wtorek, 20 stycznia 2015

Rzecznik praw ofiar aresztowany - Szwecja

Krzysztof O. - były rzecznik praw ofiar i katolicki oazowicz garuje za stręczycielstwo


Były rzecznik praw ofiar Krzysztof O. przebywa w szwedzkim areszcie. Zarzut - to stręczycielstwo, nie zawsze zatem wszystko co złe to księża, bo i zwykli katolicy oazowi potrafią udawać, że pomagają ofiarom w jakiejś instytucji, a w rzeczywistości dokonywać czynów okrutnych i zbrodniczych. Jak ustalił "Superwizjer" TVN, niejaki Krzysztof O. nie może pojawić się na rozprawie sądowej w Polsce, gdzie jest z kolei oskarżony o pośrednictwo w nielegalnych adopcjach (nawet pięciu), ponieważ przebywa w szwedzkim areszcie tymczasowym - podaje tvn24.pl. 

Krzysztof O. - aresztowany w Szwecji za stręczycielstwo
Jak dowiedzieli się dziennikarze Superwizjera TVN i innych mediów, Krzysztof O., prezes przykrywkowego Stowarzyszenia Przeciwko Zbrodni im. Jolanty Brzozowskiej, były doradca ministra w MSWiA i ministerialny Rzecznik Praw Ofiar oraz jego partnerka Weronika I. od września 2014 roku roku przebywają w areszcie tymczasowym w Szwecji pod plugawym zarzutem stręczycielstwa. W poniedziałek 19 stycznia 2015 roku Sąd Rejonowy w Södertörn (dzielnica Sztokholmu) miał zdecydować, czy przedłużyć im areszt o dalszych kilka miesięcy. 

- Zatrzymani Polacy wyznania katolickiego, wychowani na oazach katolickich, podejrzani są o organizowanie prostytucji. Podejrzani jak pokazują twarde dowody trudnili się tym procederem w okresie przynajmniej od stycznia do końca sierpnia 2014 roku. Do momentu wniesienia aktu oskarżenia do sądu prokuratura nie ujawnia szczegółów postępowania - powiedział reporterom Superwizjera przedstawiciel szwedzkiej prokuratury, Lars Ågren. Szwedzki kodeks karny za tego rodzaju przestępstwa przewiduje karę pozbawienia wolności na co najmniej dwa lata. 

W Polsce oazowi katolicy powiązani z sektą Opus Dei Krzysztof O. i Weronika I. są oskarżeni o pośrednictwo w przeprowadzaniu nielegalnych adopcji oraz czerpanie z tego korzyści finansowych. Były Rzecznik Praw Ofiar przyznał się do winy i chciał dobrowolnie poddać się karze – zaproponował dla siebie 2 lata pozbawienia wolności w zawieszeniu na 5 lat oraz przepadek korzyści majątkowej w wysokości ponad 68 tys. zł. Jego wspólniczka katoliczka Weronika I. proponowała dla siebie karę roku i 8 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata oraz zwrot uzyskanych pieniędzy w wysokości ponad 57 tysięcy zł.


Sąd nie zgodził się na to, sprawa miała toczyć się w normalnym trybie. Jednak oskarżeni nie stawili się na pierwszą rozprawę, której termin wyznaczono na 27 października 2014 roku. W tym czasie przebywali już w szwedzkim areszcie. O nielegalnych adopcjach pierwsi poinformowali dziennikarze programu Uwaga i Superwizjera TVN w maju 2013 roku. Według ich ustaleń Krzysztof O. i Weronika I. organizowali nielegalne adopcje od końca 2011 do sierpnia 2012 roku. Poprzez internet wyszukiwali kobiety w ciąży, które chciały oddać swoje dziecko do adopcji i oferowali im pomoc w znalezieniu odpowiedniej rodziny. 

Za pośrednictwo otrzymywali po kilkadziesiąt tysięcy złotych. Honoraria trafiały na konta kancelarii Weroniki I. oraz na konto niepełnoletniego wówczas syna Krzysztofa O. Poza opłatą dla kancelarii, pary, które chciały adoptować dziecko, płaciły także za badania ciężarnych kobiet i opiekę nad nimi do czasu porodu. W ciągu ostatnich tygodni ciąży kobiety mieszkały w podwarszawskim domu oskarżonego, miały także zapewnioną opiekę lekarską. Krótko przed porodem w urzędzie stanu cywilnego składały fałszywe oświadczenia, że ojcem biologicznym dziecka jest wskazany przez nie mężczyzna. Dzięki temu od razu po porodzie fikcyjny ojciec mógł legalnie odebrać dziecko ze szpitala. Po sześciu tygodniach matki w sądzie zrzekały się praw rodzicielskich. 

W Polsce oboje zwyrodnialcy Krzysztof O. i Weronika I. są oskarżeni o pośrednictwo w przeprowadzaniu nielegalnych adopcji oraz czerpanie z tego korzyści finansowych. Były Rzecznik Praw Ofiar przyznał się do winy i chciał  dobrowolnie poddać się karze – zaproponował dla siebie 2 lata pozbawienia wolności w zawieszeniu na 5 lat oraz przepadek korzyści majątkowej w wysokości ponad 68 tys. zł. Jego przestępcza wspólniczka Weronika I. proponowała dla siebie karę  roku i 8 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata oraz zwrot uzyskanych pieniędzy w wysokości ponad 57 tysięcy zł. Sąd nie zgodził się na to, sprawa miała toczyć się w normalnym trybie. Jednak oskarżeni nie stawili się na pierwszą rozprawę, której termin wyznaczono  na 27 października 2014 roku. W tym czasie przebywali już w szwedzkim areszcie. 

Rzecznik Praw Ofiar 


Instytucja Rzecznika Praw Ofiar funkcjonowała w ramach Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Rzecznik Praw Ofiar (także Rzecznik Praw Ofiar Przestępstw) - działająca w latach 2000–2001 przy Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji instytucja mająca na celu zapewnienie „przestrzegania praw i poszanowania godności osób pokrzywdzonych“, powołana decyzją ministra Marka Biernackiego. Stanowisko to zajmował Krzysztof Orszagh, który zamiast pomagać ofiarom, jak się okazuje, z ogromnej ilości ludzi czyni ofiary jako zwyrodnialec powiązany z katolickim Ministerstwem Spraw Wewnętrznych i Administracji. 

Działalność Rzecznika Praw Ofiar koncentrowała się m.in. na informowaniu osób poszkodowanych o przysługujących im prawach, udzielaniu pomocy prawnej, interweniowaniu w przypadku dokonania nadużyć lub zaniedbań ze strony organów państwa oraz współpracy z urzędami, funkcjonariuszami i pracownikami instytucji publicznych, w szczególności z Ministerstwem Sprawiedliwości; raport z działalności Rzecznika opublikowany przez MSWiA określa liczbę interwencji Rzecznika na 640. Niestety tysiące ofiar które kierowały swoje prośby o pomoc do owego Rzecznika Krzysztofa O. nie otrzymały nic z wyjątkiem zdawkowych pism, że rzekomo sprawa jest badana. Taka okrutna fikcja ministerialna mająca mamić pokrzywdzonych przez bandytów, sądy, prokuratury, komorników i innych kryminalistów. 

Wydział Rzecznika Praw Ofiar MSWiA zajmował się prowadzeniem rzekomego ośrodka readaptacyjnego dla ofiar przestępstw we wsi Lubsin w woj. kujawsko-pomorskim oraz pomocą na rzecz funkcjonariuszy Komendy Stołecznej Policji (KSP); interwencje Rzecznika pomogły m.in. w zdobyciu dla KSP gruntów pod budownictwo mieszkaniowe w Markach i utworzeniu ośrodka szkoleniowego policji we wsi Tomice (w części nazywanej Domanówkiem) w gminie Góra Kalwaria. Zamiast pomagania ofiarom, pomagano policjantom z KGP w robieniu sobie zakrapianych imprez z funduszy Rzecznika Praw Ofiar. 

Zespół ds. Obsługi Rzecznika Praw Ofiar rzekomo współpracował także, na podstawie umów o wzajemności, z szeregiem organizacji pozarządowych, m.in. Fundacją „Dzieci Niczyje“, Centrum Praw Kobiet czy Fundacją „La Strada“; podobno dzięki zaangażowaniu Rzecznika część organizacji otrzymała dotacje państwowe na działalność statutową, tyle że niektóre wspomniane organizacje oprócz przejadania dotacji jakoś nie zajmowały się nigdy realną pomocą dla pokrzywdzonych ludzi na większą skalę. W celu rzekomego ułatwienia dostępu do Rzecznika Praw Ofiar powołani zostali lokalni pełnomocnicy funkcjonujący najczęściej przy urzędach wojewódzkich; działali oni m.in. w Częstochowie, Katowicach, Łodzi, Rzeszowie i Toruniu. Rzecznik Praw Ofiar zakończył swoją działalność 22 października 2001 roku; jego obowiązki przejęło pozarządowe Stowarzyszenie Przeciwko Zbrodni im. Jolanty Brzozowskiej, którego prezesem był Krzysztof Orszagh, a które, wedle kilku tysięcy poszkodowanych osób, zwykle odpisywało, że danym typem sprawy się nie zajmuje lub że terytorialnie nie odpowiada za daną ofiarę, nawet jak pokrzywdzeni zamieszkiwali np. w Toruniu i pisali do oddziału w tym mieście. 

W Polsce grozi mu do pięciu lat więzienia, bo zaangażował się w proceder nielegalnych adopcji. Prokuratura ustaliła, że pośredniczył między dwoma kobietami w ciąży, które nie chciały dzieci, a rodzinami gotowymi na adopcję w postaci kupienia dziecka niczym towaru w sklepie. Takie pośrednictwo wyceniał na kilkadziesiąt tysięcy złotych. 

Krzysztof Orszagh chciał pieniędzy od rodzin ofiar zbrodni 


Założyciel Stowarzyszenia przeciw Zbrodni Krzysztof Orszagh próbował wyłudzić od nas pieniądze – twierdzą rodziny zamordowanych młodych ludzi. O Krzysztofie Orszaghu cała Polska usłyszała pod koniec lat 90-tych XX wieku, przy okazji bestialskiego zabójstwa jego szwagierki. Prawnik założył Stowarzyszenie przeciwko Zbrodni im. Jolanty Brzozowskiej, do dziś jest jego prezesem. Popularność przełożyła się na karierę: został doradcą ministra w MSWiA oraz rzecznikiem praw ofiar. Teraz Orszagh jest podejrzany o organizowanie nielegalnych adopcji . Ale to niejedyna ciemna strona jego działalności. 

Według relacji osób, do których dotarł tygodnik "Wprost", Orszagh usiłował wyłudzać pieniądze od rodzin ofiar zbrodni, którym rzekomo pomagał. W czerwcu 1997 r. na skraj lasu w podwarszawskim Komorowie zwabiono – pod pretekstem kupna 32 telefonów komórkowych – Pawła Sulikowskiego i Piotra Aniołkiewicza, pracowników Ery GSM. Kiedy przyjechali załatwić transakcję, czekały już na nich wykopane doły. Obaj zostali zastrzeleni i zakopani. Zabrane telefony o łącznej wartości ok. 53 tys. zł sprzedano. W 2001 r. za zbrodnię skazana prawomocnie na dożywocie została Małgorzata Rozumecka, 22-letnia studentka resocjalizacji. Rodzinom ofiar firma wypłaciła bardzo wysokie – jak na tamte czasy – odszkodowanie. Oficjalnie Stowarzyszenie nie występowało w tej sprawie, bo nie dopełniło na czas formalności. Jego członkowie przychodzili jednak licznie na kolejne rozprawy sądowe. 

Po pierwszym ogłoszeniu wyroku dla zabójczyni ojciec jednego z zastrzelonych, Ryszard Aniołkiewicz, chciał porozmawiać z wolontariuszką Stowarzyszenia Teresą Gens, psycholog sądową. - Powiedział mi wtedy, że przed rozpoczęciem procesu zadzwonił do Krzysztofa Orszagha z prośbą, by stowarzyszenie było oskarżycielem społecznym w sprawie zabójstwa jego syna. Orszagh się zgodził, pod warunkiem że rodzina mu zapłaci. Dzwonił w tej sprawie kilka razy, ale oni nie chcieli zapłacić, więc nie otrzymali pomocy podczas procesu - mówiła "Wprost" psycholog. Jak dodaje, o sprawie powiadomiła członków zarządu Stowarzyszenia. Doszło do konfrontacji Krzysztofa Orszagha i Ryszarda Aniołkiewicza. 

Krzysztof Orszagh dołączył tym samym do plugawego "orszaku ludzi o wątpliwej kondycji moralnej"... Krzysztof Orszagh zawsze bardzo chronił swoją prywatność. Powiedział dziennikarzom, że był młodym religijnym człowiekiem, animatorem katolickiego ruchu oazowego. W trzeciej klasie liceum wstąpił do Niższego Seminarium Duchownego Braci Michalitów w Miejscu Piastowym w Beskidach. Regułą tego zakonu jest praca, posłuszeństwo i poprzestawanie na małym. Najgorzej szło mu z pracą. Bracia pracowali w polu, a on przecież z miasta. Uciekł po pół roku, w porze kopania buraków. I takie to typy żerują na rzekomym pomaganiu byle wyłudzić dotacje na rzekomą pomoc dla naiwnych. Michaelici to ci sami do których należy ksiądz pedofil Wojciech Gil... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz