czwartek, 19 czerwca 2014

ABW - bezpieka napada tygodnik Wprost

Prokuratura, policja i bezpieka ABW terroryzują tygodnik "Wprost"... 


Agenci polskiej bezpieki ABW po raz pierwszy pojawili się w redakcji przed południem dnia 18 czerwca 2014 roku, w środę. Dziwna forma napastować redakcję legalnie istniejącego tygodnika, organu prasowego. Wejście służb specjalnych do redakcji gazety nie uchodzi w cywilizowanym państwie prawa, ale Polska to widać republika bananowa rządzona przez kacyków dyktatorów. Można było dziennikarzy zwyczajnie zaprosić do prokuratury na rozmowę. Wywieranie presji i gestapowskiego przeszukania redakcji źle wróży polskiej demokracji, która okazuje się faszyzmem. Na miejscu w redakcji "Wprost" było również mnóstwo dziennikarzy innych mediów, a także m.in. Przemysław Wipler, Piotr Ikonowicz i Piotr Guział, wszyscy zainteresowani obroną mediów przed policyjnymi naciskami, represjami i policyjnym terroryzmem aparatu państwa. 

Bezpieka ABW napadła terroryzować dziennikarzy tygodnika "Wprost"
Wtargnięcie bezpieki ABW, prokuratora i policji do redakcji tygodnika "Wprost" ma związek z ujawnieniem nagrań rozmów ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza z prezesem Narodowego Banku Polskiego Markiem Belką oraz byłego ministra transportu Sławomira Nowaka z wiceszefem PGNiG Andrzejem Parafianowiczem, którzy się solidnie skompromitowali i zbłaźnili. Tygodnik "Wprost" opublikował stenogramy i nagrania rozmów szefa MSW , prezesa Banku Centralnego, byłego ministra transportu. Do redakcji "Wprost" docierały też wiadomości o kolejnych taśmach. Nagrane miało zostać spotkanie wicepremier Elżbiety Bieńkowskiej z szefem CBA Pawłem Wojtunikiem, do którego doszło na początku czerwca. 

Według informacji tygodnika, zarejestrowane ma być również spotkanie szefa Najwyższej Izby Kontroli Krzysztofa Kwiatkowskiego z najbogatszym Polakiem Janem Kulczykiem. Krążą wreszcie informacje o zarejestrowanych spotkaniach ministra Pawła Grasia z wspomnianym Janem Kulczukiem. Nagrane miało zostać również spotkanie związanego z Platformą biznesmena Piotra Wawrzynowicza z wiceministrem finansów Rafałem Baniakiem. Same afery na szczytach i tak skompromitowanej oraz skorumpowanej władzy politycznej powiązanej z faszystowską sektą Opus Dei. Taśmy oburzyły cześć opinii publicznej. Politycy swobodnie, często przeklinając, dyskutują na nich o kondycji państwa. Szef MSW stwierdza, że państwo "istnieje tylko teoretycznie". Razem z szefem NBP rozmawiają o pomocy finansowej banku w zamian za głowę ministra finansów. Z kolei Sławomir Nowak stara się o zablokowanie kontroli skarbowej w firmie swojej żony.

Polska pod rządami Platformy Obywatelskiej i PSL czyli byłego AWS i dawnej Unii Wolności rażąco narusza prawa do wolności słowa i dziennikarski immunitet. Prokuratura warszawska nielegalnie w dniu 18 czerwca 2014 roku napadła razem z policją redakcję tygodnika "Wprost". Tygodnik "Wprost" odmówił przekazania rzekomego dowodu przestępstwa w postaci taśm z aferą podsłuchową obnażającą przestępcze metody funkcjonowania najwyższych organów państwa. Prokuratura skandalicznie i nielegalnie zadecydowała o nielegalnym przeszukaniu bez prawomocnego postanowienia sądowego wymaganego w wypadku policyjnego napastowania redakcji gazet i mediów oraz organizacji pozarządowych. Dziennikarze z wielu redakcji blokują bez wątpienia przestępczych w tym wypadku policjantów III RP. "Do domu! Do domu!" - krzyczą, skandują dziennikarze do usiłujących wtargnąć do pełnych ludzi pomieszczeń redakcji tygodnika "Wprost". 


- Nośniki, o których wydanie zwróciliśmy się do "Wprost" stanowią dowód przestępstwa i są niezwykle istotne dla sprawy - powiedziała rzeczniczka Prokuratury Warszawa-Praga Renata Mazur. Poinformowała, że wieczorem rozpoczęto przeszukania w redakcji tygodnika, bo "Wprost" odmówił wcześniej wydania dowodów (w rzeczywistości przeszukanie opóźniło się). Oburzenia nie kryją dziennikarze tygodnika. 

Renata Mazur, rzeczniczka prowadzącej sprawę rzekomo nielegalnych podsłuchów Prokuratury Okręgowej Warszawa - Praga podkreśliła wieczorem 18 czerwca 2014 roku, że czynności prowadzone przez funkcjonariuszy czarnej polskiej bezpieki czyli ABW w redakcji "Wprost" były jednymi z wielu, które odbywały się w środę. Prokuratura bezprawnie i przestępczo napastliwie  zażądała od tygodnika Wprost "dobrowolnego wydania rzeczy w postaci wszystkich nośników zawierających treści rozmów prowadzonych podczas spotkań gości w restauracji "Sowa i Przyjaciele" oraz w restauracji w "Amber Room" w Pałacyku Sobańskich w Warszawie przekazanych dziennikarzom "Wprost". - Nośniki, o których wydanie zwróciliśmy się do "Wprost" stanowią dowód przestępstwa i są niezwykle istotne dla sprawy, niezależnie od tego, czy są to oryginalne nagrania czy ich kopie - obłudnie i kłamliwie podkreśliła rzeczniczka prokuratury warszawskiej.

Renata Mazur twierdzi, że prokurator wydał decyzję o żądaniu wydania dowodów przez "Wprost", a dopiero wobec odmowy ich przekazania zdecydował o przeszukaniu redakcji. Tymczasem polskie ustawodawstwo oraz prawo międzynarodowe chroni prawa dziennikarzy i wiele organizacji pozarządowych do posiadania informacji oraz do zachowania tajemnicy dziennikarskiej. Rzeczniczka zapewniała przy tym wielokrotnie, że działania prokuratury w żaden sposób nie naruszają tajemnicy dziennikarskiej, tymczasem cynicznie obłudnie kłamała. - Nasze decyzje o wezwaniu do wydania nagrań i późniejsza decyzja o przeszukaniu w redakcji mają na celu tylko i wyłącznie uzyskanie dowodów w sprawie. Nie mamy zamiaru uzyskiwania danych informatorów, ani naruszania jakiejkolwiek dziennikarskiej tajemnicy - podkreśliła Mazur.

Po południu, około 17:30 bezpieka ABW wróciła razem z nielegalnie działającym warszawskim prokuratorem Józefem Gackiem. - Najpierw byli funkcjonariusze bezpieki z prośbą o wydanie materiałów, które są nam potrzebne. Ponieważ ich nie uzyskaliśmy, jesteśmy tutaj, również z prokuratorem, żeby rozpocząć kolejne czynności - wyjaśnił Józef Gacek z prokuratury okręgowej Warszawa - Praga-Południe. - Postaramy się tak czynność zrobić, żeby nie zakłócać pracy redakcji - dodał.

- Pan nie zakłóca pracy redakcji?! - zareagował na te słowa naczelny "Wprost". - Kilka godzin temu weszło trzech panów cichociemnych. Teraz pojawia się pan. Też z bezpieki ABW. I pan mówi do kamery, że nie zakłóca prac redakcji? Gdzie i jak ci ludzi mają pracować? Ta wizyta to przyniesienie pizzy, tak? - pytał zdenerwowany Latkowski. - Jak ABW odeszło, to przyszedł pan z ABW - kontynuował Latkowski. - Nikt nigdy nie wchodził do redakcji. Nikt nie wysyłał ABW. To jest pokazanie, że jesteście władzą nad wszystkimi, że macie gdzieś standardy - zwrócił się do Gacka naczelny "Wprost". Niedługo po tej pyskówce Anna Gielewska z "Wprost" napisała o tym, że redakcja ma być przeszukiwana na polecenie prokuratora, które jest nielegalne.

Bandycki wjazd bezpieki z ABW przypomina brutalne i przestępcze napady polskiego gestapo katolickiego na organizacje zajmujące się pomocą ofiarom molestowanym seksualnie przez katolicki kler i katolickich katechetów. Napady na ośrodki Antypedofilskiego Bractwa Himawanti na zlecenie bezpieki ABW urządzała zwykle inna formacja przestępczej faszystowskiej bezpieki katolickiej znana jako Centralne Biuro Śledcze - CBŚ. Napady zlecali skorumpowani opusdeistyczni sekciarscy prokuratorzy bandyci z warszawskiej Prokuratury Okręgowej, wyjątkowo skompromitowanej ogólnopolską zbrodniczością, z prokuratury w Bydgoszczy czy Krakowa. Członków niebezpiecznej, terrorystycznej, dokonującej licznych zbrodniczych nadużyć sekty faszystów znanej jako Opus Dei powinno się pozbawiać prawa wykonywania zawodów prawniczych dożywotnio! Podobnie prokuratorów z sekty Opus Dei w Gdyni i Gdańsku za nękanie artysty Nergala i powinno się usunąć z zajmowanych stanowisk, a ich zwierzchników surowo ukarać lub usunąć razem z nimi i zamknąć razem z paranoikiem Ryszardem Nowakiem w zakładzie psychiatrycznym na dłuższe leczenie chorych głów. Wśród prokuratorów z Opus Dei jest bardzo dużo pedofilów klerykalnych, pedofilów katolickich związanych z klerem i zajmują się oni terroryzowaniem zgwałconych przez kler ofiar i ich rodzin, zamiast zajmowania się tym czym powinni to jest kastrowaniem księży i biskupów pedofilów. 

Redaktor naczelny tygodnika "Wprost" Latkowski powiedział wieczorem: chcą wiedzieć, co jeszcze mamy w swoich zasobach. Po pierwszym wejściu ABW do redakcji Sylwester Latkowski zabrał głos podczas konferencji prasowej. - Trójka funkcjonariuszy bezpieki wchodzi do redakcji prasowej, gdzie wywołuje to destabilizację - mówił o akcji ABW redaktor naczelny "Wprost" . - Można było wezwać mnie do prokuratury, zadzwonić. Często się tak robi, że się prosi o wydanie jakichś materiałów i zawsze było tak, do tej pory, że prokurator, policjant dzwonił po prostu do mnie i nie było problemu - dodał. - To niczemu innemu nie służy jak temu, żeby po prostu wprowadzić destabilizację w redakcji - podkreślił Latkowski i dodał, że obecnie trwają prace nad kolejnym numerem tygodnika poświęconym nagraniom. Latkowski stwierdził także, że akcja ABW została zlecona, żeby dowiedzieć się jakie inne nagrania i materiały na temat przekrętów najwyższych urzędników państwa posiada "Wprost". 

Co o ochronie źródeł informacji dziennikarza mówi prawo prasowe, art.15 ustawy?

1. Autorowi materiału prasowego przysługuje prawo zachowania w tajemnicy swego 
nazwiska. 
2. Dziennikarz ma obowiązek zachowania w tajemnicy: 
1) danych umożliwiających identyfikację autora materiału prasowego, listu do 
redakcji lub innego materiału o tym charakterze, jak również innych osób 
udzielających informacji opublikowanych albo przekazanych do opublikowania, jeżeli osoby te zastrzegły nieujawnianie powyższych danych. (...) 

Przeszukanie w redakcji "Wprost" to zbrodnia prokuratury przeciwko Narodowi Polskiemu i wolności prasy oraz przeciwko wolności słowa i Konstytucji. Największa batalia toczyła się o osobisty laptop redaktora naczelnego Sylwestra Latkowskiego, który poinformował, że użyto wobec niego brutalnej przemocy fizycznej. Agentów bezpieki ABW chroniła grupa czarnych jak hitlerowskie gestapo policjantów, na miejscu obecni są dziennikarze z wielu innych polskich redakcji. Redakcja została bestialsko zdemolowana, dochodziło do przepychanek, wyłamano i zniszczono drzwi do gabinetu redaktora naczelnego. Pełnomocnik "Wprost", mec. Jacek Kondracki zapowiedział, że złoży do sądu zażalenie na działanie prokuratury. Wiele osób przyszło do redakcji w ramach solidarności z dziennikarzami przeciwko korupcji władzy politycznej. 

W czasie akcji funkcjonariusze bezpieki ABW zostawili teczkę z tajnymi dokumentami operacyjnymi, mogą się zgłosić do redakcji po odbiór. - Na miejscu było 13 funkcjonariuszy policji - wyjaśnia dla mediów publicznych i prywatnych Mariusz Sokołowski z Komendy Głównej Policji. Jak dodaje, policjanci mieli zapewnić prokuratorowi bezpieczeństwo i umożliwić mu wykonywanie pracy. - Wszystko wskazuje na to, że ABW, prokuratorzy i policjanci odpuścili - relacjonuje Michał Tracz około godziny 23:55 w środową noc. Nie udało się zabrać laptopa i pendrive'a Sylwestra Latkowskiego - redaktora naczelnego tygodnika "Wprost", funkcjonariusze zdemolowali jednak drzwi do jego gabinetu. Z pustymi rękami opuścili redakcję tygodnika. Latkowski powiedział, że prokuraturze udało się zdemolować redakcję tygodnika i wstrzymać na jeden dzień pracę dziennikarzy nad nowymi tekstami, w tym tymi o aferach podsłuchowych. 

- Dziękuję wszystkim, że jesteście, że nas nie zostawiliście - zwrócił się o 23:16 do obecnych w redakcji Sylwester Latkowski. - Tu chodzi o istotę mediów. Jest tajemnica dziennikarska i jej bronimy. Użyto wobec mnie siły, rzucili się na mnie brutalnie funkcjonariusze policji - powiedział Latkowski, podkreślając po raz kolejny, że wyda materiały, jeśli decyzję o uchyleniu tajemnicy dziennikarskiej podejmie sąd. - Nie chcemy przeszkadzać (w śledztwie). To, co się dzieje jest skutkiem doniesienia szefa MSW Bartłomieja Sienkiewcza, osoby zainteresowanej w sprawie - dodał. Materiały od Snowdena o znaczeniu dla bezpieczeństwa USA nie spowodowały zajęcia biur redakcji; to jest sytuacja bez precedensu na skalę światową w obecnym czasie! 

- Będziemy bronić wolności słowa i tajemnicy dziennikarskiej do upadłego - komentuje dla mediów Piotr Stasiński z "Gazety Wyborczej". Z góry było wiadomo, że tygodnik "Wprost" nie wyda nagrań, bo wtedy redakcja mogłaby zamknąć pismo lub przerzucić się na pisanie o wędkarstwie. Nikt nigdy nie przekazałby jej poufnych informacji. Tajne służby w postaci bezpieki ABW i prokurator dokonali częściowo "czynności" przeszukania redakcji tygodnika "Wprost". Powód był taki, że naczelny tej gazety Sylwester Latkowski w południe odmówił agentom coraz bardziej panoszącej się bezpieki opusdeistycznej wydania nośników elektronicznych, na których zapisane są obywatelskie podsłuchy rozmów najważniejszych urzędników w skorumpowanym i sklerykalizowanym państwie. Prokuratura katolickiego reżymu uzasadnia to w ten sposób, że nośniki są rzekomo "dowodem w sprawie przestępstwa", jakim było potajemne nagrywanie spotkań ministrów. Tyle że według Latkowskiego mogą tam też znajdować się elementy identyfikujące informatora, który redakcji dostarczał nagrania, zastrzegając sobie anonimowość i poufność do czego ma ustawowe prawo. A ponieważ obowiązkiem dziennikarza, zapisanym w prawie prasowym, jest ochrona tożsamości informatora, to Latkowski nie może spełnić absurdalnych i bezprawnych żądań warszawskiej prokuratury. Mógłby to zrobić tylko zmuszony przez sąd, i to wtedy, gdy chodziłoby o morderstwo czy zbrodnię szpiegostwa, a tu nic takiego nie miało miejsca. 

Na razie naczelny "Wprost" ma obowiązek odmówić prokuraturze i opusdeistycznej bezpiece ABW. Jeżeli zaś służby zdecydują się na wariant siłowy, czyli dokładne przeszukanie wbrew woli redakcji, to złamią prawo i naruszą wolność słowa, która jest fundamentem kiełkującej zaledwie w Polsce demokracji. Wiadomo też było, że dziennikarze odpowiednio zabezpieczyli ten materiał, by go nie stracić w razie jawnego czy tajnego najścia służb. Tak w podobnych wypadkach zachowuje się każda redakcja. Wejście ABW nie ma więc praktycznego sensu, bo poza awanturą agenci bezpieki ABW niczego nie osiągną. Przypadkowe nagrania spotkań polityków to dziś gorący temat w Polsce, bardziej niż nielegalny i przestępczy przewrót wojskowy na Ukrainie i przejęcie w Kijowie władzy przez faszystów banderowców. Bez względu na intencje nagrywających treści rozmów są kompromitujące lub co najmniej niewygodne dla rządu. Posyłanie w tej sytuacji tajnych służb do redakcji, która nagrania publikuje, jest bezprawne i głupie oraz świadczy o tym, że komuś całkiem już puściły nerwy. 

ABW się informatycznie ośmieszyło! 


Jak poinformował Sylwester Latkowski, redaktor naczelny, cała akcja opóźniła się o kilka godzin, ponieważ ABW nie była przygotowana do pracy z komputerami Macintosh. Funkcjonariusza polskiej bezpieki nie umieją wykonać prozaiczną czynność jak zgranie na pendrive danych z komputera Macintosh firmy Apple. Ciekawe czy tylko na biciu bezbronnych się znają skoro na najprostszych sprawach z informatyki śledczej jak zgrywanie binarki z dysków twardych na dyski przenośne nie potrafią. Jest to informatyczna kompromitacja służb specjalnych III RP. I taka agencja ma zbierać dane i przygotowywać poufne raporty dla rządu! 

Funkcjonariusze ABW późnym wieczorem odstąpili od przeszukania redakcji "Wprost". Do przedstawicieli Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i prokuratora dołączyli policjanci. Akcję ABW obserwowało kilkudziesięciu dziennikarzy - zarówno tych bezpośrednio zaangażowanych z tygodnika "Wprost", jak i z innych mediów, którzy relacjonowali i rejestrowali wydarzenia w redakcji tygodnika. - Prokuratura nie tylko nie ma prawa przeszukiwać pomieszczeń redakcji, ale także nie potrafi tego zrobić - uważa Sylwester Latkowski, naczelny tygodnika "Wprost". - Nie potrafią zgrać danych z MacBooka Apple'a. Żyjemy w takim kraju, gdzie Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego nie potrafi zgrać laptopa - mówi Latkowski. - Trudno się dziwić, że nie potrafią zapewnić bezpieczeństwa rozmów - ironizuje. 

Kuriozalnym jest także samo to upublicznione postanowienie o żądaniu wydania rzeczy. Przede wszystkim powinno ono być skierowane indywidualnie, do konkretnej osoby. Jeżeli prokuratorka reżymu III RP chciałaby żądać od wszystkich, to powinna skierować do każdego z nich oddzielne postanowienie. W artykule 217 kpk jest bowiem wyraźne stwierdzenie, że "wzywa się osobę" a nie "osoby". Dlaczego tego nie zrobiła?  Brak papieru w okręgówce? Brak tonerów w drukarkach? Czort watykański z Opus Dei wie. Może nie chciało jej się przeklejać danych w rubryczce albo jak funkcjonariusze z ABW po prostu nie umie kopiować danych... 

Pełnomocnik tygodnika mec. Jacek Kondracki podkreślił, że w jego ocenie akcja stanowi "nieszczęście dla praworządności, demokracji i wolności prasy". Zapowiedział, że złoży do sądu zażalenie na działanie prokuratury. Wyjaśnił również, iż jego zdaniem "najazd" na redakcję jest tym bardziej szokujący, że zatrzymanemu bezpodstawnie w środę 18 czerwca 2014 roku w związku z aferą taśmową Łukaszowi N. grozi kara dwóch lat pozbawienia wolności. Bezpieka ABW bowiem zatrzymała pierwszą osobę, którą - jak można domniemywać - podejrzewa się o związek z podsłuchiwaniem ministrów i szefa NBP. Nie jest to dziennikarz, lecz manager restauracji "Sowa i przyjaciele", Łukasz N. Całkiem możliwe, że jest to zatrzymanie w gestapowskim celu wydobywczym jak za reżymu PiS i Zbigniewa Ziobro oraz Jarosława Kaczyńskiego. 

Brawo dla dziennikarzy z innych mediów za solidarność z redakcją "Wprost". Wolność słowa to największa zdobycz po 1989 roku. Nie pozwólcie dziennikarze odebrać tego przywileju, a tajemnicę dziennikarską chrońcie tak jak pedofilski kościół chroni tajemnicę spowiedzi i sprawców pedofilii, którymi jakoś bezpieka ABW nie raczy się zająć i wykastrować jak należy z narzędzi zbrodni oraz pornografii pedofilskiej znajdującej się w seminariach duchownych, kuriach, dekanatach, farach, bazylikach, klasztorach czy zwykłych plebaniach. 

Podsumujmy, co się dziś wydarzyło: Nasz korespondent donosił, że doszło do wyważenia drzwi w pokoju redaktora naczelnego "Wprost". Agenci ABW i prokuratorzy chcieli wyrwać Sylwestrowi Latkowskiemu laptopa, w którym może przetrzymywać nagrania. Słychać było wrzaski. Wiadomo, że Latkowskiemu wykręcano ręce. Tłum dziennikarzy broniących Latkowskiego nie dał za wygraną. Wszyscy go bronili i nawoływali, by agenci się wylegitymowali. W efekcie śledczy dali sobie spokój i opuścili redakcję. Czy wrócą? No cóż wszyscy uważają (włącznie z prawnikami takimi jak prof. Kruszyński), że te siłowe rozwiązania były pogwałceniem podstawowych praw należnych mediom. 

Prokuratur nie zastanawia się czy działa zgodnie czy niezgodnie z prawem bo rządy katolickie od 25 lat zapewniają prokuratorom bezkarność, co znamy z przestępczych działań wobec wielu organizacji społecznych i pozarządowym w tym wobec wielu organizacji monitorujących bestialskie łamanie praw człowieka oraz stosowanie terroryzmu przez policję, prokuratury, bezpiekę i sądy. Kompromitacja prokuratury, policji i Departamentu Postępowań Karnych ABW czyli polskiej bezpieki jest oczywista. Powinni się oni wszyscy podać do dymisji, albo zostać natychmiast usunięci ze służby za ewidentny bandycki i przestępczy napad terrorystyczny na siedzibę redakcji tygodnika "Wprost". 

MEDIA MAJĄ PRAWO PUBLIKOWAĆ NAGRANIA KOMPROMITUJĄCE WŁADZE POLITYCZNE I MAJĄ OBOWIĄZEK CHRONIĆ SWOJE ŹRÓDŁA INFORMACJI! A PROKURATURZE GÓWNO DO TEGO KTO NAGRYWAŁ SKORUMPOWANEGO MINISTRA! 

Wychodzi na to, że za rządów Donalda Tuska i Bronisława Komorowskiego oraz aktywistów z faszystowskiej sekty Opus Dei nie karze się tych co zawinili, tylko tych, którzy wskazali winnych. 

Dziennikarzom radzimy "Wprost" i innych mediów radzimy, w odpowiedzi na pismo wrzućcie wszystko do netu i oddajcie frajerom nośniki, a na przyszłość najpierw publikujcie wszystko na Wikileaks a dopiero potem w swojej gazecie! 

List otwarty dziennikarzy 


List otwarty w obronie "Wprost" wystosowało kilkunastu dziennikarzy różnych mediów, którzy uznali, że "nie mogą pozostać obojętni wobec tego brutalnego aktu naruszenia niezależności dziennikarskiej". W ocenie dziennikarzy przeszukanie redakcji przez ABW i domaganie się wydania materiałów, które mogły zawierać chronioną prawnie tajemnicę dziennikarską to pierwszy po 1989 roku przypadek "jawnie siłowego rozwiązania wobec mediów i otwartej ingerencji tajnych służb w sferę wolności słowa w jej najbardziej wrażliwym aspekcie, jakim jest ochrona źródeł, które zastrzegły sobie anonimowość". Faktycznie były jeszcze inne napady na niezależne media, w tym na bloggerów politycznych, redaktorów Tygodnika "NIE" Jerzego Urbana czy na redakcję pisma ezoterycznego "Światło Himawanti" (1996, 199, 2002, 2006)... 

"Bez względu na to, kim są informatorzy i jakie są ich intencje, dziennikarz ma obowiązek strzec ich danych. Wyjątki od tej zasady są nieliczne i nie dotyczą opisywanej sytuacji" - zaznaczyli w liście. Przypomnieli, że bezpieka ABW na polecenie prokuratury nie domaga się od tygodnika materiałów w sprawie o morderstwo czy zamach terrorystyczny, tylko nagrań rozmów najwyższych urzędników państwowych, których treść stawia w złym świetle obecny rząd i jego skorumpowanych polityków pozbawionych kultury słowa. "Dlatego działania służb specjalnych w redakcji Wprost uznajemy nie tylko za bezprawne, ale i nacechowane politycznie" - podkreślili przedstawiciele mediów.

==============================

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz