Szokujące fakty o zbrodniczej sekcie Adolfo de Jesusa Constanzo
Policjanci byli zszokowani odkryciem w świątyni należącej do sekty Adolfo de Jesusa Constanza w Matamoros w Meksyku, w stanie Tamaulipas. Krwawe rytuały odprawiała tam m.in. kobieta zwana "Matką Chrzestną" lub "Matką Boską". Jak mówi, wyznająca kult diabła i narkosatanizm organizacja, przetrwała do dziś, a część jej wierzeń to doktryny chrześcijańskie katolików pomieszane z afroamerykańskimi kultami czarnej magii i czarnoksięstwa, w tym czarnej santerii znanej jako Palo Mayombe.
Adolfo de Jesus Constanco (1962-1989) - w młodości |
Krwawy kult zła
Działalność tej meksykańskiej sekty łączącej chrześcijaństwo i czarnoksięstwo oraz narkosatanizm cały czas budzi strach. Oficjalnie, została ona rozbita na przełomie lat 80-tych i 90-tych XX wieku, ale należący wcześniej do niej ludzie twierdzą, że wyznawana przez nich okrutna "religia" składająca ofiary z ludzi jest nadal praktykowana. Twórcą tego "kultu zła dla zysku" był Adolfo de Jesus Constanzo, Amerykanin kubańskiego pochodzenia, jeden z najbardziej bezwzględnych przemytników i dilerów w historii Meksyku, który był ochrzczonym katolikiem i służył do mszy w dzieciństwie jako ministrant katolicki.
Gangster, który przemycał ogromne ilości marihuany do Stanów Zjednoczonych, stworzył "religię", która miała zapewnić bezpieczeństwo dostawom idącym za Rio Grande. Istotą kultu było składania krwawych ofiar z ludzi, co miało być "błogosławieństwem" dla przemytu. Religia ta była mieszanką wierzeń mezoamerykańskich i afrykańskich oraz chrześcijaństwa, a Constanzo, który zajmował się wróżbiarstwem (z ludzkiej wątroby), był jej ideologiem i patronem, ale niestety, nie jedynym liderem.
Gangster i jego wierni byli znani z brutalnego mordowania swoich ofiar w celach rytualnych. Liczne były także przypadki gwałtów, które poprzedzały szokujące morderstwa. Części zwłok były następnie gotowane w specjalnym kotle, który służył do sporządzania "magicznych wywarów". Ofiar na początku było co najmniej 15, ale policjanci twierdzą, że nie udało im się po prostu odszukać wszystkich ciał zamordowanych przez sektę ludzi, a po latach znaleziono łącznie ponad 60 ciał w postaci szczątków ludzkich. Sekta nachalnie propagowała stosowanie marihuany do celów rzekomo leczniczych, rekreacyjnych, szamańskich, podobnie z jadem żaby kambo oraz ajahuaską - a do dzisiaj podobne substancje morderczych kultów proponowane są licznym naiwnym ze środowisk narkomańskich w Europie, nie tylko w Ameryce. Wielu dilerów narkotykowych sprzedaje swój zbrodniczy towar pod szyldem działalności rzekomo szamańskiej, w prawdziwie czarnoksięskiej i czarnomagicznej.
Adolfo de Jesus Constanzo
Adolfo de Jesús Constanzo - urodził się 1 listopada 1962 w Miami, zmarł zastrzelony 6 maja 1989 w Meksyku – meksykański satanista, przestępca, diler narkotykowy od marihuany i ajahuaski, a później przywódca narkosatanistycznej sekty czarnomagicznej działającej w latach 1986–89. Najstarszy z trojga dzieci kubańskiej imigrantki i czarownicy chrześcijańsko-afrykańskiego kultu Santerii i Voodoo znanej jako Delia Aurora Gonzalez del Valle. W chwili narodzin Adolfo de Jesus jego matka miała zaledwie 15 lat, ale dbała aby jej dzieci zapoznały religię katolicką, a także kult santerii i voodoo (podróże z Maiami do Portoryko i na Haiti). Adolfo de Jesus do Meksyku wyjechał w 1984 roku. Tam zaczął zajmować się handlem narkotykami, szczególnie marihuaną. Stał się bogaty, dzięki przemytom marihuany i także kokainy. Wśród członków swojego narkotykowego gangu udało mu się zaszczepić zamiłowanie do czarnej magii i czarnoksięstwa. Najdalej od 1988 roku zaczęli praktykować kult Palo Mayombe z ofiarami z ludzi, a sam herszt i biskup sekty został zaakceptowany jako uczeń czarnoksięskiego Paolo Mayombe w wieku 10 lat czyli w 1972 roku.
Nocą 14 marca 1989 roku 21-letni student medycyny z Teksasu, Mark J. Kilroy, został uprowadzony z Matamoros przez członków sekty Constanza i zamknięty w szopie położonej na ranczo Santa Helena (30 km od miasta). Po 12 godzinach niewoli student zginął zabity maczetą przez Adolfo de Jesusa Constanza. Ciało Kilroya zbezczeszczono: członkowie gangu wyciągnęli mózg rozłupując wcześniej czaszkę, nogi obcięli, wyłuskali rdzeń kręgowy i wykastrowali obcinając jądra i członka. W następnym miesiącu policja meksykańska dotarła na miejsce zamordowania studenta. Znaleziono 13 zakopanych i znacznie okaleczonych ludzkich zwłok. Kilka z nich miało wyrwane serca, sutki, genitalia i uszy. Udało się ustalić, że z ofiar i mózgów ofiar gang przyrządzał rytualne czarnoksięskie zupy i je zjadał. Wśród zabitych był jeden policjant i dwóch członków konkurencyjnych gangów. Po spenetrowaniu miejsca zbrodni wezwano egzorcystę, a następnie wielką czarnoksięską szopę do obróbki zwłok spalono.
Banda Adolfo de Jesusa Constanza została odkryta w maju 1989 roku w wynajętym mieszkaniu w mieście Meksyk. Kiedy uzbrojony oddział policjantów zaczął szturmować lokum, przywódca sekty czarnoksięskiej rozkazał swoim ochroniarzom zastrzelić wszystkich ludzi znajdujących się w budynku (łącznie z nim samym). Zbroczone krwią ciała Adolfo de Jesusa Constanza i jego pederastycznego kochanka znaleziono w garderobie. Nie wiadomo, czy skłonności pederastycznych nauczył się podczas służby w kościele katolickim jako ministrant od swojego księdza, jednak przypdała ona na czas zanim zaczęto na masową skalę ujawniać pedofilskie zbrodnie księży na ministrantach. Za współpracę z grupą przestępczą Sara M. Aldrete, studentka z teksańskiego college’u i krwawa kapłanka w sekcie Alfonso de Jesusa Constanza i jego prawa ręka, została skazana zaledwie na 6 lat więzienia. W 1994 roku zwiększono jej jednak karę do 60 lat, gdyż świadkowie ujawnili znacznie większy jej udział w zbrodniach.
Wśród swoich dobrych klientów miał lekarzy, policjantów i wysokiej rangi oficerów policji, śledczych antynarkotykowych, księży katolickich i kilku biskupów, także funkcjonariuszy Interpolu - tak to się zwalcza handel narkotykami w Meksyku, Miami w USA, Portoryko, Haiti i kilku innych krajach. Uważany przez wyznawców Palo Mayombe, za pana ciemności, przedstawiciela i ambasadora Piekieł na Ziemi.
"Matka Chrzestna" zbrodniczej sekty
Alfonso de Jesus Constanzo był nazywany przez swoich ludzi "Ojcem chrzestnym". Swoją zbrodniczą sektę założył na początku lat 80-tych XX wieku lub wedle niektórych prowadził filię, odnogę sekty czarnej magii i czarnoksięstwa. Na swojego patrona wybrał rodzaj szatana, demona satanistycznego, którego zwał Kadiempembe (znany mroczny kult wśród satanistów afroamerykańskich). Jak twierdził, esencją jego religii było "wyznawanie wiary dla zysku". - Moja dusza jest martwa, dla mnie nie ma już Boga - powtarzał cały czas swoim uczniom.
Rozwój narkotykowego biznesu dla celów rekreacyjnych i pseudoszamańskich w latach 80-tych XX wieku był żywiołowy, co wymagało znalezienia oddanych współpracowników. Alfonso de Jesus Constanzo zdecydował się postawić na młodą Meksykankę, studentkę wychowania fizycznego uniwersytetu w Teksasie - Sarę Aldrete. Urodziła się ona w 1964 roku w meksykańskim mieście Tamaulipas. Sara Aldrete nauki pobierała jednak w amerykańskiej szkole w Brownswille, później zezwolono jej na studia na amerykańskiej uczelni. Nauczyciele uważali ja za zdolną i przykładną uczennicę, cieszącą się nienaganna opinią. Nic nie zapowiadało, że stanie się ona członkinią jednej z najokrutniejszych czarnoksięskich sekt w historii ludzkości XX wieku.
Constanzo i Aldrete poznali się w połowie lat 80-tych XX wieku dzięki wspólnym znajomym, którymi byli lokalni handlarze narkotyków zażywanych dla celów rekreacyjnych (w tym marihuany, pejotl, ajahuaski, kambo etc). Alfonso de Jesus Constanzo wprowadzał stopniowo Sarę Aldrete w swój mroczny świat, zdradzając jej po kolei wszystkie założenia stworzonej przez siebie religii czy raczej odnogi mrocznego kultu Kadiempembe składającego ofiary z ludzi, w tym z dzieci specjalnie na ten cel rodzonych. Przez krótki czas byli także kochankami, ale związek nie przetrwał z uwagi na seksualne preferencje gangstera, który wolał wiązać się z mężczyznami, chociaż podawał się osobnika biseksualnego, co jest dość popularne w kręgach amerykańskich satanistów i lucyferystów oraz zwolenników sekt czarnoksięskich.
Sara Maria Aldrete Villareal - już w więzieniu |
Sara Maria Aldrete Villareal niechętnie zaakceptowała ten fakt, ale ostatecznie zdecydowała się pozostać przy Adolfo de Jesususie Constanzie, poświęcając się religijnej stronie działalności sekty czarnoksięskiej. Wkrótce otrzymała przydomek "Matka Chrzestna", zaczęła także zajmować się prowadzeniem bieżącej działalności narkotykowego biznesu z marihuaną, ajahuaską, pejotlem, kambo i innymi mrocznymi świństwami. Działalność gangstera i sekciarza pokazuje czym jest połączenie wiary chrześcijańskiej, skłonności pederastycznych i sodomicznych (z kobietami wolał kopulować doodbytniczo zamiast dopochwowo, jak z mężczyznami), a także rytuałów lucyferycznego kultu satanistycznego i czarnomagicznego Kadiempembe powiązanym z tak zwaną czarną Santerią (mroczną stroną Santerii). Trzeba pamiętać, że w dzieciństwie był ministrantem w kościele katolickim, inaczej nie mógłby chodzić do szkoły, która była katolicka. Mógł być ofiarą molestowania przez katolickich księży jako ministrant katolicki, co w latach 70-tych XX wieku było bardzo powszechne i nikt o tym nie chciał mówić, bo "obrażanie księdza i kościoła oraz uczuć religijnych" było zbrodnią gorszą od morderstwa. Tłumaczyłoby to skąd się wzięły skłonności pederastyczne u Adolfo de Jesusa.
Makabryczna farma pełna grobów
Krwawy kult Kadiempembe zwrócił na siebie uwagę władz dopiero w 1989 roku, gdy w Meksyku został uprowadzony amerykański student Mark Kilroy. Śledztwo pod naciskiem bogatych i wpływowych rodziców było prowadzone energicznie i szybko przyniosło rezultaty. Costazo i Aldrete uciekli, gdy detektywi odnaleźli "świątynię" mrocznej sekty, znajdującą się na ranczu Santa Elena. W szopie przerobionej na miejsce kultu śledczy odkryli kocioł, zawierający ludzkie szczątki, pająki i skorpiony. Dookoła niego leżały ludzkie włosy, zęby i czaszki. Po kilku godzinach znaleźli także znajdujące się na farmie groby, w których zakopano 15 ciał. Aktywiści tego mrocznego kultu jak widać zupełnie nie dbali o wyraziste sprzątanie po swoich mrocznych rytuałach, jak to w większości wypadków robią inne podobne grupy zwiazane z handlem narkotykami i mrocznymi rytuałami czarnomagicznymi w USA, Kanadzie, Meksyku i Europie.
Policjanci, tropiąc Adolfo de Jesusa Constazę, dotarli do domu w meksykańskiej stolicy, który ten wynajął, by schronić się przed pościgiem. Zamknął się w nim wraz z czwórką swoich uczniów oraz z "Matką Chrzestną". W końcu przez jego nerwowość doszło do wymiany ognia, a Adolfo de Jesus Constanza został, na własną prośbę, zastrzelony przez jednego z uczniów i wspólników. Gdy kanonada ustała, policjanci aresztowali pozostałych przy życiu członków mrocznej sekty handlującej marihuaną, ajahuaską, kambo, pejotlem, kokainą i innymi "towarami" czarnoksięskimi.
Sara Aldrete początkowo podawała się za ofiarę sekciarzy, ale w trakcie przesłuchań wyszła na jaw jej szeroka wiedza na temat działalności Adolfo de Jesusa Constanzy. W związku z popełnionymi przez sektę morderstwami Sara Aldrete w 1990 roku została skazana na 6 lat więzienia. W drugim procesie udowodniono jej współudział w zamordowaniu kilku osób w świątyni sekty, podwyższając karę do 62 lat. Amerykańskie władze zapowiedziały już, że gdy "Matka Chrzestna" odzyska wolność, zostanie osądzona za zabójstwo Marka Kilroya. - Gdybym wiedziała na co się decyduję, wstępując do sekty, nigdy bym tego nie zrobiła - mówi w wywiadzie po wyroku. - Ale to nasza religia, nasze własne voodoo - dodaje po chwili namysłu.
"Nasz kult będzie trwać"
Niewykluczone, że kult zła, stworzony przez Adolfo de Jesusa Constanzę, przetrwał w jakiejś formie do dziś. - Religia, jaka wyznawaliśmy, nie skończyła się wraz z zamknięciem nas w więzieniu. Zbyt wiele osób przyjęło nasza wiarę religijną! - oświadczyła w jednym z wywiadów Sara Aldrete. - Nasi wyznawcy mają świątynię w dużym meksykańskim mieście, co oznacza, że nasza wiara będzie trwać - dodała z dumą. Wiadomo, że jedna duża świątynia znajduje się także w Nowym Jorku - będącym od dawna stolicą światowego satanizmu.
Pewnym potwierdzeniem tych słów mogły być rytualne morderstwa do jakich dochodziło w stolicy Meksyku pod koniec lat 80-tych, ale śledczy, ostatecznie, nie znaleźli dowodów na powiązanie tych zabójstw z działalnością akurat tej sekty, aczkolwiek każdy lokalny oddział tak zwanych kościołów czy kultów satanistycznych jest całkowicie niezależny organizacyjnie od reszty, tak aby łatwo można się wyprzeć jakichkolwiek powiązań organizacyjnych. Prowadzący sprawę prokurator Guillermo Ibarra powiedział jednak dziennikarzom, że Adolfo de Jesus Constanzo nie odpowiada za śmierć wszystkich ofiar na ranczu Santa Elena. - To zrobił ktoś inny, ktoś, kto nadal przebywa na wolności - podkreślił. Te słowa to była bardzo niepokojąca wróżba na przyszłość.
Adolfo de Jesús Constanzo: Czarownik morderca
Adolfo de Jesús Constanzo, zwany El Padrino (Ojcem Bożym), złożył w ofierze ponad 60 mężczyzn i przyrządzał z nich magiczne potrawy w kociołku (zwykle rytualne zupy satanistyczne). Ofiarami jego byli zwykle jego pederastyczni kochankowie z którymi wcześniej uprawiał seks sodomiczny doodbytniczo ale także osoby, które weszły w konflikt interesów z sektą będącą gangiem narkotykowym. Wierzył, że cierpienie ofiar zapewnia powodzenie w biznesie, czyni niewidzialnym dla policji i odpornym na kule. Gdy w 1989 roku przez punkt kontrolny policji w północnym Meksyku przejechał młody mężczyzna nie zwalniając, policjanci myśleli, że to tylko bezczelny chłopak przyćpany pod wpływem marihuany jakich tam wiele. Gnał w kierunku rancha Santa Elena, ale policja ruszyła w pościg i dopadła go dopiero na miejscu. Kierowca nie reagował ani na sygnały świetlne, ani na wezwania przez megafon. Nadal wyglądało to na zwykłe zatrzymanie dilera przemierzającego narkotykowy szlak z Brownsville na południe Meksyku. Na ranczu, do którego dotarli funkcjonariusze, znaleziono nieco marihuany i satanistyczne przedmioty czarnoksięskie. Policja skupiła się jednakże na podejrzeniach o handel narkotykami. Zatrzymano brawurowego kierowcę Serafina Hernandeza Garcię i zastanego na miejscu Davida Sernę Valdeza.
Zaginiony Mark Kilroy
Zachowanie mężczyzn zastanowiło funkcjonariuszy, gdyż byli zbyt spokojni, nie przejmowali się aresztowaniem. Twierdzili, że ich los jest w znacznie potężniejszych rękach. Policjanci postanowili wrócić na ranczo i przesłuchać stróża obiektu. Ten przyznał, że to miejsce często jest odwiedzane przez ludzi związanych z handlem narkotykami i żywo zareagował na zdjęcie poszukiwanego od dwóch tygodni w całym Meksyku Amerykanina Marka Kilroya. – Znam tego chłopaka – powiedział nieopatrznie zatrudniony stróż – trzymali go na ranczu. Przywieźli go związanego w furgonetce. Mówił tylko po angielsku. Nie rozumiałem go, ale dałem mu trochę chleba i wody. Policjanci byli zaskoczeni. Zaczęli wypytywać, gdzie Mark może być w tej chwili. – Nie jestem pewien. Kiedy wychodziłem, zamknęli go w chacie. Nie wiem, co się z nim stało, bo kazali mi odejść. Gangi często robią błędy zatrudniając bezmyślnie nieodpowiednie osoby z długimi językami, zwykle pod wpływem wrażeń z ćpania narkotyków i dzięki temu gangsterzy wpadają w łapy policji.
Garcia i Valdez stali się punktem zaczepienia w poszukiwaniach zaginionego chłopca. Po pokazaniu Serafinowi zdjęcia ten spokojnie odpowiedział, że to Mark Kilroy i jest na ranczu. – Jak to na ranczu? – zdziwił się komendant Benitez Ayala. – Jest tam pochowany – beznamiętnie odpowiedział chłopak. Zeznał, że brał udział w porwaniu i zabiciu Kilroya. Spokojnie opowiadał o rytuale składania ofiar z ludzi, by zapewnić czarnomagiczną i czarnoksięską ochronę różnym osobom i biznesowi narkotykowemu. Swoją wiarę nazywał „religią" lub „wudu" (voodoo), a rytualną potrawę z ludzkich organów – „magicznym gulaszem". Opowiadał też o tym, że ofiary przed śmiercią były gwałcone, ich czaszki rozbijane maczetą. Po śmierci wycinano organy, które miały być źródłem czarnomagicznej mocy. Garcia z największym uwielbieniem mówił o przywódcy sekty, którym był Adolfo de Jesús Constanzo, zwany przez wszystkich wyznawców El Padrino.
Ku zaskoczeniu policjantów Serafin chętnie wskazał miejsca pochówku nie tylko Marka Kilroya, ale i innych ofiar sekty narkotykowej. Było to dopiero pierwsze 12 zwłok odkrytych na ranczu, a wszystkie ciała zostały makabrycznie okaleczone. Policjanci przyzwyczajeni do rozgrywek między gangami narkotykowymi i widoku morderstw, tym razem byli naprawdę zszokowani. – Odór śmierci był nie do wytrzymania, włosy stanęły mi na karku. Byłem przerażony i wiedziałem, że natknąłem się na zło wcielone – opowiadał jeden z funkcjonariuszy. W szopie znaleziono różne przedmioty wyglądające jak akcesoria do obrzędów szamańskich i santeryjnych (satanistyczne krwawe kulty często misjonują pod hasłami szamanizmu ze swoimi narkotykowymi towarami). Najważniejszym z nich był wielki garnek, w którym – jak się później okazało – gotowano wycięte z ciał ofiar organy. Tam też pośród insektów i szczątków zwierząt znaleziono zanurzony we krwi mózg Marka Kilroya - czekał na przyszłe spożycie nabożeństwie ofiarnym.
Nie było już wątpliwości, gdzie podziali się poszukiwani od kilku miesięcy ludzie. W pierwszym kwartale 1989 roku odnotowano 60 zgłoszeń o zaginięciach, co nadal nie wywoływało zdziwienia policji. W regionie, gdzie gangi walczą o strefy wpływu, a młodzież w liczbie około 250 tysięcy rocznie przemierza granicę między USA a Meksykiem, takie rzeczy zdarzają się dość często. Mark Kilroy był jednym z uczniów college'u, którzy postanowili odbyć świętą wędrówkę do dorosłości, a później stał się 61-ą notatką o zaginięciu. Jego rodzice byli wpływowymi Amerykanami i przy wsparciu władz USA wywierali presję na meksykańską policję. Przesłuchano 127 przestępców z Matamoros, ale nie znaleziono żadnego śladu – aż do dnia, gdy Serafin Hernandez Garcia pędził do domu przekonany, że czarna magia czyni go niewidzialnym.
Przeznaczony do wielkich rzeczy
Adolfo de Jesús Constanzo urodził się 1 listopada 1962 roku w Miami. Matka, kubańska imigrantka, miała wówczas 15 lat. Dwójka młodszego rodzeństwa Adolfo miała innych ojców, tak mamusia się chętnie puszczała, co pokazuje związki z grupami satanistycznymi (gdzie uprawiana jest sakralna prostytucja oraz singletyzm jako rodzaj satanistycznej filozofii życia jako tzw. singiel lub singielka). Rozczarowana życiowymi niepowodzeniami kobieta znalazła ukojenie w uprawianiu czarnej magii i czarnoksięstwa związanej z afrykańsko-karaibskim kultem zwanym santeria oraz amerykańskim satanizmem. W swoim środowisku zachowywała silne pozory, że syn ma katolicki chrzest, należy do kościoła, jest chrześcijaninem. W rzeczywistości sześciomiesięczne niemowlę pobłogosławił kapłan afrykańskiej, znacznie mroczniejszej wersji czarnej magii i czarnoksięstwa – Palo Mayombe. Uznał, że Adolfo de Jesus jest przeznaczony do wielkich rzeczy i zostanie potężnym czarownikiem oraz czarnym magiem. Matka gorliwie wierzyła w tę przepowiednię i wprowadzała syna w tajniki santerii i satanizmu, a później i palo oraz voodoo. Od 1972 roku chłopiec rozpoczął regularną naukę czarnej magii i czarnoksięstwa, a terminował u satanistycznego nauczyciela w Little Havana, by w 1988 roku oficjalnie zostać samodzielnym kapłanem palo.
Adolfo de Jesus Constanzo - jako dorosły lider narkosatanistów |
W szkole Adolfo de Jesus był kiepskim uczniem - jak na Adolfa Jezusa. Jego oficjalna edukacja trwała tylko dziewięć lat. Bardziej interesowały go sprawy mrocznych religii, ciemnych kultów i praktyk czarnomagicznych. Z fascynacją oddawał się praktykom palo mayombe. O ile santeria była łagodną formą czarownictwa i stosowała białą magię, o tyle palo jest zwykle mroczne i pełne przemocy. Satanistyczne obrzędy, czarna magia, czarnoksięstwo, składanie krwawych ofiar, których cierpienie miało być źródłem mocy, powodzenia w interesach i klęski wrogów. Centralnym punktem mrocznego kultu był kocioł ofiarny zwany „nganga". Chłopiec zakradał się ze swoim nauczycielem na cmentarze, by wykopywać ludzkie szczątki do przyrządzania magicznych wywarów, z których czerpał diaboliczną moc. Dla matki Adolfo de Jesusa nie miało znaczenia, że syn z powodu drobnych kradzieży ma problemy z prawem i nie garnie się do nauki. Najważniejsza była rosnąca mroczna „moc" i rozwój osobisty przyszłego kapłana kultu. Była z niego bezgranicznie dumna. Chłopiec z czasem zaczął zdradzać sadystyczne skłonności. Lubił zadawać cierpienie, operować strachem, podporządkowywać sobie innych oraz otaczać się ludźmi bezkrytycznie w niego zapatrzonymi. Posiadał też charakterystyczny dla psychopatów urok osobisty i dar manipulowania otoczeniem. Do tego był uznawany za pięknego chłopca, a później przystojnego mężczyznę (piękny chłopiec to symboliczny obraz kultowy małego zwyrodniałego Lucypera).
W 1983 roku Adolfo de Jesus ostatecznie wybrał na swego patrona Kadiempembe, który w palo mayombe jest odpowiednikiem chrześcijańskiego szatana lub Lucyfera (upadłego w czarnoksięstwo). To była świadoma decyzja, by rozpocząć czynienie zła w celu bogacenia się materialnego i psychicznego. Zaraz po tym rytuale zatrudnił się jako model w Mexico City, gdzie działał głównie w dzielnicy prostytutek. Zysk czerpał ze stawiania kart tarota w systemie Aleistera Crowleya i przepowiedni czerpanych z inspiracji Kadiempembe. Szybko zdobywał popularność. Uznany za rzekomego jasnowidza bogacił się i wzmacniał swoje wpływy w środowisku przestępczym. Otaczał się wianuszkiem fanów, którzy powoli przeobrażali się w wyznawców. W końcu zamieszkał z dwiema kochankami i zaczął opływać w dostatki. Cena za jego wątpliwej jakości usługi typu "rasputina" mogła sięgać nawet 4,5 tysiąca dolarów za wizytę. Przepowiadał przyszłość, wróżył z tarota Crowleya, rzekomo zdejmował uroki, sporządzał magiczne eliksiry i mikstury. W tym czasie do ich produkcji używał głów zwierząt, głównie kóz, zebr i węży.
Romans z mafią i sektą Kadiempembe
Jego klientami stali się handlarze narkotyków i handlarze prostytutek oraz handlarze dzieci (dla celów pedofilskiej prostytucji). Potrzebowali magicznego zabezpieczenia transportów, transakcji, szansy na większe powodzenie w interesach. Adolfo de Jesus szybko odkrył, że to dla niego najbardziej dochodowy rynek interesów. Aby uzyskać lepsze honoraria za usługi, musiał uczynić rytuały bardziej tajemniczymi i kunsztownymi,a same zwierzęta w satanistycznych czarnych maszach przestały wystarczać. Nie były dość spektakularne dla uczestników. W garnku „nganga" zaczęły lądować ludzkie szczątki wykopane na cmentarzach. Wiara w skuteczność zaklęć Adolfo de Jesusa Constanza rosła razem z cenami jego usług. Do przestępczej klienteli dołączyli wysocy urzędnicy i funkcjonariusze lokalnej policji. Dlatego przez długi czas działalność Adolfo de Jesusa była chroniona nie tylko czarną magią i czarnoskięstwem, ale też skorumpowaną siatką protektorów policyjnych i urzędniczych lubujących się w USA w tego rodzaju ekscesach. Zyskiwał dostęp do coraz zamożniejszych „elit" przestępczych, budując sobie coraz mocniejszą pozycję.
Nie ma informacji, kiedy Adolfo de Jesus zaczął zabijać ludzi, by ugotować z nich czarny „magiczny gulasz". Z pewnością odczuwał nienasycony głód poklasku, uwielbienia i pieniędzy. Pozycję budował nie tylko religijnymi przedstawieniami, lecz także brutalnością. Chciał zaimponować bossom narkotykowym bezwzględnością i twardymi zasadami. Był gotowy zabić lub okaleczyć nie tylko wrogów, ale i przyjaciół. Ta strategia przynosiła mu korzyści, dopóki ambicja nie popchnęła go o parę kroków za daleko.
Przez cały rok Adolfo de Jesus Constanzo strzegł interesów rodziny Caldaza. Przekonywał wszystkich, że pomyślność w biznesie zawdzięczają wyłącznie jego rytuałom, zaklęciom, eliksirom i miksturom. Kartel korzystał z jego usług, zapewniając czarnowidzowi wyjątkowo dostatnie życie. Ten obrósł w piórka i uznał, że jest współautorem sukcesu transakcji. Nawet więcej – pomyślność miała być wyłącznie jego zasługą. Wysunął więc żądanie oddania mu udziałów w „firmie", w przeciwnym razie szczęście miało opuścić Caldazów razem z czarownikiem. Jak zapowiedział Adolfo de Jesus, odmowa nie wyszła rodzinie na dobre. Po kilku dniach bossa mafii i jego rodzinę wyłowiono z rzeki Zumpango. Zwłoki nosiły ślady tortur oraz były niekompletne, a reszta szczątków posłużyła satanistycznemu czarnoksiężnikowi za źródło mocy.
Matka Chrzestna i Hernandezowie
Meksykanka Sara Maria Aldrete Villareal zapowiadała się na dumę santeryjnej rodziny. Wyjątkowo zdolna uczennica, pracowita, sumienna, wzorowa - i znawczyni voodoo. Zrezygnowała jednak z pójścia do college'u, ponieważ zakochała się w Miguelu Zachariasie. Ich małżeństwo trwało jedynie pięć miesięcy, a potem Sara wróciła do Matamoros i podjęła przerwaną naukę. Zdecydowała się na kierunek wychowanie fizyczne, po czym została jedną z najlepszych studentek college'u. Dużo się uczyła, a także pracowała jako instruktorka aerobiku i sekretarka na wydziale lekkiej atletyki. Nie miała czasu na kontakty rodzinne, a wolne chwile spędzała z nowym chłopakiem Gilberto Sosą, dilerem powiązanym z silnym lokalnym klanem narkotykowym – rodziną Hernandezów. Ci z kolei chętnie korzystali z usług Adolfo de Jesusa.
Adolfo de Jesus Constanzo i Sara Maria Aldrete Villareal - 1989 rok |
Adolfo de Jesus Constanzo bardzo uważnie przyglądał się Gilberto, gdyż interesowała go siatka jego kontaktów. Przy okazji wpadła mu w oko piękna wysportowana blondynka, zaaranżował więc spotkanie. Nie było w tym pomyśle zbyt wiele subtelności. Udał, że przypadkowo potrącił swoim mercedesem samochód Sary. Zaczął ją gorąco przepraszać, a psychopatyczny urok Adolfo de Jesusa zrobił swoje. Między nimi zaiskrzyło. Należało jeszcze tylko pozbyć się konkurencji. Tym razem jednak Adolfo de Jesus Constanzo nie ugotował nikogo w swoim kociołku. Powoli niszczył związek Sosy z Aldrete. W końcu poinformował Gilberto o zdradzie dziewczyny. Mimo zapewnień Sary, że to nieprawda, chłopak zerwał z nią. Pozostało jej tylko wpaść w ramiona nowego pocieszyciela.
Związek erotyczny Sary i Adolfo był bardzo krótki. Homoseksualizm przeważył u Adolfo de Jesusa i ich relacja przekształciła się w głęboką przyjaźń satanistyczną związaną z krwawym kultem religijnym. Trudno jednak określić charakter ich zażyłości, ponieważ Adolfo de Jesus poddał dziewczynę bardzo silnej manipulacji czy dokładniej psychomanipulacji. Stosował na niej różne praktyki psychomanipulacyjne, karmił czarnoksięskimi wierzeniami, zaraził głębszą pasją i fascynacją satanizmem. Jak można było się spodziewać, Sara rzuciła szkołę i podążyła za swoim czarnym biskupem. Zyskała status matki chrzestnej sekty – La Madriny (Matki Boskiej, gdyż La Madrina to Matka Boża).
Adolfo de Jesus Constanzo potrzebował Gilberto i przyjacielskich kontaktów Sary z rodziną i przyjaciółmi byłego chłopaka, być może dlatego Sosa zachował życie. Rodzina Hernandezów przechodziła w tym czasie ciężkie chwile i bardzo chętnie przyjęła pomoc nowego przyjaciela. Na rynku pojawiła się silna konkurencja, a w klanie zaczęły się tworzyć podziały. Wydawało się, że biznes upadnie, aż pojawił się wybawca w przebraniu szamana - mroczny czarnoksięski "Rasputin". Zaoferował, że nie tylko usunie innych dilerów z rynku, ale zawładnie ich mocą. Dzięki ofiarom złożonym z przedstawicieli konkurencji i bezgranicznemu zaufaniu do czarnoksięzcy klan Hernandezów zyska opiekę nadprzyrodzonych istot, niewidzialność dla policji, a także odporność na kule. Za te usługi Adolfo de Jesus Constanzo zażyczył sobie połowy majątku rodziny i o dziwo, Hernandezowie poszli na ten układ.
W szponach zbrodni Kadiempembe
Wtedy zaczęły się morderstwa na dużą skalę, a konkurencyjni dilerzy padali jak muchy. Padł też przez pomyłkę 14-letni członek rodziny Hernandezów. Ofiary służyły za źródło magicznych mocy i żer dla istot nadprzyrodzonych. Według satanistycznej religii palo mayombe im większego cierpienia doświadcza człowiek przed rytualną śmiercią, tym większe korzyści i przychylność duchów mrocznych. Adolfo de Jesus nie miał skrupułów, a zysk jako cel był najważniejszy. Nie zapominał też o swoim wizerunku. Pewnego dnia przeciwnicy Hernandezów porwali dwóch członków gangu, a następnie wypuścili ich zdrowych i całych. Adolfo de Jesus z satysfakcją rozpowiadał wszystkim, że mężczyźni zachowali życie tylko dzięki wielkim męczarniom, jakich doświadczyły ofiary złożone z ludzi, bezgranicznemu zaufaniu rodziny do poczynań szamana oraz jego niezmąconej wierze w palo mayombe.
Adolfo de Jesus zabijał konkurencyjnych handlarzy narkotyków, zabierał ich towar i był nietykalny. Policja przymykała oko, bo nie chciała stracić czarnoskięskiego opiekuna ich osobistego powodzenia. W ten sposób Adolfo de Jesus uzbierał (a w zasadzie ukradł) 800 kg marihuany, którą planował sprzedać w USA. Jednak do tego była mu potrzebna naprawdę dobra ofiara, ponieważ skala przedsięwzięcia była ogromna. Poprzedni zamordowany mężczyzna był rosły i silny, a zanim stracił życie, narobił dużo hałasu i bałaganu. Dlatego Adolfo de Jesus Constanzo zlecił poszukanie kogoś, z kim pójdzie mu łatwiej. W ten sposób trafił na Marka Kilroya.
Adolfo de Jesus Constanzo skatował i złożył w ofierze młodego, zamożnego białego obywatela Stanów Zjednoczonych. Rodzina chłopca miała szerokie kontakty w kręgach politycznych i bardzo wpływowych przyjaciół. Policja meksykańska nie mogła już przymykać oczu, bo cała sprawa groziła międzynarodowym skandalem. Postanowiono więc za wszelką cenę rozwiązać zagadkę zniknięcia Marka Kilroya. Adolfo de Jesus Constanzo zdawał sobie sprawę, że pętla zaczyna się zaciskać. Cały czas jednak wierzył w przychylność swoich duchów i demonów, więc skupił się na tym, co było dla niego wówczas najważniejsze, a jako priorytet traktował przemycenie 800 kg marihuany do USA. Powodzenie miało mu zapewnić złożenie w ofierze byłego chłopaka Sary, Gilberto Sosy. Duchom ten pomysł musiał się spodobać, bo ostatecznie narkotyki znalazły się w USA i zarabiały na Adolfa de Jesusa.
W drodze do piekła
Po aresztowaniu Serafina Garcii wszystko wyszło na jaw. Nie było już wątpliwości, kto stoi za zniknięciem młodego Amerykanina, jego śmiercią oraz męczarniami innych nieszczęśników, którzy wpadli w ręce czarnoksiężnika od karmienia ludzi narkotykami w celach czarnomagicznych. Adolfo de Jesus zaczął uciekać. Najpierw pojechał do Miami, gdzie mieszkała jego matka, ale było oczywiste, że policja zacznie go szukać właśnie w tym miejscu, więc wrócił do Mexico City i nakłonił członków czarnoksięskiej sekty narkotykowej, by każdy z nich ukrywał jego i Sarę przez kilka dni. Media w tym czasie nagłośniły szokujące odkrycie na ranczu Santa Elena. Policja otrzymywała informacje o miejscach pobytu uciekinierów, a szukał ich cały Meksyk. Adolfo de Jesus Constanzo był coraz bardziej przerażony, a pewnego dnia wyczytał z kart tarota Aleistera Crowleya, że zostanie zdradzony przez któregoś z bliskich przyjaciół. Wpadł w histerię, groził wszystkim zemstą duchów piekielnych i nie rozstawał się z pistoletem maszynowym.
Po uprzątnięciu miejsca zbrodni na ranczu Santa Elena zaproszono egzorcystę, który oczyścił chatę i teren wokół niej z mocy złych duchów i demonów. Potem spalono cały obiekt oczyszczając miejsce ogniem. Adolfo de Jesus stracił najważniejsze źródło mocy – czarnomagiczny kociołek „nganga". W dodatku miejsce, w którym odbywał wszystkie rytuały, zostało zbezczeszczone. Wpadł w furię, a po kolejnym aresztowaniu jednego z jego wyznawców ogarnęła go czarnomagiczna paranoja. Nie mógł już wynieść się z miasta, ponieważ ucieczka stała się zbyt niebezpieczna. Przeprowadził się do innego mieszkania przy Rio Sena. Nawet jego kapłanka Sara zaczęła się go obawiać. Najbardziej gorliwa wyznawczyni, ślepo zapatrzona w swego czarnego mistrza i pana, musiała być naprawdę przerażona, ponieważ w tajemnicy napisała karteczkę i wyrzuciła ją na ulicę: „Błagam, niech ktoś wezwie policję śledczą i powie, że w tym budynku znajdują się ci, których szukają. Podajcie im adres, czwarte piętro. Powiedzcie, że trzymają tu kobietę jako zakładniczkę. Błagam was o to. Jedyne, czego chcę, to porozmawiać – w przeciwnym razie oni zabiją tę dziewczynę". Desperacki list został znaleziony przez jakiegoś przechodnia, ale ten uznał go za żart i wyrzucił.
Adolfo de Jesús Constanzo zginął przez własną panikę, gdy w dniu 6 maja 1989 roku policja przeszukiwała teren w pobliżu mieszkania uciekinierów. Pytano o zaginione dziecko, a Adolfo de Jesus przyglądał się policjantom chodzącym od drzwi do drzwi i był przekonany, że to jego szukają w tym momencie. Puściły mu nerwy i zaczął strzelać. Policja wezwała posiłki i w okamgnieniu budynek otoczyło 180 funkcjonariuszy. Ostrzał budynku trwał 45 minut. Adolfo de Jesus Constanzo zrozumiał, że nie uda mu się wywinąć z obławy. Zmusił jednego z Hernandezów, by go zastrzelił jego własnym pistoletem. Mężczyzna, choć był płatnym mordercą, bał się dotknąć swego biskupa i wodza, i czarnego pana. Adolfo de Jesus Constanzo wrzeszczał, groził mu wiecznym potępieniem i zemstą duchów. Żądał też zamordowania jego homoseksualnego kochanka z którym aktualnie używał sodomicznego seksu doodbytniczego. Podczas szamotaniny broń wypaliła i gdy policja wkroczyła do mieszkania, znalazła zwłoki dwóch mężczyzn i trójkę pozostałych przy życiu członków satanistycznej sekty handlującej narkotykami, jak to mówią: i dla relaksu i dla czarnej magii.
Po śmierci przywódcy rozpoczęła się nagonka na pozostałych wyznawców sekty czarnoksiężnika i dilera. Aresztowano wiele osób związanych z kultem składającym ofiary z ludzi. Co ciekawe, większość z nich chętnie przyznawała się do rytualnych morderstw, ale nikt nie nazywał tego zbrodnią. Uważali, że składanie ofiar z ludzi zapewniało im szczęście i ochronę przed wymiarem sprawiedliwości. Swobodnie dzielili się makabrycznymi szczegółami zbrodni, przekonani, że cały czas są pod wpływem ochronnych zaklęć i opieką istot magicznych nie z tego świata. Demony jak wiadomo dają pewną moc ale na krótko, a potem jak przekupni wspólnicy, wystawiają swoich omotanych czarnoksiężników na wszelkie cierpienie i porażkę.
Jedynie Sara Aldrete do końca utrzymywała, że jest ofiarą szalonego biskupa i dilera sekty czarnoksięskiej. Próby podtrzymania tego stanowiska nie pomogły jej podczas procesu, a jedynie dostarczyły informacji o szczegółach zbrodni i dokładnym przebiegu rytuałów czarnoskięskich kultu Kadiempembe - afroamerykańskiego Lucyfera. Została skazana na 62 lata więzienia. Nawet gdyby wyszła na wolność przed terminem, zostałaby oskarżona jeszcze o śmierć Marka Kilroya. Przed sądem postawiono także 20 innych wyznawców narkotykowego kultu Kadiempembe. Otrzymali wysokie wyroki, z których najsurowszy to 67 lat więzienia. Tak wychodzi, bo za każdy czyn kryminalny jest w Meksyku wyrok, ale nie ma tam łączenia kar czyli tak zwane wyroku łącznego.
Można by pomyśleć, że wraz ze śmiercią Constanzy problem rozwiązał się sam, jednak mroczna religia Kadiempembe przeżyła samego Adolfo de Jesusa. Sara i inni członkowie czarnoksięskiej sekty Kadiempembe utrzymują, że kult nadal trwa, tym bardziej, że nie tylko w Meksyku był uprawiany, a popularny jest także w Nowym Jorku i wielu innych miastach USA jako forma satanizmu i czarnoksięstwa oraz sposób na handel narkotyków (dla celów rekreacyjnych, zdrowotnych, szamańskich i religijnych). Możliwe też, że nie wszystkie rytualne morderstwa były dziełem Adolfo de Jesusa Constanzy - mówią policjanci. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że ma swoich kontynuatorów - a wiemy, że kurs wprowadzający w Nowym Jorku kosztuje zaledwie 1000 dolarów i traktuje o składaniu ofiar czarnomagicznych (które trzeba już sobie we własnym zakresie zorganizować), a także o "ziołach" czarnomagicznych, takich jak marihuana, pejotl, ayahuasca, jad żabki kambo i wielu innnych środkach pseudoszmańskich należących do straszliwej i morderczej czarnej magii oraz czarnoksięstwa.
Ofiara rytualna nabożeństwa kultu Palo Mayombe |
Palo
Palo, inne nazwy: Las Reglas de Congo, Palo Monte, Palo Mayombe, Brillumba, Kimbisa to religia afroamerykańska z Kuby i Peurto Rico, czarna strona czy czarny bliźniak santerii. Praktykowana także głównie przez emigrantów kubańskich w USA, Wenezueli, Kolumbii i Portoryko. Brazylijska odmiana znana jest jako Quimbanda. Nazwa palo oznacza w języku hiszpańskim "patyk" (jako przedmiot święty). Wyznawcy "Palo" nazywani są: Paleros lub Nganguleros (od kociołka nganga) i łączą się w klany tzw. "rodziny". Liczba wyznawców nie jest znana z powodu praktykowania kultu przeważnie w tajemnicy (przypuszczalnie ponad połowa ludności amerykańskiej emigracji z Kuby to "Paleros"). Palo to religia przyniesiona wraz z niewolnikami z Konga na Kubę w XVI-XIX wiekach, w której zarówno domowe jak i dzikie zwierzęta są torturowane i zabijane z nabożeństwem w ofierze na różne intencje, dla otrzymania mocy i wpływów. Wpływ katolicyzmu i chrześcijaństwa był tylko powierzchowny, tzn. ograniczył się do formalnego kultu figur, obrazów i symboli katolickich, które reprezentowały jednak demony Palo. Większy wpływ wywarł w XIX wieku spirytyzm, a potem satanizm. Język liturgiczny stanowi mieszaninę hiszpańskiego i kikongo. W XX wieku Palo zyskała wyznawców także wśród osób pochodzenia europejskiego. Nabożeństwa odprawiane są przy ołtarzu nganga lub prenda. Znajduje się na nim święte naczynie z ziemią, patyki palos, kości lub szczątki ludzkie i inne przedmioty czarnomagiczne. Ceremoniami zawsze kieruje duch zmarłego muerto za pośrednictwem kapłana. Ważną częścią są wróżby chamalongo lub vititi mensu. Podobnie jak w spirytyzmie, wzywa się duchy zmarłych aby udzieliły rad i pomocy. Najwyższy bóg jest w dwóch osobach: stworzyciela świata Nzambi i Lungombe – odpowiednika diabła, zatem łatwa do zaaranżowania jest demoniczna forma kultu, mająca wiele pomniejszych demonów i diabłów stosowanych w celach kultowych na różne okazje.
W 1995 roku aresztowano na Florydzie w Miami najwyższego kapłana jednego z klanów Palo Mayombe, który na swojej posiadłości posiadał wiel ludzkich czaszek i pozostałości zwierząt egzotycznych, które służyły mu do celów kultowych (wpadł w sumie za zwierzęta ścignięty przez US Fish and Wildlife Service). W 2002 roku w stanie New Jersey w Newark praktykant Palo złapany został na posiadaniu pozostałości przynajmniej dwóch ciał osób zmarłych, włącznie z resztkami części ich grobów (zwłoki skradzione z cmentarza). W 2015 roku w stanie Connecticut kaplan Palo Mayombe został aresztowany za sprzedawanie kości z mauzoleum na cmentarzu Worcester w Massachusetts... Mentorzy mlodych członków Paolo Mayombe często uczą handlować rozmaitymi narkotykami, zgodnie z zalożeniem, że środki narkotyczne mają zniszczyć i zabić wszystkich, którzy nie są członkami ich czarnoksięskiego kultu religijnego ("niech niewierzący zabiją się narkotykami"). A w Polsce tymczasem satanizm i narkosatanizm ma się dobrze, handluje się ajahuaską, jadem żabki kambo i próbuje zalegalizować marihuanę dla celów zdrowotnych, a do tego wciska satanistyczne tauaże ochoczo używane w celach kultowych także przez Palo Mayombe. Pytanie co z tego będzie dalej...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz