wtorek, 28 października 2014

Andrzej Rodan - pisarz jak rzeka i smok

Rodan - pisarz jak rzeka  i smok oraz fejsbukowe grupiśki 


Andrzej Rodan to przez lata poczytny pisarz z gatunku erotycznych, filozoficznych i antyklerykalnych, a ściślej historiozoficznych.  Rodan to takie nazwisko jak rzeka płynąca przez terytorium Szwajcarii i Francji. Długość – 812 km, powierzchnia dorzecza – 98 tysięcy km². Średni przepływ Rodanu (mierzony w Beaucaire) wynosi 1700 m³ na sekundę (na podstawie danych z lat 1920-2005). Nazwa rzeki Rodan pochodzi z języka retoromańskiego używanego regionalnie w Szwajcarii. Z liczby długości w kilometrach niektórzy wysnuwają wniosek, że Rodan to pisarz mistyczny (812 po zsumowaniu cyfr składowych daje liczbę mistyczną 11), jednak jedenastka ma oblicze zarówno jasne jak i ciemne, a także pośrednią skalę szarości. Andrzej Rodan, niczym rzeka Rodan jest czytany tam, gdzie potencjał odbiorczy ludzi jest największy, a w przypadku Jego książek historycznych i filozoficznych trzeba się otworzyć na fakty i prawdę, o co w Polsce nie jest łatwo, bo lud ciemny przywykł do mitów i urojeń z ambony parafialnej. Rodan rzeka łączy Alpy, Genewę i Lyon z Morzem Śródziemnym. 

Ostatnie dni Sodomy - powieść Andrzeja Rodana
Rodan z 1956 roku to także latający potwór z komiksów i filmów o fabule fantastycznej, ptak śmierci latający z prędkością 1,5 Macha, o rozpiętości skrzydeł 150 metrów. Naddźwiękowa prędkość pisarza powoduje, że jego idee docierają do czytelników dopiero po pewnym czasie, tak jak fala dźwiękowa za samolotem hipersonicznym. Rodan podczas lotu produkuje destruktywne fale szokowe, co akurat w wypadku kolejnych wydanych powieści Andrzeja Rodana także jest prawdą, a fale szokowe uderzają w niedouków i zakłamanych katolików nominalnych, nawet w fanów. Ogromne skrzydła Rodana powodują huragan, tak jak kilka powieści, chociażby o Papagejach z Watykanu czy Kryminalnej historii Kościoła. Rodan to ptaszysko, które potrafi dotkliwie dziobnąć, nawet bliskich znajomych, nie tylko co bardziej pokręconych fanów czy średniowieczne doły katociemnoty i plebsu parafialnego współcześnie zwanego czule Moherem. 

Rodan jest prehistorycznym pteranodonem, który uległ mutacji na skutek promieniowania radioaktywnego. W "Rodan, The Flying Monster" jesteśmy świadkami jego narodzin - wykluwa się z ogromnego jaja pod powierzchnią ziemi, w zapomnianej kopalni. Tak, w podziemiach i katakumbach polskiego intelektualizmu powstają kolejne dzieła pisarza Andrzeja Rodana, niewątpliwie zmutowanego promieniowaniem miłości do człowieka, któremu trzeba napisać książki o seksie i erotyzmie z jednej strony, a prawdę o katolickim kościele z drugiej strony. Mutacje w przyrodzie zwykle są szkodliwe dla zmutowanego, ale w wypadku promiennej mutacji Andrzeja Rodana, jest to mutacja pozytywna na miarę wieszcza Juliusza Słowackiego przez kościół katolicki totalnie znienawidzonego, tępionego, przemilczanego i odrzuconego. Oczywiście, mutacja pteranodona, jak każda mutacja daje pewne szkodliwe skutki uboczne, jak chociażby to, że pisarz swój stres z napisania prawdy historycznej musi czymś złagodzić, i może to być mniej lub bardziej rozcieńczony spirytus, co zresztą w katolickiej z gruntu Polsce jest społeczno obyczajową normą terapii antystresowej. 


Każdy twórca, czy to aktor, muzyk, śpiewaczka czy pisarz ma swoich fanów, ale także groupies. Fanki i fani Rodana na społecznościowym portalu Facebook to zwykle tak zwani groupies czyli grupiśki, do tego polska odmiana grupiśków, która oprócz skakania sobie do oczu która jest ważniejsza i którą Rodan bardziej lubi, nie umieją nic sensownego napisać. Nie dziwi zatem, że mając ponad 3 miliony sprzedanych książek, na w sumie 3 fangrupach (jedna tajna czyli prywatna) jest raptem ze 2-3 tysiące fanów i fanek. Zwykle nie umieją założyć ani poprowadzić jakiejkolwiek sensownej fangrupy. Groupies umieją tylko wyć na koncercie, a na grupach fanowskich srać się, że są najukochańszymi fankami. Bo może pisarz czy aktor w końcu grupiskę przeleci. Jedyny to cel grupisków płci obojga, wszystkich orientacji i genderów. Groupie (wym. grupi) – to pierwotnie miłośniczka czy miłośnik zespołu muzycznego, za którym podąża w poszukiwaniu erotycznej lub emocjonalnej bliskości. Słowo groupie wywodzi się z angielskiego group (grupa) właśnie w odniesieniu do grupy muzycznej, ale obecnie ma szersze zastosowanie. Groupies mają reputację łatwo dostępnych obiektów seksualnych dla gwiazd muzyki, artystów, pisarzy i innych osób publicznych w szczególności, w czasie trwających tras koncertowych czy promocji. 

Rzeka Rodan wypływa z Lodowca Rodanu w Alpach Urneńskich (Szwajcaria) na wysokości 1753 m n.p.m. Dalej wpływa do Jeziora Genewskiego, a potem szerokimi zakolami płynie do Rowu Rodanu (między Alpami a Masywem Centralnym). Rodan płynie dalej w kierunku południowym i uchodzi rozległą deltą (Camargue) do Zatoki Lwiej nad Morzem Śródziemnym. Może to być inspiracją dla pisarza, który przybrał sobie nazwisko Rodan jako pseudonim swojej artystycznej, pisarskiej działalności płynącej z wyżyn twórczej inspiracji, tak jak rzeka Rodan, która spływa z Alp. Lodowiec Rodan porównywalny z wysokością naszych Tatr jest akurat, żeby społeczeństwo polskie mogło zrozumieć pisarza. Na pocieszenie warto dodać, że ciągle niedoceniany pisarz Andrzej Rodan, chociaż ma na koncie około 50 powieści i ponad 3 miliony sprzedanych egzemplarzy swoich tytułów, przemilczany jest w mediach głównego nurtu. Przemilczany, tak jak kiedyś wieszczowie Mickiewicz czy Słowacki, gdyż odważa się pisać prawdę o kościele katolickim, prawdę historyczną, relację faktów takimi jakimi są, bez wybielania i bez przesadzania. Taką prawdą o kościele katolickim dławią się dziennikarze gorzej niż wymiocinami z kaca po kolejnym występie w swoich telewizorniach. 

W sumie to dotychczas na portalach społecznościowych powstał jeden realny, ale nieoficjalny Fan Klub zrzeszający sympatyków twórczości pisarza Andrzeja Rodana. Można go znaleźć na Facebook'u, liczy na 2014 rok ponad 2,5 tysiąca fanów. Część niestety to tacy fani, którzy zapisali się do FanKlubu, ale potem zapomnieli hasła do Facebook'a. Zatem, nie mają się jak udzielać. Inne grupiśki zamiast zostać fankami czy fanami, co kilka dni kręcą aferki, przeciw zagrażającej ich piśkom konkurencji. Pisarz tylko w tym wszystkim jest samotny, co u twórców wybitniejszych jest normalne. Związanie się z jedną grupiśką powoduje bowiem automatyczną utratę wszystkich pozostałych grupiśek płci obojga i genderów i rozkład fanowskich grup każdego artysty, nawet niespełnionego. Andrzej Rodan jednak woli się spełniać twórczo i z dyskusji fanklubowych stworzył kilka powieści nowoczesnych, opartych na dialogach fejsbuczych - jak mawia się w żargonie środowiska. 

Rodan jest jedyną dużą rzeką Francji zlewiska Morza Śródziemnego i jednocześnie drugą co do wielkości przepływu rzeką uchodzącą do Morza Śródziemnego. Jest najzasobniejszą w wodę rzeką Francji, ma także duży potencjał hydroenergetyczny. Poprzez Saonę ma połączenie z Loarą, a poprzez Kanał Południowy z Garonną. Rzeka Rodan jest żeglowna na odcinku 670 km od ujścia rzeki Ain do morza. Andrzej Rodan pisarz też jest żeglowny. Dojeżdża do pracy na wykłady na Uniwersytet Wiedeński, bo polskie gównouczelnie zwykle nie zatrudniają rodzimych pisarzy ani sprawnych filozofów uprawiających filozofię w praktyce, nawet jak mają doktorat. Pewnie dlatego w rankingu światowych uczelni, te polskie prawie nie występują, oprócz wzmianki, że jakieś tam uczelnie i uniwersytety podobno w Polsce są. Ale co to za uniwersytet, chociażby w Opolu, który jest w rzeczywistości szkołą teologiczno-katechetyczną. Oficjalnie miał kształcić pedagogów i teologów. Produkuje kiepskich propagandystów, ideologicznych bezmózgich katechetów. Wstyd się chwalić skończeniem takiej marnej szkółki. W Europie to obciach mieć taką mroczną plamę w życiorysie, plamę o wielkości 5 lat. Pisarz Andrzej Rodan ma duży potencjał, jak rzeka Rodan, sięga nie tylko Wiednia, gdzie wykłada jako uznany pisarz i filozof z dorobkiem twórczym, czy Morza Śródziemnego, ale także USA, gdzie bywa zapraszany przez środowiska twórcze i naukowe. 

Twórczość pisarska Andrzeja Rodana także okresowo wzbiera jak rzeka Rodan. Uznaje się, że wody rzeki są wezbrane, jeśli przepływ w Beaucaire przekracza 5000 m³/s. Najwyższy stan wód Rodanu zanotowany w ostatnich latach pochodzi z grudnia 2003 r., kiedy to jego przepływ oszacowano ostatecznie na ok. 11500 m³/s. Uznano wówczas, że było to największe wezbranie Rodanu od 200 lat. Największe wezbrania Rodanu, jakie opisano w źródłach, miały miejsca w październiku 580 roku lub w listopadzie 1548 roku. Tzw. „woda tysiącletnia” została zdefiniowana na tej podstawie jako przepływ w Beaucaire powyżej 14000 m³/s (ale nie więcej, niż 16000 m³/s). Niektóre powieści były hitami przyciągając natychmiast setki tysięcy czytelników. Bywały lata, że nic szczególnego w twórczości Andrzeja Rodana się nie działo, a Rodan płynął spokojnie. 

Eksperymenty na Facebooku, na profilu pisarza, który jest zapchany i ma 5 tysięcy znajomych oraz na fanowskich grupach obnażają prawdziwy charakter pisarza, który jest zmienny i kapryśny niczym dziewica klęcząca na grochu z wibratorem w kroku, wibratorem bez baterii. Zmienia znajomych jak rękawiczki, kumpluje się z tymi, którzy gotowi są go sprzedać lub zasrać mu życie. Są to niestety często znajomości rzeki z meliorantami, rurami kanalizacyjnymi odprowadzającymi własne ścieki do rzeki, znajomości z tymi, którym zachciało się wysrać lub wyszczać i akurat rzeka Rodan była w pobliżu. Tym są grupiśki wśród fanów Rodana, ale czasem z rzadka kupują książki, które nie koniecznie czytają, bo nie rozumieją, ale pisarz dzięki nim także może jakoś w Polsce przeżyć. Grupiśki mają to do siebie, że o treści książek nie mają nigdy nic do powiedzenia, zwykle nie wiedzą o czym pisarz pisze, a nieliczne wyjątki przeczytały jedną książkę, ale tylko okładkę. Pewnie Andrzej Rodan jest jedynie ich wymarzonym typem samca, partnera seksualnego, a przyciąga je do pisarza chuć nieokiełznana, a nie zdolność czytania książek. Minister Kultury zapomniał utworzyć fundusz płac dla normalnych pisarzy, chociaż sponsoruje jakieś wojtyłopodobne bełkoty teologiczne rodem ze średniowiecznej ciemnoty i głupoty. I tak pisarz dla napisania książki o raportującej zjawiska społecznościowe musi się babrać w gównie, a właściwie w szambie. 

Wprowadzając Rodana (Radon, Rodo, Ognisty Rodan) - skrzydlatego potwora na rynek filmowy twórcy z Toho udowodnili, że sukces Godzilli nie był przypadkiem. W prawdzie konwencja nie proponowała niczego nowego, jednak niekwestionowana owacja z jaką przyjęto gigantycznego ptaka sprawiła, że od tego momentu rozpoczął się pochód japońskich potworów przez ekrany kinowe całego świata. Miejmy nadzieję, że książki Andrzeja Rodana spowodują, że pisarze w Polsce rozpoczną pochód pisania prawdy o watykańskiej pederastii, kościelnej pedofilii duchowieństwa, zepsuciu seksualnym zakonnic i księży, a także o koniecznej seksualnej edukacji nastolatków w szkołach zamiast katolickiej katechezy. Każdy szanujący się pisarz powinien dołączyć do fali trendu prawdy naukowej, historycznej i filozoficznej. Oczywiście ponad 3 miliony sprzedanych egzemplarzy pisarza Andrzeja Rodana nie oznacza z automatu 3 milionów czytelników, co miałoby miejsce gdyby każda osoba kupiła tylko raz jeden egzemplarz książki tego tak czy owak wybitnego współczesnego autora. Drugi biegun podpowiada wyobraźnia, że każdy czytelnik kupił wszystkie wydane tomy, a wtedy mamy minimalną możliwą liczbę czytelników: zaledwie 60 tysięcy osób. Utrzymanie przy sobie przez lata 60 tysięcy stałych czytelników wymagałoby niesamowitego magnetyzmu autora i wierności czytelniczej, nieomal klanowej czy ezoterycznej, co nie wydaje się możliwym w praktyce, chociaż statystycznie jest. Mamy zatem przedział realny, gdzieś od ponad 60 tysięcy do ponad 3 milionów jako Klub Czytelników Andrzeja Rodana. 

Kluby fanowskie, tym bardziej klubiki grupiśków, przypominają w pewnym sensie zgromadzenia i wspólnoty wzajemnej miłości bratniej (kochajmy się jak siostry i bracia albo kochankowie), tyle, że organizowane przez nałogowych masturbantów. Jak wiadomo, masturbacja polega na tym, że każdy sam się masturbuje, nawet jak robi to w onanistycznej grupie czy na samym FaceBogu, zatem o miłości sióstr i braci, wzajemnym wsparciu czy nawet o wspieraniu pisarza w wydaniu jego książki nie może być mowy, bo prawie nikt ręki a tym bardziej portfela do tego nie przyłoży. Wiadomo czym zajęta jest każda ręka masturbującej się grupiśki. Przekonał się o tym boleśnie pisarz Andrzej Rodan w 2012/2013 roku, kiedy potrzebował trochę pieniędzy na szybsze wydanie jednej ze swoich książek. Pseudofanki grupiśki wypisywały androny jak bardzo kochają pisarza, ale nawet przedpłaty na książkę, nie mówiąc o wpłacie zwracanej wraz ze zwrotem ze sprzedaży książki nie dały. Grupiśki dałyby ale tylko swoje weneryczne piśki, oczywiście pod warunkiem, że pisarz wziąłby je wraz z ich często licznym nieślubnym potomstwem i kosztownymi mrzonkami na swoje utrzymanie. A po kilku latach po amerykańsku rozwód z byle powodu i oczywiście podział majątku po połowie, a najlepiej puścić twórcę z torbami. Tyle warte są grupiśki, które także mają w zwyczaju zwalczać chamsko każdego, kto napisze na takich grupach fanowskich coś sensownego, a nie daj Boże w stylu pisarskim pisarza czy innego twórcy. Grupiśki głównie trollują i spamują a ich główny czy raczej gówniany mózg mieści się w okolicy krocza. 

Pierwsze spotkanie Rodana z Godzillą następuje w obrazie "Ghidrah, The Three-Headed Monster", kiedy to Rodan - ptak monstrum - nieświadomie przysługuje się ludzkości walcząc z trójgłową Ghidorą. Podobną rolę odegra w dwóch kolejnych obrazach aby w końcu spocząć na zboczach swojego ulubionego wulkanu Aso. W późniejszych filmach Rodan ograniczy się do sygnalizowania swego istnienia w sposób zaledwie symboliczny. W bardziej rozbudowanej roli powróci dopiero w drugiej serii (Godzilla Vs. Mechagodzilla '93), której twórcy chętnie sięgają do dawnych gwiazd wytwórni Toho. Wiadomo na razie tyle, że jedną z diabolicznych głów katolickiego Ghidrah'a atakujących pisarza Andrzeja Rodana jest niejaki łódzki gangster o ksywie "Kotlet", które nazwiska wymieniać nie wolno, a pisze się o nim niczym o satanicznej czy raczej charyzmatycznej bestii  jako o Sam Wiesz Kto. Gangster jak to mafioso zlecać miał nawet zabójstwa, w tym próbował załatwić sprzątnięcie naszego ulubionego pisarza antyklerykalnego (inni lubią Jego Ekscelencję Andrzeja Rodana za pisarstwo erotyczne z odrobiną wulgaryzmów). Kiedyś tam pisarz popadł w konflikt z ośmiorniczym podłódzkim gangsterem Kotletem i zaczął się w życiu Andrzeja Rodana horror jak z gangsterskich filmów o mafiosach w Nowym Jorku. Ludzie bossa włamywali się na blogi i strony wydawnictwa rozprowadzającego dzieła Andrzeja Rodana, chodzili po księgarniach i hurtowniach zastraszając potencjalnych sprzedawców książek pisarza, a nawet w osiedlowym sklepie straszyli sklepową Jadźkę, że jak będzie sprzedawać Rodanowi gorzałę, to ją mrówki w lesie żywcem zjedzą. Skończyło się w sądzie, który ze strachu przed Kotletem utajnił rozprawę, bo jak wiadomo polskie sądy zawsze są po stronie mafii, a nie po stronie ofiar czarnej mafii wiadomego pochodzenia. Grupiśki od gangsterskiego horroru w życiu pisarza dostały większego ciśnienia na piśki, ale na żadną rozprawę z transparentem pod sąd nie raczyły pójść, chociaż fani pisarza tak proponowali. Grupiśki wszystko co jest dla dobra pisarza torpedują, bo taka grupiśkowa jest natura, gdy jedynym skupiskiem ich neuronów aktywnych jest mały gruczoł w podbrzuszu. Generalnie, kościelny aktyw moherowy można uznać za całą trójgłową bestię z którą pisarze tacy jak Rodan, a także artyści sceniczni jak Dorota Nieznalska, Hukos, Peja, Doda czy Nergal muszą się mierzyć nieomal przy okazji każdego koncertu. 

Rodan jednak powrócił w 1964 roku w filmie Ghidorah - Trójgłowy potwór (nie zostało wyjaśnione, czy to jeden z dwóch potworów z filmu Rodan - ptak śmierci, czy jeszcze inny przedstawiciel gatunku), gdzie po raz pierwszy zetknął się z Godzillą. Niespodziewanie pterozaur wydostał się z wulkanu Aso i wzbił się w powietrze, raz jeszcze stwarzając zagrożenie dla Japonii. Na początku był wrogiem Godzilli, z którym stoczył nierozstrzygniętą walkę; jednak później, pod wpływem larwy Mothry, sprzymierzył się z olbrzymim jaszczurem i z larwą olbrzymiej ćmy, by wspólnymi siłami pokonać zagrażającego Ziemi trójgłowego smoka z kosmosu, Ghidorę. Później dwukrotnie, w filmach Inwazja potworów i Zniszczyć wszystkie potwory, kontrolę nad nim i nad Godzillą (a w tym drugim filmie jeszcze nad 8 innymi potworami) przejmowali pragnący podbić Ziemię kosmici; w obu tych filmach, po uwolnieniu się spod kontroli kosmitów, Rodan ponownie sprzymierzał się z Godzillą przeciwko Ghidorze. Tak właśnie wyglądają walki pisarza Andrzeja Rodana z podającymi się za fanów dziwolągami, ukrytymi moherami i grupiśkami na fanowskich stronkach oraz w grupach dyskusyjnych oryginalnie założonych dla fanów twórczości pisarza. Fangrupa o wdzięcznej nazwie "Sekta Jadźki Bufetowej" będąca eksperymentem pisarskim dla dokumentalnej książki o społeczności fejsbukowej została zlikwidowana przez rebelię grupisiek, a następnie niejako zmartwychwstała w nowej wersji, niczym zabity potwór z japońskich filmów o istotach gadzich czyli reptilcach, dawnych legendarnych, baśniowych potworach osadzonych we współczesności. Podobny los spotkał profil pisarski pod nazwą Doberman Gender Filozof, który pojawił się ponownie, ale już jako fanpejdż (fanpage), bo wkurzone z niewyżycia się grupiśki denuncjowały hurtowo profil do wywalenia z Facebook'a jako fałszywy. 

Grupiśki to takie gadowate stworki o plugawych charakterach, że chociaż mają seksualnie apetyczne kształty, to jednak zniszczą tego, kogo udają, że kochają. Grupiśki zawsze udają fanki oraz fanów obojga płci i wszystkich orientacji, w tym gendera. Dla wszystkich trolli i trollic netowych wymarzone siedliszcze, oaza jak na pustyni dla arabskich wielbłądzic i ich dupczycieli. Fangrupa o nazwie 'Fani twórczości pisarza Andrzeja Rodana' został zaatakowany przez osobników chcących usunąć właściciela Fangrupy. Podstęp na tym polegał, że jedna osoba bardzo się starała, aby przypodobać się adminom grupy, a gdy osobnik ów został już administratorem, próbował usunąć wszystkich innych adminów, którzy jemu się nie podobali. Niestety, nie udało się wenerycznemu grupiśkowi usunąć właściciela grupy Fanów twórczości pisarza Andrzeja Rodana, a właściciel grupy Fani przywrócił stan pierwotny usuwając chorych umysłowo wichrzycieli pokroju takich, co na koncertach napalonymi cyckami napierają na scenę koncertu, aby runęła i pogrzebała żywcem cały ulubiony zespół muzyczny za to, że ich nie przeleciał. Grupa fanów się ostała, ale nie wiadomo kiedy i kogo zwariowane do obłędu grupiśki płci obojga, wszystkich orientacji i gender zaatakują znowu. Historie to są takie, że nie znasz dnia ani godziny jak w horrorach kiedy zabójcza miłość zaczyna polować w ciemnych zaułkach na swojego idola za to, że jej nie zauważył na koncercie w tłumie 100 tysięcy słuchaczy na widowni... 

Pisarz Andrzej Rodan jest jednak najbardziej jak stara retoromańska rzeka, która czasem wzbiera i wylewa, wszystko zatapiając, a czasem wysycha od nadmiaru żaru i upałów. Twórczość, inspiracja twórcza jest przepływ wód, które czasem płyną łagodnie i leniwie, a czasem jak porywisty i wzbierający potok za którym podąża fala powodziowa zmiatająca wszystkich, wyrywająca nawet wielkie drzewa z korzeniami. Rów Rodanu, Vallée de la Saône et du Rhône, to południkowe obniżenie w południowo-wschodniej Francji, oddzielające góry systemu alpejskiego (Alpy Zachodnie i Jurę) na wschodzie od hercyńskiego Masywu Centralnego na zachodzie, miejsce życia i działania płynących wód, mistycznego symbolu twórczej inspiracji. W korycie rzeki jednak oprócz pożytecznych roślinek pasożytuje sporo szkodników, co przekłada się na fanowskei doliny fejsbucze i żerujące tam grupiśki, trolle i trollice. Groupies czyli w spolszczeniu grupiśki – fanki lub fani zespołu lub wykonawcy muzycznego, a w praktyce także aktora lub kabaretu często też pisarza. Charakteryzują się chorobliwą fascynacją i skłonnością do ślinienia się na widok idoli: słuchają muzyki tylko ze względu na muzyków, oglądają filmy tylko ze względu na aktorów, czytają lub częściej tylko kupują książki ze względu na osobę pisarza, etc. Młodsze grupiśki  uzewnętrzniają swoje zainteresowanie czy raczej fantazje głównie na blogach. Plakaty ulubionego wykonawcy/zespołu/aktora wieszają w swoich pokojach na całej powierzchni ścian, podłogi, sufitu i okien. Popularne stało się także wieszanie wielu warstw plakatów, co, według ich wierzeń, zwiększa doznania masturbacyjne w trakcie podniecania się nimi. Większość prawnie podpada pod nadzór kuratora we wszystkich krajach Europy z wyjątkiem tego, gdzie akurat gra ich idol. W skeczach satyrycy mawiają, że w Ameryce podobno problem groupies już prawie nie istnieje, chociaż z niej pochodzi. Prawdopodobnie ma to związek ze średnią wagą tamtejszych kobiet, ale mogą to być przecież tylko podłe insynuacje. 

Ruch groupie, grupiśków, podobnie jak każdy niezorganizowany i nieplanowany ruch masowy na świecie, wytworzył specyficzną ideologię. Wszystkie religie świata z wyjątkiem monofizytyzmu (nie wiemy czemu) uznały, że jest to raczej płytka i nie warta wspominania ideologia, ale podstawową zasadą w życiu groupiśek jest znane motto: Ruch to zdrowie. Niestety, niezbyt wysoki poziom inteligencji grupiśków uniemożliwia większości z tych jakże uroczych dziewcząt i chłopaczków oraz genderów poprawną odmianę, toteż groupies błędnie interpretują wydźwięk tego przysłowia, rozumiejąc ruch jako ruch posuwisto-zwrotny. Taktyki działania są różne w zależności od rodzaju ofiary. Jeśli chodzi o muzyków to najpopularniejszą jest metoda 'Pokaż cycki' polegająca na pokazywaniu nagich piersi na koncertach. Nie sprawdza się ona jednak w przypadku groupies nie posiadających piersi – tym pozostaje już tylko lecieć na aktorów. Z powodu braku atutów, groupies lecące na aktorów muszą się wykazać większą finezją w swoim działaniu. Dlatego solidnie przygotowują swój atak zbierając wcześniej jak najwięcej informacji o ofierze (grzebanie w śmieciach, podsłuchy na telefonie, prywatni detektywi). Samo natarcie może nastąpić o każdej porze dnia i nocy. Groupies aktorskie są bardzo wytrwale – potrafią np. całymi dobami czekać na swoje ofiary w uczęszczanych przez nie miejscach (toaleta w teatrze, teatralna kawiarenka). 

Grupiśki robią śmietnik z każdego internetowego fanklubu do którego zostaną wpuszczone, a z chorobliwej zazdrości o względy gotowe są wydrapać oczy i narządy każdej innej osobie, której aktor, muzyk czy pisarz okazałby jakieś najmarniejsze objawy sympatii. Andrzej Rodan oraz każdy właściciel fangrupy czy fanpejdża nie ma lekko, bo nawet na małych fangrupach co i rusz jakaś grupiśka dostaje ataku chcicy i histerii z wenerycznej macicy lub narządów genderycznych. Najgorzej grupiśka albo grupisiek dostanie rolę admina lub adminki na grupie fanowskiej, wtedy na pewno już wytępić zechce nawet tego, kto jest właścicielem Fan Klubu. A tak było na fejsbukowych fangrupach twórczości Andrzeja Rodana wiele razy ze średnią afery co dwa miesiące przez okres tylko dwóch lata. Pokazuje to, że seksualnie nawiedzone fanpiśki nie wnoszą nic oprócz chorej żądzy i draki, która w zasadzie odstrasza tysiące innych normalnych fanów, którzy nie chcą aby scena z ulubionym muzykiem została przewrócona cyckami chorych na erotomanie i trypra wenerycznych grupisiek powodując śmierć ich idola. Póki jednak pisarz jeszcze żyje, na grupiśkach może napisać kilka kolejnych powieści i trochę na życie zarobić. Byleby nie dał jakiejś grupiśce logina i hasła do swojego profilu, bo i tak czasem nie wiadomo już czy na Facebooku pisze w profilu Andrzej Rodan czy ktoś inny na zastępstwie. 

Andrzej Rodan to także pisarz oryginał pokazujący publicznie, że ortografię można mieć gdzieś i pisać tak ja się czuje i słyszy. Może to bulwersować językoznawców, ale można jak się okazuje wydać całą książkę takiego ortograficznego protestu. 

Komunikat Rodana: Jaćka ciongle rzywa óskóteczniła ksionszkiem. Długo oczekiwany „Pamiętnik Jaćki Bófetowej” jest już w sprzedaży. Stron 230, kolorowe, lakierowane i laminowane okładki. W środku trzy części: pierwsza; pamiętnik Jaćki, druga; rozmowy Jaćki z Mistrzem, trzecia; najpiękniejsze romanse świata czyli Marek T. i Jaćka. Sprzedaż wysyłkowa, informacje, zamówienia na pod email: arispol@wp.pl

Życie erotyczne papieży - Rodan Andrzej (rodowe Jóźwiak Andrzej) 


Książka to jedno z Wielkich Dzieł pisarza Andrzeja Rodana. Książka wbrew moherowym pisarczykom cechuje się dogłębną znajomością historii, rzeczową oceną faktów w kontekście wydarzeń historycznych, pracą ze źródłami, profesjonalnym obiektywizmem. Tytuł książki jest, a jakże, chwytliwy i ma prowokować, ale Ameryki to już Andrzej Rodan nie odkrył. Od dawna wiadomo, że historia papiestwa nie jest jedną wielką hagiografią świętości, tylko raczej kloaką rozbójnictwa i zboczeń. Przyznają to nawet niektóre katolickie źródła. Można temat podrążyć, dopisać dużo więcej szczegółów, ale wtedy powstałoby już dzieło drobiazgowo naukowe czytane przez specjalistów, a nie przez zwykłych czytelników chcących się troszkę zapoznać z tym erotycznym tematem. 

Nie mamy nic przeciwko tematyce i nie oceniamy książki negatywnie ze względu na treść - piszą nawet katoliccy krytycy tej pozycji. Jest im bowiem zwykle dokładnie obojętne, czy ich antenaci w średniowieczu mordowali się nawzajem i jak tam było u nich z zasadami moralnymi. Jednakże to, co Andrzej Rodan zrobił z tematem, jest literackim arcydziełem i wymagało pisarskiego kunsztu! Książka jest doskonałym wprowadzeniem dla zrozumienia skąd się bierze w całej historii papiestwa postawa antyklerykalna i aż krzyczy z niej prawda faktów o katolickim kościele. Większość papieży do X wieku jak opisuje to Andrzej Rodan uprawiało rozpasaną rozwiązłość seksualną, posiadało wiele żon i kochanek, uprawiało poligamię, i o zgrozo, mieli synów, którzy też zostawali papieżami. I nie ma się czemu dziwić, bo celibat katolicki wprowadzono absurdalnie dopiero w XI wieku, co zresztą pisarz Andrzej Rodan wspomina. 

Dzisiejszy kościół katolicki nie nic z tego czym był jako historyczne chrześcijaństwo aż do schizmy wschodniej w XI wieku i wprowadzenia coraz bardziej absurdalnych antyludzkich i antychrześcijańskich dogmatów w które niczym w obłęd wierzy się współcześnie, szczególnie w Polsce. Nawet Biblia bowiem przyznaje, że biskup ma być mężem jednej żony, dbać o swój dom i dzieci, a kto nie ma żony ani dzieci nie ma prawa być biskupem w kościele Jezusa Chrystusa. Wszyscy katoliccy biskupi od czasu wprowadzenia celibatu są zatem nielegalni i nie mają jak sprawować urzędu należycie. Absurdy ideologii z XIX wieku o rzekomej nieomylności papieży w świetle ich wzajemnie wykluczających się bulli i pomysłów pokazują, że jest to jeden z najbardziej chorych dogmatów jakich udało się wprowadzić do i tak już inkwizycją zdegenerowanego kościoła. 

Pisząc książkę Andrzej Rodan opiera się głównie na dobrze znanych i zweryfikowanych naukowo faktach, nie opisuje historyjek legendarnych i wątpliwych, nie korzysta z tekstów wielokrotnie przerabianych czy korygowanych przez papieskich korektorów. Jest to na tyle wnerwiające dla niemerytorycznych krytykantów mających na czole wypisane "Gówniany Moher", że jeśli się czepiają książki, to najwyżej składu i tego, że w tekście pierwszego wydania jest kilka drobnych i nieistotnych dla treści literówek, zresztą poprawionych w kolejnych wydaniach. Wiadomo, że kiedy nie mamy się czego uczepić, czepiamy się tego, czy dla czytelnika ślepego litery nie będą za małe, a dla krótkowidza za duże oraz tego, że może jakiś przecinek za słabo się wydrukował na pewno w drukarni dali gorszej jakości farbę. Farbowane na czarno watykańskie lisy od goebbelsowskiej propagandy parafialno-moherowej tak mają. Książka Andrzeja Rodana jest doskonałym wprowadzeniem polskiego czytelnika w bardziej gruntowne opracowania historycznych zbrodni, przekrętów i zboczeń kościelnych funkcjonariuszy, a w bibliografii mamy chociażby bardzo dobre naukowe opracowania jak książki Karlheinza Deschnera, o czym jakiś pseudorecenzent z paranoidalnie moherowej Biblionetki sektowej wyraźnie zapomniał. 

Życie seksualne Papagejów 


Książki autora Andrzeja Rodana, jak po samym tytule można domniemywać, wzbudzają wielkie emocje, antagonizują opinię publiczną, w sensie dosłownym rozpalają polemiczne namiętności. W dniu 14 sierpnia 1987 roku w telewizyjnym programie, na oczach wielomilionowej widowni, prezenter Wojciech Mann dokonał bezprecedensowego aktu podarcia i spalenia książki Andrzeja Rodana-Jóźwiaka. Ongiś palono m.in. książki Tomasza Manna, laureata nagrody Nobla. Podobnie nazywający się pan, budzi niedwuznaczne skojarzenia, rozpalając ognisko w studio telewizyjnym. W „Życiu seksualnym Papagejów” autor kontynuuje temat współczesnej, polskiej emigracji na Zachodzie. Znajdują się tu miłosne historie, seks i ciało, fizjologiczne etapy moralnej degeneracji i ta wszechwładna niepewność, że życie zawsze toczy się na skraju katastrofy. 

„Kruki latają chmarami, orzeł krąży samotnie” (s. 29). Ten cytat niezmiennie kojarzy się z Andrzejem Rodanem po przeczytaniu każdej kolejnej Jego książki. W czasach oficjalnego istnienia cenzury i określonych „jedynych słusznych racji” wydanie takiej książki graniczyło z szaleństwem, porównywalnym ze ślepym rzuceniem się w przepaść, skazaniem z góry na „zaindeksowanie”. Bowiem nie ma tu szacunku dla żadnych świętości. Jedni widzą to jako szarganie, inni jako demaskowanie pseudowartości. A gdy dowiadujemy się, że znany z mediów, zadufany w sobie pan Wojciech Mann potrafił na forum publicznej TV w Polsce zmieszać z błotem autora i rwać jego książki, tracimy doń (do Wojciecha Manna) wszelką sympatię i szacunek. Świetna, przewrotna konstrukcja powieści, bardzo trudnej do krótkiej recenzji, ale czytanej z wyraźnie odczuwaną prowokacją autora. Prowokacją do dokonywania przez czytającego ocen stylu życia bohaterów, polskich emigrantów, ich własnych przemyśleń i interpretacji tego, co przeżyli dawniej i co przeżywają obecnie. Prowokacja do aprobaty, protestu lub składania rąk. Każdy czytelnik zapewne indywidualnie podejdzie do książki, a że czasem autor ustami bohaterów wyraża opinie słowami niezbyt cenzuralnymi? Wszystkie są w słownikach języka polskiego, a potrzeba prowokacji lub zwrócenia na coś szczególnej uwagi - czasem wymaga różnych środków i doboru akcentów, nawet przesadnych. Więc autor bez skrępowania sięga i po takie akcenty, znane zresztą z poważnej prasy, z opiniotwórczych tygodników TOP-5 w Polsce. Nie mamy i nie musimy udawać, że nie istnieją, albo że używane są tylko przez margines z ulicy. U Andrzeja Rodana i wielu innych pisarzy czy publicystów brzmią, o dziwo, całkiem naturalnie...  Dziwni lub nienormalni są raczej ci, którzy się burzą na normalność. 

Kryminalna historia kościoła 


Sensacyjna książka Andrzeja Rodana Kryminalna Historia Kościoła (tom pierwszy) to: kłamstwa, oszustwa, zabobony,mistyfikacje, fałszerstwa, prawdziwe żywoty świętych, przestępstwa i afery pedofilskie kleru itd., (książka dla antyklerykała, człowieka zdroworozsądkowego i księdza). W drugim tomie ponadto znajduje się prawdziwy życiorys o. Tadeusza Rydzyka z sensacyjnymi i mało znanymi faktami oraz wykaz zachłanności polskiego, współczesnego katolickiego kościoła, kryminalnego wyszarpywania przez niego nienależnych mu majątków. "Biedny" kościół katolicki dostaje co tylko zapragnie, a dodatkowo "bogate" Państwo funduje emerytury księżom, zakonnikom i zakonnicom, opłaca katechetów, kapelanów i ponosi inne, dodatkowe świadczenia na rzecz "biednego i pokrzywdzonego" katolickiego kościoła. Do 2000 roku wystawione przez katolicki kościół rachunki-żądania zostały spłacone w kwocie 29 miliardów złotych! Niewiarygodne, ale prawdziwe! O tym wszystkim, i o innych sensacyjnych faktach, w trzytomowej "Kryminalnej historii Kościoła" napisanej przez Andrzeja Rodana. 

Karlheinz Deschner jest znakomity, ale trochę trudny w czytaniu ale Andrzej Rodan pisze przystępnie i w swoich książkach porusza również tematy polskie, na przykład także w "Największych zbrodniach Kościoła" czy w "Biblii Szatana". Czytamy "Opus diaboli" K. Deschnera - książkę opisującą zbrodnie "kościoła" (w tym sensie głównie kleru i tych u władzy) w ciągu minionych dwóch tysiącleci. Autor skupia się na pomyłkach, bezdusznych prawach, paleniu niewinnych kobiet - czyli czarownic, zakazom z jakimi wiązało się jeszcze na początku XX wieku bycie kobietą katoliczką oraz na przyczynieniu się do wymordowania przynajmniej 50 milionów Indian. Karlheinz Deschner jako krytyk kościoła szuka ciemnych stron w jego historii. Książka jest bardzo dobra, napisana ciekawie, prezentuje to o czym nie mówi się głośno z ambony. Andrzej Rodan czyni tą antyklerykalną tematykę jeszcze przystępniejszą. 


1 komentarz:

  1. Konotacje rzeki Rodan, ptaka śmierci, mutanta pteranodona do osobowości pisarza i charakteru jego twórczości bardzo głębokie i oryginalne jak cały esej.

    OdpowiedzUsuń