zamordowanych przez uduszenie, niemal w taki sam sposób, w jaki działał Pedro López. Rozesłano za nim list gończy, do dziś szuka go również Interpol. Nie wiadomo co się z nim stało. Jeśli żyje, ma na 2015 rok jakieś 66/67 lat - być może dopadła go starcza demencja lub impotencja i żądza zmalała, a być może bardzo uważa, aby nie dać się złapać, jak wiele innych pedofilów po odbytych wyrokach. Nie był poddany chemicznej ani chirurgicznej kastracji, co u części zboczeńców powoduje zanik zboczonych skłonności seksualnych. Być może policjanci w Kolumbii zwyczajnie dorwali zwyrodnialca i załatwili sprawę po cichu czyli serią z karabinu maszynowego, a być może porywa dziewczynki dalej - tylko jak wielu pedofilskich zwyrodnialców zabija tak, że jak dotąd nie natrafiono na ślad ciał kolejnych zaginionych dzieci, które dokładnie utylizuje. Nagroda w wysokości 25 tysięcy dolarów za głowę zboczeńca jednakże ciągle czeka na swojego odbiorcę. 

Eksperci od profilowania przestępców, w tym śledczy z Interpolu i FBI mówią wyraźnie, że w profilach niebezpiecznych przestępców, gwałcicieli, pedofilów i morderców często przewija się wątek bardzo złej relacji z matką, bardzo złych wspomnień na temat matki. Nienawiść do matki za jakieś wyrządzone przez matkę zło, zboczenia seksualne w tym prostytucja matki, seks i przemoc w domu na oczach dziecka, odrzucenie czy porzucenie przez matkę. Matki puszczalskie, prostytutki domowe puszczające się w taki sposób, że dziecko o tym wie, cierpi z tego powodu, wstydzi się tego - to bardzo często podstawa dla rozwoju u dziecka osobowości psychopaty zwyrodnialca. Im bardziej matka lub jej partnerzy seksualni są agresywni, tym dzieci są bardziej zwyrodniałe, a w przyszłości psychopatyczne, zboczone i przestępcze. Już trzy zmiany partnerów seksualnych dokonane przez matkę w okresie dzieciństwa potomstwa powodują psychopatyczne zwyrodnienie u tych dzieci, chociaż nie zawsze aż tak drastyczne jak w omawianym przypadku na który wpłynęło też odrzucenie przez matkę. Stare powiedzenie ludowe znane u wielu narodów, że z matki puszczalskiej (ku.wy) pomiot kryminalny wyrasta jest niestety prawdziwe, czego dowodzi współczesna nauka z zakresu kryminalistyki i profilowania przestępców. Najlepiej nie robić dzieci z kobietami które są prostytutkami, często zmieniają partnerów seksualnych, każde dziecko jest po innym ojcu a one jak domowe prostytutki dobrze sobie żyją z alimentów lub innych opłat za usługi seksualne. A kobiety, jak już lubią się puszczać, niech to robią poza domem, daleko, tak, aby dziecko nie widziało kolejnych zmieniających się dupczycieli swojej matki szykowanych na kolejnych "nowych tatusiów", bo tatuś zawsze jest jeden - ten biologiczny, starannie ukrywany przez około 30 % kobiet z uwagi na ich puszczalskość... 

Tymczasem zboczeńca nagrodzono sławą i uznaniem, a media zwykle pomijają istotne wątki jak ćpanie ayahuaski i chrześcijańską gorliwość zwyrodnialca. Został wpisany do Księgi Rekordów Guinessa z powodu największej znanej ilości zabójstw dokonanych przez seryjnego zbrodniarza zabójcę. Widocznie właściciele owej księgi rekordów także są zaćpani ayahuascą i marihuaną, a może marzą o podobnie okrutnych i zboczonych rekordach.

Antypedofilskie Bractwo Himawanti - Facebook (zalajkuj!):  

https://www.facebook.com/Antypedofilskie.Bractwo.Himawanti



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz