wtorek, 2 października 2018

Salezjanin gwałci Martę na śmietniku

Ksiądz gwałcił Martę w śmietniku. To, co stało się później, przeraża! 


Za sprawą filmu "Kler" Wojciecha Smarzowskiego w Polsce ponownie rozgorzała dyskusja na temat seksualnych zbrodni, których dopuszczają się księża i zakonnicy katoliccy. Często bywa, że ofiary pedofilów i gwałcicieli w sutannie latami milczą, a gdy już odważą się mówić, są uciszane lub bezprawnie zamykane w trybie administracyjnym w psychuszkach czyli w zakładach psychiatrycznych pamiętających czasy Adolfa Hitlera i nazizmu. Na sprawiedliwość zwykle, z nielicznymi wyjątkami ciągle nie mają co liczyć. Do takich osób należy Marta, którą zwyrodniały katolicki ksiądz zgwałcił, gdy miała 16 lat. 

Żeby nie było zgorszenia - Ofiary mają głos - okładka książki

Marta jest bohaterką książki "Żeby nie było zgorszenia. Ofiary mają głos" Artura Nowaka i Małgorzaty Szewczyk-Nowak, którzy o całej historii piszą nader delikatnie. Księdza zakonnika, który ją zgwałcił poznała, gdy miała zaledwie 12 lat. Do ich pierwszego spotkania doszło w konfesjonale podczas uwłaczającej ludzkiej godności spowiedzi katolickiej. Od tego momentu spowiadała się tylko u niego. Z czasem poza wyznawaniem grzechów, zaczęła się za jego zachętami naiwnie zwierzać, opowiadać o trudnej sytuacji w domu – niepełnosprawnej matce i ojcu alkoholiku. 

Dla Marty był to pierwszy raz. Poniżona i zakrwawiona wracała do domu - opowiada Artur Nowak, współautor książki o ofiarach księży pedofilów. Wspólnie z żoną napisał pan książkę pod tytułem "Żeby nie było zgorszenia. Ofiary mają głos". Znalazły się w niej poruszające historie ofiar księży pedofilów. - Dotarliśmy do około 50 pokrzywdzonych osób z całej Polski. Z racji wykonywanego zawodu z ofiarami księży pedofilów miałem do czynienia w kancelarii adwokackiej. Również moja żona spotykała ich w swoim gabinecie, do którego przychodzili już jako dorośli, żeby przerobić na terapii doświadczenia związane z molestowaniem przez duchownych katolickich. 

Żadna grupa zawodowa nie ma takiego łatwego dostępu do dzieci jak księża katoliccy i zakonnicy oraz oczywiście zakonnice. Jako spowiednicy, przewodnicy duchowi w naturalny sposób księża i wikariusze oraz zakonnicy wzbudzają zaufanie, poznają świat tajemnic dziecka, od jego wczesnych lat życia, nieomal od niemowlęcia w czasie chrztu, potem z okresu komunii i pierwszej spowiedzi. To okoliczności sprzyjające budowaniu więzi księdza pedofila z ofiarą. Przedstawiciele innych grup zawodowych zwykle nie mają takich możliwości, oprócz personelu szpitali dziecięcych - jeśli dziecko często choruje - i oprócz personelu żłobków, przedszkoli i szkół oraz sekcji sportowych czy rodzin zastępczych. Co ciekawe, zaobserwowaliśmy też, że o ile w przestrzeni świeckiej około 80 procent ofiar pedofilów to dziewczynki, to w przypadku sprawców, którymi są księża i zakonnicy, owe 80 procent stanowią młodzi chłopcy. 


Początkowo rozmowy młodej Marty z księdzem zakonnikiem salezjańskim podnosiły ją na duchu, wspierały. Czuła się rozumiana, a zboczony ksiądz udający kogoś dobrego niczym wprawny oszust matrymonialny, dawał jej namiastkę ciepła, której na próżno szukała w domu rodzinnym. To sprawiło, że się w nim zakochała. – "Lgnęłam do niego. To było pierwsze takie uczucie w moim życiu" – mówiła. Ich pierwsze kontakt fizyczny opisała jako "ojcowski". Doszło do niego, gdy dowiedziała się, że mogła odziedziczyć po mamie chorobę. Powiedziała duchownemu, że się boi, a on ją czule przytulił, chociaż to przestępstwo z nadużycia stosunku zależności. 

Załamała się, gdy z powodu rzekomych problemów ze zdrowiem ksiądz wyjechał na jakiś czas z parafii. Po powrocie bardzo się zmienił. Nie chciał już wysłuchiwać zmartwień 16-latki ani jej pocieszać. Była zdezorientowana jego zachowaniem i cierpiała. Pewnego grudniowego wieczora spotkała go przypadkiem przed kościołem katolickim. To właśnie wtedy po raz pierwszy 55-latek wsadził swoją dłoń pod jej bieliznę - bo wiedział, że dziewczynce leci 16-ty roczek i za pedofilię nie zostanie ukarany. Marta nie wiedziała jak zareagować, wmówiła sobie, że to "pewnie taki żart". Żart, o którym postanowiła milczeć.

Obiecywał, że będzie delikatny, przekonywał, że to nie gwałty, a lekcje miłości, ze to normalna praca księdza, żeby nauczyć młodą osobę jak się kochać... 

Niedługo potem ponownie spotkała się z tym katolickim księdzem. Chciała porozmawiać o problemach w domu, ale  duchowny nie chciał słuchać jej zwierzeń i problemów rodzinnych. Tłumaczył, że nie ma czasu bo spieszy się na mszę świętą. Gdy zbliżyli się do zakrystii, rozpiął Marcie kurtkę i zaczął dotykać namiętnie jej miejsc intymnych. – "Z zakrystii wyjrzał ministrant i chyba nas zobaczył. Ksiądz odskoczył jak oparzony i wyjął rękę" – relacjonowała dziewczyna. Naiwnie sądziła, że ksiądz zakonnik przeprosi ją za swoje zachowanie. Tak się jednak nie stało. Od tamtego wydarzenia regularnie molestował nastolatkę seksualnie, obmacywał i roznamiętniał. Z czasem ataki zaczęły być coraz bardziej brutalne i nachalne. 

Powiedział Marcie, że powinna się dla niego wydepilować w okolicach łona. Kiedy mówiła, że sprawia jej ból, prosząc przy tym by przestał, obiecywał, że następnym razem będzie bardziej delikatny. Wmawiał, że to, co jej robi nie jest grzechem, a "lekcją miłości", o której jednak muszą milczeć. Podczas kolejnego spotkania w lesie zmusił ją do seksu oralnego czyli do obciągania swojego katolickiego kutasa czy tam kutafona. 

Ksiądz w śmietniku gwałtem pozbawił Martę dziewictwa 


Pewnego dnia zadzwonił do Marty i oznajmił, że pozbawi jej błony dziewiczej. Dziewczyna protestowała, ale duchowny stwierdził, że nie jest jej do niczego potrzeba. Kazał jej przyjść pod murowaną i zamykaną na zasuwę altankę śmietnikową. – "Spieszył się. Powiedział, że nie ma czasu. (...) Nie chciałam tego, oponowałam. Mówiłam, że chcę, żeby w stosownym czasie zrobił to ktoś, kogo kocham. Śmiał się. Mówił, że chłopom na tym nie zależy, żebym nie była naiwna" – wyznała dziewczyna. Duchowny nie słuchał i brutalnie ją zgwałcił. Zgwałcona Marta nie pamięta, jak udało jej się wrócić do domu. W toalecie Marta ściągnęła ubranie i zobaczyła, że jej bielizna jest cała we krwi. – "Chyba wtedy po raz pierwszy chciałam umrzeć, całkiem serio o tym myślałam. Ojca nie było, mamie nie mogłam o tym powiedzieć" – relacjonowała. Mimo to nadal spotykała się z księdzem gwałcicielem. Nie wiedziała jak zerwać relację z katolickim duchownym, o którym przecież jako o świętości nie wolno było ani mówić ani nawet pomyśleć czegoś złego. Ksiądz był przecież jak Bóg - absolutne dobro. 

– "Chciałam mieć tego zastępczego ojca. Poświęcał mi czas, uwagę, rozmawialiśmy o moich problemach, a potem on robił, co robił" – tłumaczyła. Kiedy wysłano go do domu zakonnego, zmuszał ją by wysyłała mu swoje nagie zdjęcia, ciągle miał nad Martą władzę psychiczną zdobytą z tytułu zależności psychofizycznej i autorytetu duchownego. 

Marta bez szansy na sprawiedliwość


Dziewczyna w końcu opowiedziała o wszystkim nowemu spowiednikowi kościelnemu. Był bardzo przejęty i przekazał jej numer do psychoterapeuty. Marta zaczęła chodzić na sesje i zrozumiała, że duchowny ją wykorzystał, ale też była namawiana aby nie donosiła nigdzie na księdza a jakoś sama sobie poradziła z trauma bolesnych wspomnień. Nie chciała się już z nim spotykać, ale nie zamierzała również na niego donieść, psychoterapeutka odradzała, po części zapewne wiedząc jak kościół zacznie ją niszczyć, gdy zacznie walczyć z tą szatańską zboczoną hydrą watykańską. Po czasie zmieniła jednak zdanie i zawiadomiła przełożonych duchownego, ale ksiądz nie przyznawał się do molestowania ani do gwałtu. 

Kościół katolicki w końcu zwołał komisję w sprawie Marty. W jej skład weszły dwie osoby duchowne, psycholog i pedagog. Martę zbadał również lekarz psychiatra - oj tak, kościół katolicki chętnie tych, co mówią o molestowaniu przez katolickich duchownych wysyła do psychiatry, a nawet do psychuszek gdzie pracują katoliccy psychiatrzy - tacy od robienia z wrogów kościoła posłusznych i bezwolnych roślinek. Nikt jednak nie informował jej o ustaleniach psychiatrów ani psychologów. Skontaktowano się z nią dopiero pół roku później. Marta była wówczas w bardzo złym stanie psychicznym. Załamała się po śmierci mamy i zażywała środki uspokajające. Pojechała jednak na spotkanie z komisją kościelną, chociaż w złym stanie psychicznym nie należy się pokazywać takim komisjom watykańskiego reżimu. Nie spodziewała się, że po raz kolejny będą ją o wszystko wypytywać, brutalnie, chamsko i z intymnymi szczegółami. Na koniec powiedziano jej, że jest niewiarygodna ponieważ udaje jej się łączyć pracę ze studiami, nazbyt dobrze sobie radzi w życiu - na przekór zatem jej stanowi psychicznemu. 

Marta powtarzała tym katolickim kościelnym pseudo ekspertom, że nie chodzi jej o pieniądze ani odszkodowanie. Chciała by zwyrodniały seksualnie i zboczony duchowny gwałciciel został wydalony ze stanu kapłańskiego, a kościół oczyszczony z takiego zwyrodnialca, ale sprawa ciągnęła się w nieskończoność. Niemal tyle samo trwało tłumaczenie raportu na włoski. Dokumenty miały trafić do Watykanu, ale tak się nie stało bo ksiądz, który gwałcił Martę zmarł na chorobę nowotworową. Kościół katolicki umorzył swoje dochodzenie, nie informując o niczym prokuratury ani policji. Trudno ścigać trupa, nie ma sprawcy, nie ma zbrodni - dla katolickiego kościoła od 1700 lat znanego ze zbrodni seksualnych na dzieciach i dorosłych - sprawa sama zamiotła się pod dywan. 

Pedofile oraz efebofile i pederaści w sutannach najpierw typują sobie ofiary, niejako rozeznają kto nadaje się na taką ofiarę. W początkowym etapie tworzą więź, która nie ma żadnego związku ze sferą seksualności, są bardzo cierpliwi, powoli budują relacje zaufania i dyskrecji. Najczęściej ofiarą jest dziecko z rodziny dysfunkcyjnej, w której występuje deficyt uwagi. Takiej, w której rodzic pije albo zwyczajnie nie ma czasu dla swojego dziecka. Łatwiejsze do manipulacji są dzieci z problemami, bo takie są mało wiarygodne, łatwo oskarżyć je o zmyślanie jeśli często kłamały w szkole czy przed rodzicami. Księża zdobywają zaufanie swoich ofiar, okazując im zainteresowanie, przytulając, zabierając na zakupy i robiąc prezenty, manipulując ich grzechami. Za każdym razem powtarza się ten schemat pedofilskiego uwodzenia dziecka, osoby nieletniej. Do tego momentu to nie wydaje się to jeszcze groźne. Jednak gdy więź księdza i dziecka się utrwali, zwyrodniali księża i zakonnicy pozwalają sobie na kolejny krok. Zazwyczaj dla dziecka jest to inicjacja seksualna, pierwszy kontakt seksualny w życiu. Dlatego nie ma ono rozeznania, czy to dobre, czy złe, a często nie wie dokładnie co się dzieje. Dziecko, im młodsze, tym bardziej jest zdezorientowane, przerażone, zastraszone. Zwłaszcza że ksiądz w naszym społeczeństwie jest  autorytetem, także moralnym, ma silny, często hipnotyzujący wpływ. Ofiara zaczyna więc księdza usprawiedliwiać, a siebie winić, zostaje zmuszona do trzymania tajemnicy. Później, gdy takie dziecko dorasta, nienawidzi samo siebie. Potrzebuje terapii i wielu lat, żeby z tego wyjść, a bywa tak, że trauma dokucza do końca życia. 

Wedle danych autorów książki, od ofiar, przeważnie pokrzywdzeni ujawniają fakty związane z wykorzystaniem seksualnym w dzieciństwie przed 40-tym rokiem życia. Około 90 procent rozmówców autorów książki próbowało popełnić samobójstwo z powodu bolesnych wspomnień z księdzem zboczeńcem seksualnym. W dorosłym życiu borykają się z uzależnieniami, kłopotami w związkach, niezdolnością do współżycia seksualnego. Bohaterowie opisywanej książki mieli podobne doświadczenia. 

Historia, która poruszyła najbardziej autorów książki, to proszę sobie wyobrazić, że salezjanin, który Martę zgwałcił, kazał jej robić zdjęcia chorej, nagiej matki. Chciał zobaczyć, jak wygląda ciało starszej kobiety. Marta spełniała tę prośbę tłumacząc sobie, że może do zdjęcia lepiej się księdzu będzie modlić, a on się masturbował zdjęciami jej mamusi zboczek jeden kościelny. Tak bardzo potrzebowała miłości, że za każdym razem usprawiedliwiała księdza, który dał jej jednak jakieś uczucia, których nie znała z domu, a które w rozwoju są potrzebne, tyle, że od rówieśników, od przyjaiółek i przyjaciół czy pierwszego normalnego chłopaka - rówieśnika. W wychowaniu szkolnym należy dzieci uczulać na fakt, że normalne zdrowe zakochania i miłości pojawiają się w relacjach rówieśniczych, gdzie różnica wieku jest niewielka, a zwykle chłopak jest niewiele w katach starszy od dziewczyny, z klasy o starszego rocznika - a nie stary kościelny zbok w wieku jej ojca i matki. Brakuje w polskim prawie zapisu, że czyn uznaje się za pedofilskie, jeśli w związek seksualny z osobą poniżej lat 18-tu (w wieku szkolnym) wchodzi osoba dorosła starsza o więcej niż lat 5 lub 7 jak to jest określone dla orzekania pedofilii w prawodawstwie bardziej cywilizowanych krajów świata.  

Opisywany w książce Tomek, wykorzystywany przez innego księdza, od zawsze chciał być ministrantem. Gdy ksiądz zwrócił na niego uwagę, był szczęśliwy, czuł się wyróżniony. Cieszył się też wtedy, gdy duszpasterz zaczął go zabierać na uroczystości kościelne prywatnym samochodem. Reszta parafian jeździła autokarem kiepskiej klasy. To był bardzo wysoko postawiony hierarcha kościelny z południa Polski, był nawet kiedyś kapelanem tak zwanego Ojca Świętego, pedofilskiego papieża Karola Wojtyły. Takim osobom nie zadaje się pytań w katolickich środowiskach, i dlatego parafianie się nie buntowali na te ekscesy. 

Marta pochodziła z domu, w którym ojciec często zaglądał do kieliszka, a mama była bardzo schorowana i ciągle groziła jej śmierć, aż w końcu zmarła. Ksiądz zakonnik z sekty salezjanów uwiódł ją podczas spowiedzi, gdy miała skończone 15 lat, była to zatem efebofilia, a nie typowa pedofilia. Cierpliwie wysłuchiwał jej zwierzeń, okazywał troskę gdy była młodsza. To trwało przez pewien czas. Któregoś wieczoru zabrał ją na śmietnik i tam brutalnie zgwałcił. Dla Marty był to pierwszy stosunek seksualny w życiu. Poniżona i zakrwawiona wracała do domu przez śnieżne zaspy. Nie miała się komu zwierzyć, tak bardzo ksiądz salezjanin omotał jej prywatne życie. Wypierała to, starała się jakoś zracjonalizować. "On nie chciał źle, on już więcej tego nie zrobi" - zaklinała w myślach rzeczywistość - ale usprawiedliwianie sprawcy to ślepy zaułek, błędna droga w próbach radzenia sobie z traumą gwałtu. Aby poradzić sobie z gwałtem trzeba wyładować negatywne emocje na gwałcicielu, na sprawcy, chociażby anonimowo. Najplugawszymi słowy opisać zboczeńca, wraz z datami i opisem miejsc koszmarnych wydarzeń, można opisać w trzeciej osobie, tak jakby było się świadkiem (co często w szoku ma miejsce), a nie ofiarą, tak jakby się patrzyło na ofiarę i sprawcę z ukrycia - i rozesłać chociażby anonimowo do policji, prokuratury, do szkoły, do wszelkich możliwych instytucji. Sprawcę trzeba publicznie napiętnować - zrobić plakat typu "ksiądz salezjanin gwałci nieletnie dziewczęta", dać zdjęcie, nazwisko, adres zboczka - oplakatować nocą całą parafię, przystanki autobusowe. Niech wszyscy wiedzą o zbrodniach jakie dewiant popełnia, najparszywszym słownictwem opisać i upublicznić. To zboczeniec, pedofil czy gwałciciel ma się wstydzić publicznie, a ofiara może się ukrywać, zostać anonimowa.

Pedofilia i gwałty w kościele katolickim 


Za księży pedofilów odprawiane są nabożeństwa pokutne, modlitwy za ofiary księży (oczywiście z intencją kapłana, zeby ofiary milczały lub się uciszyły). Prowadzone są szkolenia, wydano wytyczne dotyczące postępowania w przypadku ujawnienia pedofilii księży, zakonników i zakonnic. Oficjalna strategia katolickiego kościoła to zero tolerancji dla takich zachowań, ale faktycznie to polityka zero informacji o pedofilii w kościele. Chodzi o ochronę wizerunku instytucji. Przecież katolicki kościół już dawno zapowiadał wydanie Białej Księgi, która miała pokazać skalę zjawiska wykorzystywania nieletnich przez duchownych. I co? Mijają lata i księgi nie ma - bo kościół musiałby ulec samolikwidacji, szczególnie na szczeblu kardynałów i biskupów, gdzie skażonych zboczeniami jest najwięcej. Do niektórych kurii biskupich co tydzień na imprezę w kurii przyjeżdżają dyskretnie całe autobusy wynajętych prostytutek, a w innych kwitnie homoseksualizm klerykalny. 

W USA oszacowano w 2016 roku na podstawie ujawnionych, niezbitych dowodów winy, że księża i zakonnicy pedofile to przynajmniej pięć procent ogółu kościelnego duchowieństwa, a w Australii, że siedem procent, co w Polsce daje na ich ogólną liczbę około 5 do 8 tysięcy czynnych zboczeńców w sutannach i habitach. Niestety, z roku na rok liczba ta rośnie z powodu ujawniania nowych skandali. Prokuratury wszystkich szczebli powinny się natychmiast zająć profilaktycznym ściganiem katolickich księży, wikarych, biskupów, kardynałów, zakonników - dla dobra kościoła oczyścić instytucję z pedofilskiego ścierwa i podobnych dewiantów, efebofilów, pederastów i gwałcicieli. 

Środowiska skupione od niedawna wokół fundacji "Nie lękajcie się" oraz od 1983 roku wokół Antypedofilskiego Bractwa Himawanti wielokrotnie apelowały do katolickiego kościoła, by ujawnił, ile spraw o molestowanie nieletnich toczy się w diecezjach, ale katolicki kościół nie ujawnia danych, tłumacząc się, że rzekomo takich statystyk nie prowadzi. Ujawnienie prawdy grozi bowiem samolikwidacją kościoła katolickiego i zamknięciem około jednej trzeciej kleru w więzieniach, wszak pedofilia to nie jedyne zboczenie katolickiego duchowieństwa zwanego przez ofiary dupowieństwem lub dzieciojebcami. I słusznie, bo jak dotąd zaledwie jedna na 50 lub nawet mniej (zależnie od kraju) ofiar księży katolickich decyduje się na ujawnienie i ściganie księdza czy zakonnika zbrodniarza. 

Z wielu relacji pokrzywdzonych przez księży i zakonników wynika, że biskupi przenoszą duchownego swojej sekty do innej parafii, czyli de facto wysyłają go na inne łowisko, gdzie swobodnie łowi nowe ofiary. To strategia unikania skandalu, zgorszenia, choć pewne jest, że pedofil będzie robił to samo, bo pedofilia jest chorobą psychoorganiczną, podobnie zresztą jak inne dewiacje seksualne, w tym skłonność sadystyczna do brutalnego gwałcenia czy defloracji kolejnych uwiedzionych "małolatek". Pomimo oficjalnej polityki "zero tolerancji dla pedofilów" wielu biskupów redukuje podnoszenie problemu wykorzystania nieletnich w przestrzeni kościoła, nazywając go "atakiem na kościół". W Irlandii na przykład, po kolejnych aferach z księżmi pedofilami, wymieniono praktycznie cały Episkopat. W Polsce natomiast kościelni hierarchowie bronią pedofilów w sutannach. 

Ofiarom borykającymi się traumą nie pomagają polskie sądy, w których katoliccy sędziowie zwykle brutalnie trzymają stronę księży i zakonników pedofilów, często wysyłając ofiary księży i biskupów na przymusowe leczenie psychiatryczne (tak skończyło kilkanaście ofiar molestowanych w dzieciństwie przez biskupa Karola Wojtyłę z Wadowic w latach 90-tych, gdy chcieli odszkodowania i ukarania tego zboczka). Marek Lisiński, lider fundacji "Nie lękajcie się", wystąpił przeciwko diecezji katolickiej, w której był molestowany ponad 30 lat temu. Ta sprawa trwa już od trzech lat, od 2015 roku. Każda wizyta w sądzie, gdzie spotyka swojego zadufanego oprawcę, jest dla niego ciężkim traumatycznym koszmarem. Ksiądz pedofil został co prawda skazany wyrokiem watykańskim, ale podważa ten wyrok. 

Książkę warto przeczytać, nawet wielokrotnie, gdyż zawiera spory materiał pokazujący zboczenia i obłudę instytucji kościoła katolickiego, a przynajmniej jego dewiacyjnej części. 

*Artur Nowak i Małgorzata Szewczyk-Nowak - autorzy książki są małżeństwem, niestety ciągle praktykującymi katolikami, zapewne wierzą, że kościół uda się uzdrowić, oczyścić. On jako adwokat, wielokrotnie reprezentował pokrzywdzonych i sprawców w postępowaniach dotyczących czynów pedofilskich. Szewczyk-Nowak jest psycholożką, psychoterapeutką i pedagożką. Książka ich autorstwa „Żeby nie było zgorszenia. Ofiary mają głos” porusza kwestię molestowania w polskim Kościele katolickim. Pozycja ukazała się nakładem wydawnictwa Krytyki Politycznej. Zadziwia, jak osoby na co dzień mające wgląd w prawdziwe historie o seksualnych zbrodniach księży, ciągle mogą należeć do tej zepsutej moralnie i od wieków zbrodniczej instytucji, w której nie ma ani Boga, ani wiary, ale to ich sprawa. Ważne, że pomagają ofiarom zepsutej moralnie części kleru... 

Artur Nowak i Małgorzata Szewczyk-Nowak, „Żeby nie było zgorszenia. Ofiary mają głos”. 

Kup książkę: 



STOP PEDOFILII! STOP PEDOFILOM! PRECZ Z KATOLICYZMEM! 

ZLIKWIDOWAĆ PEDOFILSKI KOŚCIÓŁ KATOLICKI! 


Więcej o pedofilii kleru katolickiego poczytasz także na portalu: 

http://www.himavanti.org/pl/c/stoppedofilom


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz