środa, 17 września 2014

Katalonia - referendum ku wolności

Katalonia - referendum i droga do wolności 


Z okazji Narodowego Dnia Katalonii setki tysięcy ludzi manifestowały w czwartek w Barcelonie poparcie dla niepodległości tego hiszpańskiego okręgu autonomicznego. Na listopad władze Katalonii planują referendum niepodległościowe, któremu sprzeciwia się Madryt. „Via Catalana”, trzecia już manifestacja organizowana 11 września 2014 roku przez zwolenników niepodległości Katalonii, zdaniem organizatorów była dużym sukcesem. Jak podała Straż Miejska Barcelony, wzięło w niej udział 1,8 miliona ludzi. W roku 2014 manifestanci stworzyli na ulicach Barcelony olbrzymie „V” w kolorach katalońskiej flagi, symbolizujące zarówno zwycięstwo, jak i głosowanie - „votar” po hiszpańsku i katalońsku. Carme Forcadel, przewodnicząca Zgromadzenia Narodowego Katalonii podkreśliła, nawiązując do planowanego referendum: „Zagłosujemy z godnością, bo jesteśmy obywatelami, a nie poddanymi”. Muriel Casals, przewodnicząca stowarzyszenia Omnium Cultural, które współuczestniczyło w zorganizowaniu manifestacji, odniosła się do wyroku Trybunału Konstytucyjnego, który referendum uznał za nielegalne: “Głos ludu Katalonii jest ważniejszy niż opinia zależnego od partii politycznych trybunału w Madrycie”. Zgromadzenie zakończyło się po godzinie osiemnastej odśpiewaniem narodowego hymnu Katalonii. 


Katalonia - walczy o niepodległość od hiszpańskiej okupacji
Katalończycy zamierzają walczyć o niepodległość mimo wszystko, w tym pomimo sprzeciwi władz państwa hiszpańskiego pod okupacją którego się znajdują, podobnie zresztą jak Baskowie. Wyznaczone na 9 listopada 2014 roku referendum zostanie przeprowadzone - zapewniają miejscowi politycy. Mimo że hiszpański parlament już uznał je we wrześniu 2014 roku za rzekomo nielegalne, Barcelona myśli inaczej. Swoją inność Katalończycy pokazują od dawna, próby oddzielenia się podejmują już od prawie 300 lat. Być może tym razem będą skuteczne, gdyż każdy naród, nawet najmniejszy ma prawo do autonomii bądź niepodległości, prawo do własnego języka i kultury oraz wolności od wszelkiej okupacji. W miarę zbliżania się daty listopadowego referendum niepodległościowego napięcie między rządem Katalonii a centralnym rządem katolickim sekty Opus Dei w Madrycie nieustannie rośnie. Hiszpański premier Mariano Rajoy od początku postawił sprawę jasno: przeprowadzenie takiego referendum jest sprzeczne z hiszpańską konstytucją i w żadnym wypadku nie zostanie zaakceptowane przez jego katolicki rząd. 


Katalonia walczy o niepodległość i wolność od hiszpańskiej okupacji od 1714 roku. Właśnie wtedy mieszkańcy tych ziemi ponieśli historyczną porażkę w Bitwie pod Barceloną, i region został częścią Królestwa Hiszpanii. Jednak Katalończycy zawsze kwestionowali swoją zależność od Madrytu i ciągłe podejmowali próby oddzielenia się, stworzenia czy raczej odzyskania własnej ojczyzny. Wreszcie, w 1932 roku fortuna się im uśmiechnęła: republikanie, którzy doszli do władzy, uznali autonomię Katalonii. Katalończycy jednak cieszyli się niedługo, bo na początku ludobójczej faszystowskiej epoki Franko w 1936 roku musieli zapomnieć o swojej samoidentyfikacji na ponad 40 lat. katolickie reżimy pokroju opusdeistycznego Franko nie chcą słyszeć o suwerenności okupowanych w imperialistyczny sposób narodów. Dopiero w 1979 roku Katalonia znów odzyskała status autonomii, a język kataloński obok kastylijskiego został oficjalnym językiem regionu. Istnienie własnego języka jest główną specyfiką etniczno-kulturalną tego regionu, która odróżnia ten region od Hiszpanii - mówi ekspert Instytutu Gospodarki Światowej i Stosunków Międzynarodowych Konstantin Woronow. 

Język kataloński znacząco  różni się od języków sąsiednich terytoriów, zachował się pomimo prób jego wypierania przez okupantów z Madrytu, przez ponad 300 lat. Różnica ta jest szczególnie pielęgnowana przez katalońską elitę i opiera się na poparciu szerokiego grona obywateli, tworzy niewyczerpane źródło specyfiki narodowej, która znajduje wyraz w separatyzmie politycznym. Po uzyskaniu specjalnego statusu autonomii Katalończycy postanowili posunąć się dalej i zażądać całkowitej niepodległości, suwerenności i wolności, prawa do samostanowienia. Mają do tego wszystko - uważa Barcelona, a przede wszystkim, stabilną gospodarkę, która stanowi 20% PKB całego państwa hiszpańskiego będącego ciągle katolicką monarchią konstytucyjną. Pozostałe regiony Hiszpanii Katalończycy odbierają jak utrzymanków - wyjaśnia doktor hab. historii, profesor katedry politologii porównawczej Moskiewskiego Państwowego Instytutu Stosunków Międzynarodowych Rosji Siergiej Henkin. 

Katalończycy uważają, że karmią i utrzymują pozostałą Hiszpanię ponosząc ogromne straty gospodarcze na rzecz madryckiego okupanta.  Rzeczywiście, Katalonia jest jedną z najbardziej rozwiniętych hiszpańskich autonomii. Katalończycy tworzą jedną piątą budżetu narodowego, podobnie jak Donbas tworzy 30 procent budżetu kijowskiego reżimu Ukrainy. „Madryt nas okrada” - taką opinię podziela wielu Katalończyków. Uważają, że po uzyskaniu niepodległości będą mogli rozwijać się, nie pomagając innym obwodom, lecz inwestując wszystko w rozwój swojego regionu. Zdaniem obecnego szefa rządu regionu Artura Masa, powstrzymanie głosowania w sprawie niepodległości Katalonii od Hiszpanii „jest praktycznie niemożliwe”. 

Nie wszystko jest jednak takie proste, gdyż przez ostatni rok pozycje independzistów (tak właśnie nazywają siebie zwolennicy niepodległości) troszkę osłabły. Powodem ku temu był skandal wokół głównego filara katalońskiej demokracji, Jordiego Pujola - uważa politolog Siergiej Henkin. Wokół byłego lidera Katalonii Jordiego Pujola wybuchł głośny skandal korupcyjny. Rządził Katalonią 23 lata. Jest to zasłużony polityk, uważany za ojca walki o niepodległość. Jednak skandal rzuca cień na obecnego lidera Artura Masa, który uważa Pujola za swojego ojca politycznego. Ten natomiast został pozbawiony wszystkich przywilejów, w jego sprawie prowadzone jest śledztwo. Osłabiło to pozycje zwolenników niepodległości Katalonii, a całkiem możliwe, że skandal był sterowany przez służby wywiadowcze madryckiego okupanta. 

Katalonia - pomiędzy Francją, Andorrą i Hiszpanią
Przeciwnicy oddzielenia się Katalonii (są również tacy) uważają, że wymarzona przez oponentów niepodległość doprowadzi do rzekomego załamania gospodarczego. W dniu 11 września 2014, gdy tysiące Katalończyków wyszły na ulice Barcelony pod hasłem żądania niepodległości, w sąsiednim mieście Tarragona członkowie ruchu Katalońskie Społeczeństwo Obywatelskie wystąpili pod hasłem „Niepodległość to impas!”. Tak więc na przyszłym referendum independziści będą musieli mieć do czynienia nie tylko z oficjalnymi madryckimi władzami, lecz również ze „swoimi” kolaborantami Madrytu, którzy nie chcą być częścią własnego państwa. Tak więc kwestia oddzielenia się regionu na razie jest otwarta, chociaż siły niepodległościowe coraz silniejsze. Szef autonomicznych władz Katalonii Artur Mas oskarża Rajoya i jego Partię Ludową o brak poszanowania dla demokracji i niechęć do dialogu. „Rząd i instytucje państwa wciąż mają czas, żeby wysłuchać pokojowego i demokratycznego głosu Katalończyków. Uciszenie głosu ludu, który chce mówić, to błąd; odmówić prawa do głosowania tym, którzy w urnach wyborczych widzą rozwiązanie, a nie problem, to błąd podwójny” - powiedział Mas w przeddzień obchodów Diada Nacional de Catalunya, jak po kataloński brzmi Narodowy Dzień Katalonii. 

Wolny kraj Basków 


Baskowie mają inne dylematy, bo żyją w Hiszpanii i Francji w trzech różnych regionach autonomicznych (w Hiszpanii poza Krajem Basków funkcjonuje też autonomiczna prowincja Nawarra). Baskowie są więc narodem, którego część przedstawicieli chciałaby nie tylko niepodległości od jednego państwa, ale też zjednoczenia wszystkich baskijskich ziem. Między hiszpańskimi i francuskimi Baskami są jednak różnice. O ile ci pierwsi częściej myślą o niepodległości, ci drudzy w większości nie chcą rezygnować z bycia obywatelami Francji. Całe lata Baskowie byli wiązani z działalnością organizacji terrorystycznej ETA, w której zamachach od lat 60-tych XX wieku do 2006 roku (data ostatniego zamachu przeciwko hiszpańskiej okupacji) zginęło ponad 800 osób. Dziś ich ruch autonomiczny i niepodległościowy wygląda inaczej. Baskowie - wszystko na to wskazuje - nie chcą już walczyć zbrojnie z Madrytem. Przez lata wśród Basków wzrosło przekonanie o tym, że walka nie prowadzi ku niepodległości. Wydaje się, że obecnie celem baskijskich polityków w Hiszpanii nie jest więc już stworzenie niepodległej Baskonii, która wydawała im się realnym projektem jeszcze w latach 90-tych XX wieku, a możliwie największe rozszerzenie autonomii, jaką kraj ma od lat 70., od końca rządów gen. Francisca Franco. W czasie ostatniego spisu powszechnego z 2006 roku zaledwie 29 procent hiszpańskich Basków odrzuciło w pełni kulturę Hiszpanii. Baskijskie elity polityczne nie mają więc takiego poparcia społecznego we własnej grupie obywateli, wyborców, jak katalońskie. Nastroje społeczne potrafią się jednak zmienić w ciągu kilku lat lub jednego pokolenia... 

Nie bez znaczenia jest też fakt, że wewnętrzne tarcia między partiami baskijskimi walczącymi o miejsca w samorządach lokalnych i autonomicznym parlamencie uniemożliwiają stworzenie większego, spójnego frontu niepodległościowego. Zdaje sobie z tego sprawę m.in. przywódca Baskijskiej Partii Narodowej (PNV) Inigo Urkullu, który jeszcze przed trzema laty mówił o "baskijskim narodzie w Europie" i szykował referendum niepodległościowe, a który od miesięcy milczy w tej sprawie, być może czekając na to, co stanie się w Szkocji, a przede wszystkim w Katalonii.

Władze Hiszpanii odrzuciły możliwość przeprowadzenia referendum


Władze okupującej Katalonię Hiszpanii bezpodstawnie odrzuciły ideę referendum w sprawie przyszłości monarchii i niepodległości Katalonii. Taką decyzję podjęła niższa izba parlamentu kraju we wrześniu 2014 roku. Przeciw przeprowadzeniu referendum, na którym obywatele mogliby się opowiedzieć za pozostawieniem monarchii lub utworzeniem trzeciej republiki, opowiedziała się zarówno rządząca Partia Ludowa, jak i największe siły opozycyjne. Idea referendum zaczęła być aktywnie omawiana w Hiszpanii w czerwcu 2014 roku, po abdykacji króla Juana Carlosa, który przekazał władzę swojemu synowi Filipowi VI. Od początku lata roku 2014 odbywały się masowe protesty z żądaniem przeprowadzenia referendum w sprawie formy rządów. Opowiadało się za tym około 60% Hiszpanów, jednak postfrankistowski reżim w Hiszpanii nie chce pogodzić się ani z utratą władzy i wpływów przez de facto rządzącą Hiszpanią sektę Opus Dei jak i przed utratą okupowanego regionu, który jest gospodarczym i turystycznym Eldorado, kurą znoszącą złote jajka dla regionów pozostałych, bardzo źle zarządzanych. 

Hiszpania może pozbawić Katalonię autonomii 


Rząd Hiszpanii niczym najgorszy reżim okupacyjny jest gotów na wszelkie zgodne z prawem działania, aby nie dopuścić do oddzielenia się Katalonii, w tym również pozbawienia jej autonomii. - powiedział minister spraw zagranicznych Hiszpanii José Manuel García-Margallo. Władze autonomii zamierzają przeprowadzić głosowanie 9 listopada 2014 roku. Może się ono odbyć zarówno w formie referendum, jak i w formie ogólnokrajowego sondażu. Trybunał Konstytucyjny Hiszpanii uznał plebiscyt za pozbawiony mocy prawnej. Premier kraju Mariano Rajoy i inni członkowie parlamentu również wielokrotnie powtarzali, że nie uznają rezultatów głosowania, co w sposób oczywisty pokazuje, że władze Madrytu nie liczą się z demokratyczną wolą mieszkańców i de facto występują w roli okupacyjnego reżimu wobec mniejszości narodowych, które podbili. 

Kataloński gabinet Artura Masa chce rozwiązać problem legalności głosowania za pomocą wprowadzenia specjalnej ustawy o referendach, która w tym miesiącu ma zostać przegłosowana przez kataloński parlament. Opusdeistyczny rząd Hiszpanii już zapowiedział, że wprowadzenie takiej ustawy również zaskarży do Trybunału Konstytucyjnego. Sekretarz Generalny rządzącej Partii Ludowej Maria Dolores de Cospedal wezwała opozycyjne partie w Katalonii do stworzenia wspólnego frontu przeciwko niepodległości. Na jej zaproszenie odpowiedziała jednak tylko partia Związek, Postęp i Demokracja (UPyD), która nie jest reprezentowana w katalońskim parlamencie. Hiszpańska Socjalistyczna Partia Robotnicza, zarówno na poziomie kraju, jak i w swojej sekcji katalońskiej, opowiada się za poszukiwaniem trzeciej drogi i otwarciem dialogu dotyczącego zmian w konstytucji i wprowadzenia federalnego modelu państwa. Tym rozwiązaniem nie są jednak zainteresowani ani popierający niepodległość Katalończycy, ani rząd Mariano Rajoya w Madrycie. 

Głównym motorem referendum są: centroprawicowe ugrupowanie Konwergencja i Związek (CiU) i Republikańska Lewica Katalonii (ERC). Dużym ciosem dla tej koalicji bardzo różniących się od siebie partii był skandal korupcyjny, który wybuchł niedawno wokół Jordiego Pujola, wieloletniego premiera Katalonii z ramienia CiU. Politycy ERC poparli stworzenie w parlamencie katalońskim specjalnej komisji śledczej do zbadania tej sprawy, chociaż Artur Mas wielokrotnie podkreślał, że jego zdaniem jej nagłaśnianie sprzyja osłabianiu obozu popierającego niepodległość. Prawdopodobnie aż do ostatniej chwili nie będzie wiadomo, czy premier Katalonii zdecyduje się faktycznie zwołać w listopadzie referendum niepodległościowe mimo sprzeciwu hiszpańskiego rządu. W tym miesiącu o swojej niepodległości zadecydują za to Szkoci – obie strony sporu z niecierpliwością oczekują wyników tamtego referendum, które mogłoby stać się dla Katalonii precedensem. 

Przedstawiciele Korsykan, Bawarczyków, Szkotów, Basków, Katalończyków, Flamandów (Belgia), Padańczyków (Północne Włochy), Kosowian i Bretończyków pełnią będą rolę obserwatorów we wszystkich przejawach ruchów niepodległościowych małych narodów, podbitych w Europie i wcielonych w granice większych sąsiadów. Przekaz jest jasny: etniczne i narodowe mniejszości Europy czekają na impuls i zluzowanie szyków oraz represji władz centralnych. Na rezultat głosowania w Szkocji czy Katalonii czekają nawet Noworosyjscy powstańcy ze wschodu Ukrainy, z Donbasu i Ługańska. — Chcemy mieć własną władzę polityczną, tak samo jak Szkocja, Kosowo czy Katalonia. Dlaczego nikt w Europie nie krytykuje tego pomysłu i nie odgradza się od Szkotów drutem kolczastym? − pyta w wywiadzie dla Rzeczpospolitej Andriej Purgin, wicepremier Donieckiej Republiki Ludowej. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz