wtorek, 22 marca 2016

Zbójecka inwigilacja internautów

Zbójecka inwigilacja Internautów w Polsce 


Dziennik Gazeta Prawna: PiS inwigilacja przechodzi do sieci internetowej. Służby mniej interesują się naszymi danymi telekomunikacyjnymi, za to cztery razy częściej niż wcześniej sprawdzają, co robimy w internecie. Wzrosła radykalnie liczba wniosków do usługodawców internetowych np. Google, Facebook – pisze "Dziennik Gazeta Prawna". W 2015 roku policja wystosowała 215 tysięcy zapytań o dane umożliwiające identyfikację i lokalizację Internautów. Rok wcześniej było ich zaledwie 50 tysięcy. Liczba wniosków ABW utrzymuje się na podobnym co poprzednio poziomie, czyli 2 tysiące – pisze dziennik, powołując się na dane zebrane przez Fundację Panoptykon. 

Inwigilacja - Katolicka bezpieka coraz bardziej niebezpieczna
Przedstawicielka fundacji Panoptykon, Katarzyna Szymielewicz mówi: "Najgorsze, że nie wiemy, czy wzrost liczby zapytań znajduje uzasadnienie". Jej zdaniem nie można wykluczyć, że "pojawiła się konkretna sprawa, w związku z którą sięgnięto za jednym zamachem po dużą liczbę internetowych metadanych". Zainteresowanie służb naszą aktywnością w internecie może się jeszcze zwiększyć z wejściem w życie przed miesiącem ustawy inwigilacyjnej mającej charakter nazistowski, która upraszcza dostęp do danych o internautach – podsumowuje dziennik.

Dopiero jednak w czerwcu 2016 Komisja Wenecka zajmie się polską ustawą o policji i nie wiadomo, czy osiągnie jakieś rezultaty. Na posiedzeniu plenarnym zaplanowanym na 10 i 11 czerwca 2016 Komisja Wenecka zajmie się nowelizacją polskiej ustawy o policji. Delegacja Komisji pojedzie wcześniej do Polski. Debata nad nowelizacją, m.in. zmieniającą zasady inwigilacji, jest w planie prac Komisji Weneckiej. Na razie program tych obrad nie został oficjalnie ogłoszony, ale już wiadomo, że sprawa ta będzie tematem posiedzenia – informuje Rada Europy, której organem doradczym jest Komisja Wenecka. 

– Będzie następna wizyta delegacji Komisji Weneckiej w Polsce, ale jej data nie jest jeszcze znana – powiedział rzecznik RE Panos Kakaviatos. Debata na temat tej nowelizacji i wydanie opinii Komisji Weneckiej odbędzie się na wniosek Rady Europy. Komisja zajmie się analizowaniem polskiej ustawy trzy miesiące po zbadaniu kwestii nowelizacji ustawy o Trybunale Konstytucyjnym, którą w wydanej 11 marca 2016 roku opinii skrytykowała. 

Fundacja Panoptykon wyraża się bardzo krytycznie o projekcie PiS w sprawie inwigilacji i billingów. Brak niezależnej kontroli nad służbami specjalnymi reżimu i zbyt łatwy dostęp służb do danych telekomunikacyjnych obywateli, także w błahych sprawach, to – według Fundacji Panoptykon – główne nowelizacji ustawy o policji, którą zaproponowało PiS. W ocenie Panoptykonu zmiany te są niezgodne zarówno z Konstytucją, jak i prawem Unii Europejskiej. Nie wprowadzają też skutecznej kontroli nad sięganiem przez policję i inne służby po dane telekomunikacyjne. 


"Zawarta propozycja "kontroli" ma jedynie fasadowy charakter, ponieważ ma charakter fakultatywny. Sąd przeprowadzający kontrolę będzie miał dostęp jedynie do materiałów uzasadniających pobranie danych, a nie wszystkich materiałów postępowania. Kontrola będzie miała jedynie formalny charakter. Sąd nie będzie oceniał, czy sięgnięcie po dane było konieczne i proporcjonalne" – ocenia Panoptykon. 

Zmiany zasad kontroli operacyjnej prowadzonej przez policję i służby specjalne oraz dostępu do bilingów weszły w życie 7 lutego 2016 roku. Dnia 6 lutego 2016 roku przestały obowiązywać przepisy, które zakwestionował Trybunał Konstytucyjny. Jak mówił wcześniej przedstawiciel wnioskodawców, przewodniczący sejmowej komisji ds. służb specjalnych Marek Opioła projekt w pełni wykonuje wyrok TK. 
W nowelizacji określono m.in. zamknięty katalog danych innych niż dane telekomunikacyjne, które uprawnione służby mogą uzyskiwać od operatorów w celu zapobiegania lub wykrywania przestępstw. Wskazano też, że dane telekomunikacyjne, pocztowe oraz internetowe mogą być udostępniane tylko w celu realizacji konkretnych zadań określonych w ustawie regulującej działalność uprawnionej służby. Zakres tych zadań został dostosowany do specyfiki działania konkretnej służby – podkreślono w uzasadnieniu.

Podstawowy okres kontroli operacyjnej ma wynosić tak jak obecnie 3 miesiące i może zostać przedłużony o kolejne trzy. W razie uzasadnionej potrzeby zgodnie z projektem, może on zostać przedłużony maksymalnie o dwa takie okresy. Oznacza to, że co do zasady łączny okres prowadzenia kontroli operacyjnej nie może przekroczyć 18 miesięcy – wynika z projektu. Spod tego ograniczenia wyłączono zadania kontrwywiadowcze. 

Mimo że Trybynał Konstytucyjny postulował skrócenie okresu przechowywania danych telekomunikacyjnych, w projekcie utrzymano ustawowy 12-miesięczny. Posłowie reżimowego PiSuaru uzasadniają to potrzebą pracy analitycznej przy poważnych przestępstwach o charakterze szpiegowskim, terrorystycznym, czy udziału w zorganizowanej grupie lub związku przestępczym. Do takiej pracy potrzebny jest jak największy zasób danych. Niestety w Polsce durny reżim prawicowych, fanatycznych katolików radiomaryjnych, pod działalność terrorystyczną podciąga około 350 do 500 małych grup religijnych, wyznaniowych i kultowych, jak grupy buddyjskiej, kluby ateistyczne, ruch suficki czy szkoły duchowości wedyjskiej oraz ruchy okultystyczne. Tak reżim PiSuarczyków dokonuje zbrodniczego terroru na kilkuset mniejszościach wyznaniowych i światopoglądowych. A prawdziwymi terrorystami nikt się nie zajmuje, zupełnie tak, jakby rząd PiSuarczyków podpisał jakąś tajną umowę o wzajemnej nieagresji z salafickimi fundamentalistami z sekty Państwo Islamskie, Al-Kaidą i jej pochodnymi. 

Sąd okręgowy miałby być uprawniony do kontroli uzyskiwania danych telekomunikacyjnych, pocztowych i internetowych – zakłada projekt PiSuarczyków. Uprawnione do pozyskiwania danych formacje raz na pół roku obowiązkowo przekazywałyby do sądu sprawozdania o liczbie przypadków pozyskania danych, rodzajach przestępstw, w związku z którymi wystąpiono o nie. W ramach kontroli sąd okręgowy będzie mógł zapoznać się z materiałami uzasadniającymi udostępnienie danych. Nowelizacja ustawy o policji nie zawiera nowych rozwiązań i wykonuje wyrok TK. Mówienie o inwigilacji to kłamstwo – odpierał zarzuty Miniester Bezpieki Mariusz Kamiński, koordynator służb specjalnych (Bezpieka), jawnie łżąc, że nie wprowadził terrorystycznej inwigilacji internautów. Tak ohydnie zakłamani są politycy katoliccy zaangażowani w działalność niebezpiecznej sekty z Torunia znanej jako sekta rydzykistów czy Radio Maryja i TV Trwam oraz jako sekta Wyższej Szkoły Medialnej - która na użytek PiSuarczyków kształci pseudo dziennikarzy do rezimowych mediów publicznych. 

Minister Bezpieki Mariusz Kamiński zaznaczył, że w nowelizacji np. w sprawie billingów nie ma nowych rozwiązań. – Uważamy, że sugestia niektórych organizacji jest nieodpowiedzialna, żeby występować o billingi tylko za zgodą prokuratury i sądu. To paraliżowałoby prokuraturę, sąd i policję. To są rzeczy niedopuszczalne, absurdalne – powiedział. 

Takiej inwigilacji jak w PiSuarskiej "demokracji" to za gruzińskiego dyktatora Józefa Stalina nawet nie było. PiS od jesieni 2015 roku zawłaszczył już państwowe media i uczynił z nich propagandową partyjno-kościelną tubę, media prywatne reprezentują interesy właścicieli i akcjonariuszy, a nie społeczeństwa. Jedynym wolnym nośnikiem informacji pozostał jeszcze internet gdzie jeszcze można wymieniać się informacjami, wyrażać swoje poglądy i krytykować zarówno rządzących jak i opozycję, ale trzeba starać się być bardziej anonimowym. Na dzień dzisiejszy najbardziej niezadowolony z przepływu wolnej od propagandy informacji jest PiS , który dąży do totalitaryzmu religijnego. 

Wedle sondaży na marzec 2016, około 81 % internautów jest przerażonych skalą zbroniczej inwigilacji Internetu przez rządzący Polską reżim PiSuarczyków. Bandycki napad policji i prokuratury w Łodzi na redakcję antyklerykalnego Tygodnika Fakty i Mity to zbrodnia PiSuarskiego rezimu za którą Kaczyński i Ziobro jako sprawcy polityczni powinni przecież odsiadywać dożywocie w kryminale albo zakładzie psychiatrycznym na sądowej detencji. W cywilizowanym kraju nie może być miejsca dla bandyckich napadów policyjnych na wolne media prywatne. Trzeba wprowadzić także bezwzględny zakaz udostępniania danych osób, które z punktu polskiego tak zwanego prawa są podejrzane o przestępstwa w sprawach które nie są przestępstwami w krajach o większej wolności (np. handel niektórymi substancjami jak produkty z konopii, krytyka władz politycznych, rzekoma obraza uczuć religijnych sekty katolików, pochwała komunizmu, etc). 

Piotr Wawrzyk: słuchając opozycji, możemy odnieść wrażenie, że żyjemy w stanie wojennym. – Słuchając opozycji, możemy odnieść wrażenie, że żyjemy w stanie wojennym albo za czasów hitlerowsko-faszystowskiego reżimu Pinocheta w Chile – powiedział prof. Piotr Wawrzyk na łamach "Super Expressu". Przestrzega, że gdy czyta się niektóre gazety, można się przestraszyć sytuacji w naszym kraju. – Przyjeżdżają do Polski turyści i pytają się, gdzie są te posterunki wojskowe – stwierdza politolog. 

Żyjemy w pełzającym stanie wojennym przeciwko całemu narodowi odkąd mamy rządy PiS czyli od jesieni 2015. Czy w wolnym kraju, nie objętym stanem wojennym posiedzenia Sejmu odbywaja się w nocy? Czy w wolnym kraju premier rządzącej partii nazywa 80 % społeczeństwa gorszym sortem? Czy w wolnym kraju prezydent i premier łamia prawo na oczach całego świata? Czy w wolnym kraju minister MON szkoli oddzialy para-militarne? Czy w wolnym kraju ludzie są masowo inwigilowani? Nawet Orwell nie przewidział terroru przeciwko Wolności Słowa jaką funduje reżim PiSuarczyków reprezentujący uwzględniając wszystkich wyborców - nie więcej niż 20 procent wszystkich zdolnych do głosowania, co niestety umożliwiają szkodliwe dla społeczeństwa zasady wyborcze. Adolf Hitler w podobny sposób doszedł do władzy w Niemczech w 1933 roku, a potem stopniowo wprowadzał faszystowski reżim papieskich katolicków wspólnie z Niemiecką Akcją Katolicką. 

Obywatele, których śledzenie nie przyniosło rezultatu w postaci zarzutów, nie dowiedzą się także, że byli inwigilowani. Zmienić to mogą jedynie sądy, chociaż Konstytucja i przepisy prawa międzynarodowego nakazują informowanie o osoby o jej inwigilacji po zakończeniu śledztwa. Czy mamy prawo wiedzieć, że byliśmy inwigilowani? Większość prawników uważa, że tak. Dostęp do takich danych gwarantuje m.in. art. 51 ust. 3 konstytucji. Nie nałożono jednak na służby obowiązku informowania o zakończonej kontroli operacyjnej, w sytuacji gdy nie przyniosła ona efektów. Nie stworzono też procedury pozwalającej obywatelom sprawdzić – na wniosek – czy służby naruszały ich prywatność. Od lat ustawodawca jest głuchy na postulaty uregulowania tych kwestii, nawet Trybunału Konstytucyjnego. Czy obywatele mogą wymusić na władzy dostęp do tych danych, wykorzystując ustawę o dostępie do informacji publicznej o poczynaniach reżimu (t.j. Dz.U. z 2014 r. poz. 782)? 

Testuje to Jarosław Lipszyc, prezes Fundacji Nowoczesna Polska, który złożył już takie wnioski. „Tylko mechanizm sprawdzania, czy podlegaliśmy różnym formom inwigilacji, zapewni nam względną »symetrię informacyjną« w konfrontacji z państwem. Obywatelski nadzór nad przedstawicielami państwa to moim zdaniem jedyny skuteczny mechanizm mogący wymusić ograniczenie skali inwigilacji” – uzasadnia swoje działania na stronie Lipszyc.pl. Wnioski złożył do: Komendy Głównej Policji, prokuratora generalnego, CBA, ABW, Straży Granicznej, Żandarmerii Wojskowej, generalnego inspektora kontroli skarbowej, Służby Kontrwywiadu Wojskowego, Służby Wywiadu Wojskowego, Agencji Wywiadu i Służby Celnej. – Udzielenia mi informacji odmówiły już cztery organy. Praktycznie każdy podawał inną podstawę prawną – wylicza Lipszyc. Działania Bezpieki katolickiego reżimu są bezprawne, gdyż mają obowiązek udzielić szczególowych wyjaśnień. – Gorąco popieram inicjatywę Jarosława Lipszyca. To próba sięgnięcia po instrument, jakim jest dostęp do informacji publicznej, w sytuacji gdy brakuje mechanizmu, który byłby specjalnie do tego przeznaczony – komentuje Wojciech Klicki z Fundacji Panoptykon.

Czy podstawę do takich żądań mogłaby stanowić ustawa o ochronie danych osobowych (t.j. Dz.U. z 2014 r. poz. 1182 ze zm.), która daje jednostce prawo do informacji o tym, jakie dane o niej są przechowywane przez administratora? Kilka lat temu pracownicy Panoptykonu próbowali wykorzystać tę ścieżkę. Bezskutecznie, chociaż każdy obywatel ma prawo do otrzymania wszelkich informacji na jego temat od każdej instytucji prywatnej jak i publicznej, a także może wymusić usunięcie nielegalnie posiadanych danych na swój temat. – Problemem, nie tylko w kontekście reżimowej inwigilacji, jest to, że polskie prawo nie gwarantuje jasnej ścieżki dostępu do danych o sobie – zauważa Krzysztof Izdebski, prawnik z Fundacji Fundament. Obowiązek informacyjny z ustawy o ochronie danych osobowych dotyczy tylko ściśle określonych informacji, a przepisy dotyczące dostępu do informacji publicznej tylko w niektórych przypadkach uznawane są za właściwie dla sytuacji, gdy ktoś chce otrzymać dostęp do dokumentów na swój temat (np. II SAB/Łd 208/15). Inwigilacja pozostaje więc jednym z niewielu przypadków, gdy nasza wolność jest zbrodniczo naruszana, a my nawet o tym nie wiemy. 

– I to jest najgroźniejsze w całej sprawie – podkreśla Izdebski. – O ile przed naruszeniami naszych praw i wolności w innych obszarach możemy się bronić, o tyle w przypadku naruszenia prawa do prywatności poprzez inwigilację już nie. To wymaga bezsprzecznie inicjatywy ustawodawczej, która będzie uwzględniała orzecznictwo Trybunału Konstytucyjnego – przekonuje. Dodaje, że sprawą braku takich rozwiązań w Polsce powinien się zająć również Europejski Trybunał Praw Człowieka. – Taka sytuacja jest naruszeniem nie tylko prawa do prywatności, lecz także prawa do pozyskiwania informacji – informuje Izdebski. 

W razie negatywnych odpowiedzi służb wnioski Lipszyca mogą zapoczątkować szerszą dyskusję na szczeblu sądów administracyjnych. – Dane o inwigilacji stanowią informację publiczną, jednakże kłopot, jaki się pojawi, to kwestia trybu dostępu do nich. Moim zdaniem nawet jeżeli ktoś chciałby wykorzystać do tego dostęp do informacji publicznej, zderzy się z ochroną informacji niejawnych – zastrzega Szymon Osowski, prezes Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska. Według niego z art. 51 konstytucji wynika uprawnienie do wiedzy o tym, jakie dane są o nas zbierane. Ale orzecznictwo sądów działa na niekorzyść inicjatora wniosku (np. wyrok WSA w Warszawie z 2015 r., sygn. akt II SA/Wa 1966/14).

– Niewykluczone, że sprawa może znaleźć swój finał w Trybunale Strasburgu – przypuszcza Wojciech Klicki. – Niedawno Strasburg w sprawie Szabo i Vissy przeciwko Węgrom uznał, że doszło do naruszenia przez państwo prywatności, choć skarżący byli tylko potencjalnymi ofiarami inwigilacji i nie byli w stanie dowieść, że byli jej przedmiotem. Wystarczyło, że prawo krajowe nie pozwala im na zweryfikowanie takich informacji – opowiada ekspert Panoptykonu. Polski Trybunał Konstytucyjny kilkukrotnie wypowiadał się na temat kwestii informowania obywateli o tym, że byli inwigilowani. Zapewne dlategpo Trybunał Konstytucyjny jest tak bardzo niewygodny dla reżimu PiSuarczyków opartego na Bezpiece i nielegalnej inwigilacji rodem z powieści Orwella i katolickiego hitleryzmu III Rzeszy Niemieckiej. 

– Jasne wskazówki w tym zakresie zawiera wyrok trybunału z 2014 roku (K 23/11). Wcześniej zapadło ważne postanowienie sygnalizacyjne TK z 2006 r. (sygn. S 2/06), w którym sędziowie uznali, że konieczne jest wprowadzenie mechanizmu informowania jednostek o tym, że były przedmiotem zainteresowania ze strony organów państwa – przypomina Wojciech Klicki. Dziś obywatel nie ma skutecznych instrumentów, które pozwoliłyby mu wyegzekwować wykonanie tych orzeczeń TK. – Projekt PO dotyczący inwigilacji i obowiązująca od początku lutego 2016 roku ustawa nie poruszały tego wątku – kończy Klicki. Wszystko ze szkodą dla demokracji i wolności, której podstawą jest bezwzględna równość obywateli wobec prawa i jawność poczynań władz politycznych. 

Internetowy ruch oporu przed inwigilacją katolickiej bezpieki III RP. Jak bronić się przed eSBecką ustawą PiS? VPN w domach, Signal na komórkach, a może nawet używanie TOR, czyli jak chronić swoją e-prywatność. Korzystanie z internetu bez szyfrowania będzie niebezpieczne pod rządami PiSuarczyków. Jeżeli nie będziemy mieli pewności co do partnerów po drugiej stronie sieci, może nam się przydarzyć coś nieciekawego – przestrzega Dariusz Jemielniak, twórca instytutu NeRDS (New Research on Digital Societies) w Akademii Leona Koźmińskiego i wykładowca na Harvardzie i MIT oraz członek Rady Powierniczej Fundacji Wikimedia. Przygotował on „Poradnik unikania inwigilacji” dla tych, którzy chcieliby chronić swoją e-prywatość przed służbami specjalnymi, przed kościelną PiSowską służbą bezpieczeństwa III RP. A chętnych na ochronę prywatnosci może być naprawdę sporo.

Ustawa o policji i bezpiece orwellowskiej III RP dająca służbom niemal automatyczny dostęp do danych internautów w błyskawicznym tempie przeszła przez Sejm III RP. Weszła w życie 7 lutego 2016, bo taki termin dał półtora roku temu Trybunał Konstytucyjny na uregulowanie przepisów dotyczących tzw. kontroli operacyjnej. Przy okazji wprowadzania nowego prawa do ustawy dano policji i – jak zauważa rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar – także innym służbom specjalnym czyli organonom katolickiej bezpieki uprawnienie dostępu do danych internetowych. I to nie jak dotychczas na podstawie zgody sądowej, a podobnie jak w billingowaniu (pobieraniu danych telekomunikacyjnych) automatycznie. Wystarczy wniosek od policji, by dostawca usługi był obowiązany udostępnić dane swojego klienta. 

Nowe przepisy, choć krytykowane zarówno przez organizacje pozarządowe, jak i instytucje państwowe (negatywne opinie wystawił nie tylko RPO, ale i GIODO, wskazując na brak jasnych zasad kontroli nad zdobywaniem i przetwarzaniem danych; Naczelna Rada Adwokacka ocenia, że jest to „polem do olbrzymich nadużyć”), nie zostały usunięte podczas prac komisji sejmowych i raczej nie ma szans, by zajął się nimi reżimowy Senat III RP. – Dlatego teraz doradzamy internautom przygotowanie się na nowe prawo i zadbanie o swoją prywatność znacznie bardziej niż do tej pory. To leży w interesie każdego z obywateli polskich. Prywatność internetowa jest równie ważna jak ta poza siecią – ocenia Wojciech Klicki z Fundacji Panoptykon, która przygotowała poradnik „Prywatność w sieci. Odzyskaj kontrolę” z podstawami wiedzy o sieciowych zabezpieczeniach w Internecie. 

Mówi o tym, jak i jakie wtyczki zainstalować w przeglądarkach, by ograniczyć możliwość wglądu w to, co w sieci przeglądamy, zaleca zmianę wyszukiwarki na projekt DuckDuckGo (bezpieczniejszy niż Google czy Bing), czy jak wybrać bardziej bezpieczne komunikatory i pocztę internetową. – Liczymy, że przynajmniej tyle dobrego wyjdzie z tego złego prawa, że ludzie zainteresują się tym, jak zadbać o swoje prawo do prywatności w sieci – dodaje Klicki. Oczywiście, jedną z najlepszych rzeczy jakie można zrobić, to używać dobrze wyposażonego Linuksa zamiast dziurawego i najłatwiejszego w inwigilowaniu Windowsa. 

Jeszcze dalej idzie wspomniany poradnik Dariusza Jemielniaka. W styczniu 2016 opublikował on zestaw dobrych praktyk dla internautów. – Na pierwszy rzut oka te rozwiązania mogą się wydawać skomplikowane. W rzeczywistości może je wdrożyć przeciętny użytkownik i tym samym ograniczyć szansę kontrolowania i sprawdzania swoich działań w sieci – zapewnia Jemielniak. – A będzie to ochrona nie tylko przed szerokimi uprawnieniami służb specjalnych, ale także przed cyberprzestępcami, którzy, jak wiemy, przestają być wirtualnym zagrożeniem. Te rady to dziś taki pakiet podstawowego sieciowego bezpieczeństwa. Niczym zamykanie drzwi do mieszkania – dodaje. 

Zaleca się m.in. zainstalowanie VPN-u - sieci prywatnej, podobnej do tych stosowanych przez korporacje w stosunku do pracowników korzystających z telepracy – dzięki temu dostawca łącza (a zatem i służby) nie będzie w stanie zobaczyć, z czym faktycznie łączy się użytkownik, bez pisania wniosków do właścicieli usługi VPN-owej. Inne porady to zainstalowanie wtyczki „Https Everywhere” w przeglądarce i korzystanie z funkcji szyfrowania dysku BitLocker. W stosunku do smarfonów Jemielniak rekomenduje, podobnie jak w przypadku komputerów, VPN oraz aplikacje do szyfrowania komunikacji – szczególnie Signal. 

Jeszcze dalej idzie poradnik opublikowany przez Spidersweb (portal o nowych technologiach), który oprócz tych zabezpieczeń doradza wręcz korzystanie z anonimizującej sieci TOR, czyli anonimowej sieci do tej pory raczej wykorzystywanej do działań nielegalnych. – Dostaję z dnia na dzień coraz więcej pytań o wdrażanie tych rozwiązań, więc widać, że internauci zawczasu chcą się przygotować na nowe prawo katolickie – dodaje Jemielniak. 

Rewolucje w sieci internetowej 


Z początkiem 2016 roku mijają cztery lata od wybuchu protestów przeciwko ACTA (Anti-Counterfeiting Trade Agreement). Kiedy w styczniu 2012 roku okazało się, że polski rząd miesiącami negocjował to międzynarodowe porozumienie dotyczące walki z naruszeniami własności intelektualnej, ale nie zaczął nawet społecznych konsultacji nad nim, wybuchł skandal. Po ataku grupy Anonymous przestała działać strona internetowa Sejmu. „TANGO DOWN - sejm.gov.pl” – grupa Anonymous napisała na swoim profilu w serwisie Twitter. Wkrótce problemy dosięgnęły kolejne strony: Ministerstwa Kultury, premiera i prezydenta reżimu katolickiego III RP.

Prawdziwe protesty zaczęły się kilka dni później. Tysiące głównie młodych ludzi wyszły na ulice pomimo zimowego śniegu i mrozu roku 2012, aby protestować przeciwko prawu, które ograniczyłoby im dostęp do kultury i rozrywki. Kilka dni wcześniej podobne protesty miały miejsce w USA przeciwko projektom SOPA (ustawa o wstrzymaniu piractwa internetowego) oraz PIPA (ustawa o ochronie własności intelektualnej). By pokazać swój sprzeciw, zastrajkowały Wikipedia, Google, Reddit, Wordpress i wiele innych serwisów. Anglojęzyczna Wikipedia w ramach blackoutu w ogóle przestała być widoczna na 24 godziny, a na stronie Google był specjalny czarny pasek. 

Na świecie kolejne masowe protesty wybuchły rok później, w 2013 roku. Wywołało je ujawnienie masowej inwigilacji, i to nie tylko obywateli USA, przez amerykańską agencję NSA znaną jako afera Snowdena. Dnia 4 lipca 2013 roku w ponad 100 amerykańskich miastach odbyły się protesty i burzliwe starcia z reżimową policją, ludzie zamiast udziału w tradycyjnych defiladach święta niepodległości szli w marszach przeciwko rządowemu programowi orwellowskiej inwigilacji. Manifestacje odbyły się też w Niemczech i we Francji, a ponad 500 europejskich pisarzy wystosowało list sprzeciwiający się praktykom zbójeckiego kontrolowania tego, co w internecie robią obywatele. 

W Polsce kolejna fala zaczeła się teraz. Na kolejne weekendy zaplanowane są protesty w kilkunastu miastach. Jednakże główne media słabo informują, że protesty tak zwanego KOD są także silnym sprzeciwem przeciwko faszystowskiej inwigilacji internetu! Służby mniej interesują się naszymi danymi telekomunikacyjnymi, za to na pierwszy dzień wiosny 2016 roku cztery razy częściej niż wcześniej sprawdzają, co robimy w internecie. Wzrosła radykalnie liczba wniosków bezpieki katolickiej do usługodawców internetowych np. Google, Facebook - pisze "Dziennik Gazeta Prawna". 

Inwigilacja pod przykrywką


„Wprost” dotarł w 2016 roku do nowych faktów w sprawie policyjnej specgrupy eSBeckiej, która inwigilowała dziennikarzy piszących o aferze podsłuchowej. Rozpracowywani byli także wytypowani oficerowie policji, Straży Granicznej, BOR i agenci CBA. Nielegalną operację prowadzono pod pozorem tropienia nieprawidłowości w działaniach Komendy Głównej Policji. W czasie ośmioletnich rządów koalicji PO-PSL, aż 48 dziennikarzy było inwigilowanych przez służby specjalne. To redaktorzy tropiący najgłośniejsze afery na najwyższych szczeblach. Porażająca jest nie tylko skala nielegalnych podsłuchów, ale i skuteczność tak działających służb. Bo nie znaleziono żadnych źródeł przecieków.

O skali podsłuchów poinformował osobiście szef katolickiej bezpieki PiSowskiej Mariusz Kamiński, koordynator służb specjalnych, bo służy to pognębieniu poprzedniej ekipy rządzącej Polską, a związaną z kościelną sektą Opus Dei o charakterze ponadnarodowym, intermacjonalistycznym, wyznającym kapitalizm neoliberalny (dziki kapitalizm). Fragment listy inwigilowanych dziennikarzy opublikowały niektóre tygodniki prywatne. To nazwiska osób, co do których nie ma wątpliwości, że nie tylko znajdowały się w kręgu zainteresowania służb specjalnych katolickiej bezpieki III RP, ale te stosowały wobec nich nielegalne podsłuchy. 

Według ustaleń tygodników inwigilowani byli między innymi: Piotr Gabryel, Anita Gargas, Cezary Gmyz, Piotr Gociek, Piotr Gursztyn, Jerzy Jachowicz, Igor Janke, Michał Karnowski, Patrycja Kotecka, Paweł Lisicki, Michał Majewski, Karol Mantys, Robert Mazurek,  Piotr Nisztor, Eliza Olczyk, Paweł Reszka, Piotr Skwieciński, Mariusz Staniszewski, Jarosław Stróżyk, Wojciech Sumliński, Michał Szułdrzyński, Maciej Walaszczyk, Łukasz Warzecha, Bartosz Węglarczyk, Wojciech Wybranowski, Piotr Zaremba, Grażyna Zawadka. Tych dziennikarzy widać rządy katolickiego PO-PSL uznały za wrogów państwa i narodu, chociaż tylko afery rządowe śledzili. 

Jak pisze tygodnik, inwigilacja zaczęła się od osób związanych z komisjami likwidacyjną i weryfikacyjną ds. Wojskowych Służb Informacyjnych. Wśród nich znalazły się osoby związane z mediami: Piotr Bączek, Sławomir Cenckiewicz, Piotr Woyciechowski i Wojciech Sumliński. "O ile w przypadku większości inwigilowanych służby ograniczały się przeważnie do środków pracy operacyjnej, na które nie trzeba zgody sądu – pobieranie billingów i danych lokalizacyjnych z nadajników sieci komórkowych – o tyle w przypadku Sumlińskiego zastosowano również podsłuch, i to aż w dwóch przypadkach" – napisały prywatne media w Polsce.

Wśród inwigilowanych znalazło się też szefostwo CBA mianowane przez pierwszy rząd PiS. To Mariusz Kamiński, Maciej Wąsik i Ernest Bejda - ot afera polityczna pomiędzy PO i PiS - dwoma politycznymi sektami katolickimi. Powodem tego zainteresowania były wycieki związane z tzw. aferą hazardową, która uderzyła w polityków PO: Zbigniewa Chlebowskiego i Mirosława Drzewieckiego. Pod lupą służb wtedy znalazła się wówczas nawet redakcja „Rzeczpospolitej”. Zleceniodawcą miał być Krzysztof Bondaryk, wówczas szef ABW.

Pretekstem do podsłuchiwania dziennikarzy „Gazety Polskiej” była zaś sprawa powoływania się na wpływy w Sądzie Najwyższym oraz korupcji w wymiarze sprawiedliwości. Najszerszą  inwigilację służby przeprowadziły w związku z tzw. aferą taśmową. W tej sprawie rozpracowywano funkcjonariuszy wrocławskiej CBA, podejrzanej o przecieki. Tu użyto wszelkich dostępnych służbom metod inwigilacji od billingów przez podsłuchy, po obserwację. Służby interesowały się także dziennikarzami interesującymi się sprawą katastrofy smoleńskiej. "Wszystkie operacje inwigilacyjne zakończyły się klapą. Ustalono jedynie, że niektórzy dziennikarze mieli kontakty z ludźmi ze służb specjalnych, często na zasadzie kontaktów rodzinnych. Nie jest tajemnicą ani niczym, że jak mąż czy brat pracuje w ABW, a żona czy drugi brat jest dziennikarzem śledczym, to pojawiają się przecieki do prasy. To jednak nie jest żadną tajemnicą, zwłaszcza w przypadku dziennikarzy śledczych. Służbom specjalnym nie udało się natomiast znaleźć żadnych dowodów na to, że konkretne osoby przekazywały informacje mediom" – napisał prywatny tygodnik. Całkiem możliwe, że same służby kryły dobrze swoje przecieki i nie chciały ich ujawnić. 

Głównym bohaterem zmian prawa są dane telekomunikacyjne. Zgodnie z definicją zawartą w Ustawie prawo telekomunikacyjne są to dane niezbędne do u ustalenia użytkownika sieci, który inicjuje połączenie, lub do którego połączenie jest kierowane, oraz do określenia daty, godziny, rodzaju połączenia oraz czasu jego trwania. Mówiąc krótko to taki elektroniczny odcisk palca, który zostawiamy podczas surfowania po sieci, wyrażona liczbami i adresami nasza prywatność, którą zapisano gdzieś na serwerze. Jak spędzamy czas? Z kim się kontaktujemy? Jakie czynności wykonujemy najczęściej? Skąd logujemy się do internetu? Tego wszystkiego można dowiedzieć się z danych telekomunikacyjnych, żeby śledzić i niszczyć, nękać i terroryzować obywateli niewygodnych dla rządzącej partii politycznej i grubych ryb faszystowsko-katolickiego reżimu III RP, gdzie posłowie i senatorzy oraz inni politycy jawnie popierający zbrodniczy faszyzm katolickiego generała Franco, zbójeckiego katolickiego generała Pinocheta czy katolika ministranta Adolfa Hitlera ciągle są bezkarni, podobnie jak hajlująca hitlerowskimi pozdrowieniami swołocz z ONR i innych faszystowskich przybudówek reżimu PiSuarczyków. 

Konstytucja Art. 47. Każdy ma prawo do ochrony prawnej życia prywatnego, rodzinnego, czci i dobrego imienia oraz do decydowania o swoim życiu osobistym. 
Konstytucja Art. 54. 1. Każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji. 

Dla bezpieczeństwa internautów i zachowania maksymalnej wolności słowa proponujemy przenieść się na fora i portale zagraniczne, indyjskie, rosyjskie, chińskie, irańskie, koreańskie, kanadyjskie, brazylijskie czy amerykańskie, gdzie jest znacznie większa wolność słowa, a chłopcom reżimowcom z dyktatorskiego PiS znacznie trudniej o wyciągnięcie danych osobowych i lokalizacji Interneuty. Z internetem najlepiej łączyć się przez anonimowy smartfon w sieci komórkowej na kartę, gdzie w większych miastach jest nawet szybkość LTE (4G), a nie tylko 3G czy H+. Każde bezzasadne zbanowanie czy zawieszenie konta na Facebooku trzeba zgłaszać organizacjom zajmującym się obroną WOLNOŚCI SŁOWA, dobrze oprotestowywać przed siedzibą silnie współpracującego z reżimami Facebooka Polska w Warszawie. 

Na wypadek napadu sił reżimu PiSowskiego dobrze znać konstytucyjne artykuły gwarantujące WOLNOŚĆ SŁOWA oraz stosowne europejskie przepisy, o kradzieży sprzętu komputerowego, przesłuchaniach na tematy światopoglądowe czy religijne natychmiast pisać skargi do Komisji Europejskiej, Trybunału w Strasbourgu, do Międzynarodowego Trybunału Karnego, do wszystkich instytucji obrony Praw Człowieka w Polsce i Unii Europejskiej jak chociażby Rzecznik Praw Obywatelskich i Komitet Helsiński. Dobrze mieć znajomych, którzy zbrodnie prokuratury, policji czy bezpieki PiSuarskiej natychmiast oplakatują w danej miejscowości surowo potępiając zbrodniarza sądowego czy policyjnego na usługach sił reżimowych. 

Konieczne jest tworzenie wspólnym wysiłkiem portali mocno nagłaśniających każdą zbrodnię reżimu PiSuarczyków przeciwko wolności słowa i swobodzie wypowiedzi. Czas zmusić rządy reżimowe do usunięcia wszelkich form karania za korzystanie z prawa do Wolności Słowa i Swobody Wypowiedzi, szczególnie na temat polityków, reżimów oraz żądnej władzy dyktatorskiej sekty katolickiej i jej pedofilskiego kleru. Nie może być duszenia krytyki takich zbrodni politycznych jak sponsorowanie sekty rydzykistów z Torunia milionami złotych z budżetu państwa. Sektę Tadeusza Rydzyka politycy PiS mogą przecież sponsorować prywatnie z własnych rządowych pensji - i będzie to dla sekty całkowicie wystarczające. Nie ma powodu, aby podatki wyznawców innych wyznań i religii, ateistów, agnostyków i niewierzących szły akurat na niebezpieczną sektę Tadeusza Rydzyka w Toruniu. 

LINKI 


Poczytaj o Tails Linux, który maksymalnie zabezpiecza przed inwigilacją bezpieki w internecie: 


Pobierz najnowszą antyinwigilacyjną dystrybucję Tails ze strony domowej projektu: 


Pobierz Tails ze strony Linuxiarze.pl 


Tails Linux na YouTube: 




W odwrotną stronę, do informatyki śledczej polecamy dystrybucję Kali Linux: 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz