czwartek, 3 listopada 2016

Facebook - prywatna cenzura internetu

Kontrowersyjne blokowanie przez Facebook kontrowersyjnych treści...  


Blokować i cenzurować czy nie blokować i nie cenzurować na Facebooku, to ciągle popularny temat wobec tysięcy bezprzedmiotowych zablokowań dziennie. W końcu października i na początku listopada 2016 roku działacze kilku ruchów narodowych informowali m.in. na Twitterze, że w ostatnich dniach z Facebooka zniknęły profile m.in. z Marszu Niepodległości, Ruchu Narodowego, Obozu Narodowo-Radykalnego i Młodzieży Wszechpolskiej, a także profile prywatne wielu osób, które udostępniły z nich treści, nawet jak tylko w celu ich skrytykowania. 

Fanpejdż rowerowy zbanowany za pisanie o częściach zamiennych do roweru
W Polsce nie ma zgody na cenzurę; będziemy analizować pod kątem prawnym, co możemy zrobić w sprawie blokowania na Facebooku profili związanych z ruchami narodowymi - zapowiedział w środę 2 listopada 2016 wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki. To woła o pomstę do nieba - uważa. Działacze ruchów narodowych informowali m.in. na Twitterze, że w ostatnich dniach z Facebooka zniknęły profile m.in. z Marszu Niepodległości, Ruchu Narodowego, Obozu Narodowo-Radykalnego i Młodzieży Wszechpolskiej. Administratorzy strony blokują też profile samych działaczy i tych, którzy je udostępniają. Narodowcy, którzy winą za usuwanie stron obarczają przede wszystkim pracowników polskiego oddziału Facebooka, zaplanowali na 5 listopada 2016 protest przed warszawską siedzibą serwisu społecznościowego. 

Wiceminister Patryk Jaki podkreślił w środę 5 listopada 2016 roku w "Sygnałach dnia" w radiowej Jedynce, że Polska jest "kolebką demokracji i wolności". "Nie ma zgody na cenzurę" - oświadczył. Brak neutralności zarzuciły też Facebookowi obie strony konfliktu izraelsko-palestyńskiego. Polityka stosowana przez Facebook - portal społecznościowy z rzekomo około 1,6 miliarda użytkowników - w kwestii publikowania niektórych treści wielokrotnie wywoływała publiczne oburzenie i zmuszała portal do cofania decyzji ocenianych jako kontrowersyjne. Faktycznie Facebook ma znacznei mniej użytkowników niż ilość założonych na nim dotąd kont, gdyż miliony osób zakladały już swoje konta z wielu kolejnych emaili, podczas gdy firma Facebook bezmyślnie w zancznym stopniu owe profile blokuje i niszczy dorobek milionów ludzi na portalu społecznościowym. 

Patryk Jaki pytany, czy prokuratura powinna zająć się blokowaniem stron narodowców oraz treści związanych m.in. z marszem niepodległości, wiceszef Ministerstwa Sprawiedliwości odpowiedział: "Będziemy analizować pod kątem prawnym, co możemy zrobić, bo rzeczywiście to, co się dzieje na Facebooku, ale również na Twitterze, to woła o pomstę do nieba". Dopytywany, czy prokuratura może cokolwiek zrobić w sprawie spółki, która jest poza polską jurysdykcją, stwierdził: "Dzisiaj będziemy się zastanawiali, czy możemy coś zrobić. Pewnie możliwości mamy ograniczone, ale nawet te, które nam zostały, uważam, że powinniśmy z nich skorzystać". jak wiadomo, zawsze można wydać polecenie NASK aby zablokowała wszystkie adresy IP firmy Facebook na terytorium Polski, tak jak to robią w innych cywilizowanych krajach, gdy firma podpadnie rządowi. 

"Mogą być tam (na Facebooku) strony, które obrażają kościół katolicki, wulgarne, nawiązujące do ideologii komunistycznej, natomiast nie może być polskich haseł patriotycznych? Coś tutaj jest nie w porządku i na to absolutnie nie można się zgodzić" - powiedział Jaki. Skoro w USA można swobodnie głosić zarówno komunizm jak i faszyzm, to póki nikt nie nawołuje do zabijania i stosowania przemocy, zgodnie z regulaminem samego Facebooka, nie powinno być zjawiska likwidowania czyichkolwiek stron. Niestety, obserwuje się także niszczenie stron fanpage'y i profili prywatnych na temat duchowości i religii wschodnich, niechrześcijańskich, zjawisko znane od przynajmniej 2010 roku, które także nie powinno mieć miejsca...  


Według niego "ewidentnie polskie strony patriotyczne są często szykanowane". "Tylko jedną stronę sporu politycznego się szykanuje (...), a drugie mogą nawet najbardziej wulgarne swobodnie działać. Tutaj ewidentnie coś nie tak jest z wolnością i demokracją" - ocenił wiceminister. Jego zdaniem blokowanie narodowców "to jest kwestia tych osób, które odpowiadają za te portale w Polsce". Blokowanie i usuwanie strony powinno mieć miejsce jedynie wskutek prawomocnego wyroku sądowego, a nie wedle widzimisie jakiejś panienki z Filipin, która nawet nie zna języka polskiego, a ma jedynie zadanie banować lub zostawiać losowo na podstawie oglądania zgłoszonej przez adwersarzy strony przez 3 do 5 sekund. Tak nie może dalej być. 

Do sprawy odniosła się również minister cyfryzacji Anna Streżynska, która napisała we wtorek na Twitterze: "W sprawie facebook'a działam tak jak uważam za stosowne i uzasadnione, w granicach prawa i moich kompetencji, żeby rozwiązać problem a nie rozpalać go". 

Reduta Dobrego Imienia na swojej stronie internetowej opublikowała oświadczenie, w którym stwierdza, że "cenzura stosowana przez Facebook" jest naruszeniem m.in. artykułu 54 Konstytucji, który mówi, że "każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji, a cenzura prewencyjna środków społecznego przekazu oraz koncesjonowanie prasy są zakazane". "Ponieważ FB operuje na terytorium Polski ma obowiązek stosować się do polskiego porządku prawnego" - podkreśliła Reduta Dobrego Imienia. I w sumie ma rację. Można czasem usunąć np. zbyt wulgarny jeden wpis, ale ni eod razu całe konto jak w sposób nieco paranoidalny ma w zwyczaju robić to Facebook! 

Organizacja poinformowała także, że złożyła dwa zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa przez administrację Facebooka odnośnie naruszenia artykułu 196 KK, który brzmi: "Kto obraża uczucia religijne innych osób, znieważając publicznie przedmiot czci religijnej lub miejsce przeznaczone do publicznego wykonywania obrzędów religijnych, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2". "Facebook, pomimo wielokrotnych wezwań od wielu osób, nie usuwa profili znieważających Św. Jana Pawła II, czym narusza Art. 196 KK" - uzasadniono, chociaż zgodnie z polskim prawem, człowiek nie może być przedmiotem, w tym przedmiotem czci religijnej, inaczej artykuł musiałby dotyczyć także wschodnich Guru i wszelkie osoby, które jakaś grupa uznała za święte np. Sung Myun Moon, Sathya Sai Baba czy Stalin. 

Marek Jakubiak: Facebook "w brutalny sposób zdeptał moją wolność wypowiedzi"! 

Konto posła ruchu Kukiz'15 zostało zablokowane przez Facebook po tym, gdy opublikował na nim zdjęcie promujące Marsz Niepodległości z komentarzem: "Będę z rodziną czy Facebookowi się podoba czy nie". 

Nie ulega wątpliwości, że moja wolność wypowiedzi została w sposób brutalny zdeptana - tak zablokowanie swojego konta na Facebooku skomentował w środę poseł Kukiz'15 Marek Jakubiak. Według niego takie godzenie w godność posła nie przystoi i jest ścigane prawem. Konto posła ruchu Kukiz'15 zostało zablokowane przez Facebook po tym, gdy opublikował na nim zdjęcie promujące Marsz Niepodległości z komentarzem: "Będę z rodziną czy Facebookowi się podoba czy nie". 

Orzeł narodowo-katolicki
"Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, żeby profil polityczny posła był na 24 godziny wyciszany, zabierając mi prawo, możliwość wypowiedzenia się tylko dlatego, że umieściłem zdjęcie, z morzem biało-czerwonych flag i napisałem tam jedno zdanie dosłownie, że ja z rodziną będę, czy to się Facebookowi podoba, czy nie. I to było powodem do ukarania mnie 24-godzinnym zamknięciem edycji i zlikwidowaniem tych postów" - powiedział Jakubiak w "Gościu Poranka" TVP Info. 

Jego zdaniem "najgorsze jest to, że ten post zobaczyło ponad 250 tys. ludzi na Facebooku, a do części z nich, ponad tysiąca osób, została wysłana informacja, że pan Marek Jakubiak rozpowszechnia niezgodne z regulaminem treści, w związku z tym jest zablokowany". "Mówimy tutaj nie o jakichś żartach, tu się zabrania w Polsce być dumnym z tego, że jesteśmy Polakami. Na to nie ma zgody, absolutnie. Będzie z Facebookiem akcja bez trzymanki" - powiedział Jakubiak.

"Takie godzenie w godność posła po pierwsze nie przystoi, a po drugie jest zwyczajnie ścigane prawem" - ocenił poseł. Zapowiedział, że będzie rozmawiał z prawnikami na ten temat i wystąpi przeciwko Facebookowi jako osoba prywatna oraz jako poseł. "Nie ulega wątpliwości, że moja wolność wypowiedzi została tutaj w sposób brutalny zdeptana" - dodał.

Jakubiak uważa, że "jest to kierunkowa akcja Facebooka, który w Polsce chce decydować o tym, który marsz będzie większy". "A więc zamyka propagowanie, jakiekolwiek propagowanie marszu Młodzieży Polskiej, a innych marszy oni, że tak powiem, nie widzą, nie chcą reagować w tamtych przypadkach" - zaznaczył. My jesteśmy zdania, że od grup światopoglądowych, w tym politycznych i religijnych, administratorzy Facebooka i innych portali społecznościowych powinni się ze swoją cenzurą trzymać z daleka, a jeśli uważają coś za naruszenie prawa, powinni to zgłaszać do sądu, a przecież to nie problem, wyznaczyć kilkudziesięciu sędziów do rozstrzygania czy coś rzeczywiście w publikacji narusza prawo i może być zablokowane czy też nie. 

Poseł Kukiz'15 powiedział, że widział stronę "z Adolfem Hitlerem, z pozdrowieniem faszystowskim oraz z prośbą o zamknięcie jej i Facebook odmawia". Przypomniał, że to jest zakazane prawem. "Tutaj musi się państwo polskie upomnieć o prawa Polaków w Polsce. Nie może być tak, że zachodni koncern będzie decydował, co ma być biało-czerwone, a co nie" - przekonywał. Dopytywany, czy blokowanie profili jest przejawem cenzury, stwierdził: "To nie jest cenzura, to jest wręcz nawet wpływanie na to, żebyśmy, nie wiem, z unijnymi flagami chodzili, żebyśmy zapomnieli o tym albo chcieli zapominać o tym, że jesteśmy Polakami".

Zdaniem posła Kukiz'15 sprawą powinna "absolutnie" zająć się Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Byłoby dobrze odprawiającym swoje własne gierki polityczne administratorom Facebooka w Polsce i irlandii, gdyby za swoje ciemne sprawki z wybiórczym blokowaniem treści i osób posiedzieli chociaż w areszcie! Podpowiadamy, że można przecież zatrzymać w areszcie na trzy miesiące kierownictwo firmy Facebook w Polsce pod zarzutem działalności na szkodę rzeczpospolitej Polskiej. Można też międzynarodowy list gończy wystawić za właścicielem Facebooka! To by dopiero afera była! 

Afera była we wrześniu 2016, gdy Facebook bezmyślnie usunął słynne zdjęcie z okresu wojny wietnamskiej, przedstawiające poparzoną napalmem nagą, płaczącą dziewczynkę, twierdząc, że przedstawia treści pornograficzne. Decyzja ta wywołała oburzenie społeczności międzynarodowej, w tym premier Norwegii Erny Solberg, która zamieściła na swoim profilu tę i inne słynne fotografie, kluczowe ich elementy zasłaniając czarnymi polami, i zarzuciła Facebookowi "edytowanie naszej wspólnej historii". Ostatecznie portal przywrócił zdjęcie, uznając jego wartość w "dokumentowaniu momentu w historii". Niestety, Facebook często zawiesza lub usuwa konta osób, które są ubrane, ale ich piesek czy kotek jest nieubrany. Ktoś ma chyba coś z głową w administracji tego portalu. 

Nie był to pierwszy raz, gdy Facebook pod naciskiem opinii publicznej wycofał się z podobnej aburdalnej decyzji swoich bezmyślnych amerykańskich i filipińskich administratorów. W październiku 2016 przywrócił - po uprzednim skasowaniu - zamieszczone przez użytkownika zdjęcie obrazu Caravaggia "Amor zwycięski". Powód usunięcia: obraz barokowego malarza przedstawia nagą postać amora. Portal wielokrotnie ściągał też na siebie krytykę za kasowanie zdjęć kobiecych piersi podczas karmienia dzieci czy mammografii.

Polityka Facebooka wobec publikowanych treści jest bacznie obserwowana z uwagi na pewną wpływową rolę portalu w rozpowszechnianiu informacji. Według badania Pew Research Center z maja 2016 dla dwóch trzecich użytkowników Facebooka w USA, czyli 44 procent Amerykanów, portal jest źródłem informacji o bieżących wydarzeniach. "Zdolność wpływania przez Facebooka na poglądy i opinie jest bezprecedensowa" - podkreśla Matthew Stender z Onlinecensorship.org, portalu monitorującego cenzurę w sieci. Rośnie jednak wpływ silnej konkurencji europejskiego portalu VK.com na którym jest ponad pół miliarda realnych użytkowników, a na którym nie ma takiej awanturniczej i bezmyślnej cenzury jak na Facebooku. W Europie Facebook nie jest już tak bardzo popularny jak w USA i co pewien czas traci użytkowników, którzy z powodu agresji adminów FB na treści użytkowników - przenoszą się na konkurencyjne portale społecznościowe. 

Mimo to założyciel Facebooka Mark Zuckerberg naiwnie powtarza, że portal tylko udostępnia, a nie tworzy publikowane w nim treści. Tym samym - zauważa "Washington Post" - zrzeka się edytorskiej odpowiedzialności, jednocześnie stosując własne zasady na tym polu, nieraz w sposób wzbudzający kontrowersje i silną agresję przeciwko poralowi Facebook i jego bezmyślnej administracji polityczno-społeczenej, gdzie istnieje także radykalny zakaz krytykowania środowisk homoseksualnych, które od wieków są pod silną krytyką społeczną. Wygląda na to, że Facebook nie odróżnia zdrowej i logicznej krytyki oraz prawa do krytyki od nienawiści, pogardy czy namawiania do zabójstwa - co rzeczywiście zgodnie z prawem nie powinno mieć miejsca. Portal Facebook od 2010 roku zablokował także wiele osób i stron zajmujących się zwalczaniem pedofilii w Internecie, chociaż oficjalnie deklaruje walkę z pedofilią. 

W grudniu 2015 roku Facebook, Twitter i Google zawarły porozumienie z rządem Niemiec, zobowiązując się do usuwania w ciągu 24 godzin postów zawierających mowę nienawiści, ale nie określiły jasnych granic odróżniania dozwolonej prawem krytyki od mowy nienawiści. Tym samym zobowiązały się do stosowania w takich przypadkach niemieckiego prawa, a nie własnych wytycznych. Od jesieni 2015 do Niemiec przedostało się prawie 900 tysięcy osób ubiegających się o azyl, głównie muzułmanów, co w mediach społecznościowych wywołało lawinę wrogich, podżegających postów i komentarzy; doszło też do licznych podpaleń ośrodków dla uchodźców. A jak się okazało, wśród uchodźców 10-15 procent to terroryści i ich sympatycy, którzy zamordowali już w Europie wielu ludzi. Krytyka zjawiska była jak najbardziej uzasadniona, a cenzura szkodliwa w znacznym stopniu. 

Zwolennicy chwalili porozumienie za próbę utrzymania internetowych dyskusji o imigracji w cywilizowanych ramach. Jednak zdaniem krytyków umowa narzuca internautom zasady politycznej poprawności i zaciera granice swobody wyrażania poglądów, w sumie nie zezwala na rzeczową krytykę. Po masowych napaściach seksualnych mężczyzn z Bliskiego Wschodu i Afryki na kobiety podczas sylwestra w Kolonii część internautów zastanawiała się, czy ich komentarze w tej sprawie będą blokowane albo czy grożą im zarzuty za wpisy, w których zastanawiali się, czy wśród napastników byli migranci. Przeciwko porozumieniu protestowała zgodnie z przewidywaniami skrajna prawica, ale też liberalna Partia Piratów, która przekonywała, że państwa demokratyczne "muszą być zdolne do wytrzymania" pewnego stopnia ksenofobii. 

Polityka stosowana przez Facebook - portal społecznościowy z ok. 1,6 miliarda użytkowników - w kwestii publikowania niektórych treści wielokrotnie wywoływała publiczne oburzenie i zmuszała portal do cofania decyzji ocenianych jako kontrowersyjne. Tak było we wrześniu 2016, gdy Facebook usunął słynne zdjęcie z okresu wojny wietnamskiej, przedstawiające poparzoną napalmem nagą, płaczącą dziewczynkę, twierdząc, że przedstawia treści pornograficzne. Decyzja ta wywołała oburzenie społeczności międzynarodowej, w tym premier Norwegii Erny Solberg, która zamieściła na swoim profilu tę i inne słynne fotografie, kluczowe ich elementy zasłaniając czarnymi polami, i zarzuciła Facebookowi "edytowanie naszej wspólnej historii". Ostatecznie portal przywrócił zdjęcie, uznając jego wartość w "dokumentowaniu momentu w historii". 

Nie był to pierwszy raz, gdy Facebook pod naciskiem opinii publicznej wycofał się z podobnej decyzji. W październiku przywrócił - po uprzednim skasowaniu - zamieszczone przez użytkownika zdjęcie obrazu Caravaggia "Amor zwycięski". Powód usunięcia: obraz barokowego malarza przedstawia nagą postać amora. Portal wielokrotnie ściągał też na siebie krytykę za kasowanie zdjęć kobiecych piersi podczas karmienia dzieci czy mammografii.

W Niemczech absurdalny zarzut podżegania grozi za wypowiedzi obliczone na wywołanie wrogich uczuć lub skłonienia do aktu przemocy ze względu na rasę, wyznanie lub narodowość. Za publiczne popieranie, bagatelizowanie lub uzasadnianie zbrodni nazistowskich grozi jednak zaldwie kara do pięciu lat więzienia, chociaż faszyzm i nazizm hitlerowski winny jest wymordowania 100 milionów ludzi. Niemcy także bezkarnie rozpowszechniają nazistowskie dzieła pokroju Mein Kampf Adolfa Hitlera. 

Brak neutralności zarzuciły też Facebookowi obie strony konfliktu izraelsko-palestyńskiego. We wrześniu 2016 portal został oskarżony o cenzurowanie palestyńskiej prasy w związku z zawieszeniem bez wyjaśnienia kont siedmiu przedstawicieli popularnych palestyńskich organizacji medialnych, Shehab News Agency i Quds News Network. Facebook przywrócił później konta, twierdząc, że nastąpiła pomyłka, co w sposób oczywisty nie może być prawdą. Tymczasem kilka miesięcy wcześniej izraelska organizacja Shurat HaDin przeprowadziła eksperyment, w ramach którego stworzyła dwa konta, jedno antypalestyńskie i jedno antyizraelskie, i zgłosiła oba jako niezgodne z zasadami Facebooka. Według organizacji stronę antypalestyńską szybko zablokowano, a w przypadku antyizraelskiej nie doszukano się nieprawidłowości. I to jest właśnie norma w przestępczej działalności administracji Facebooka, ale także wielu podobnych mniejszych portali społecznościowych. 

Na portalu stacji Al-Dżazira, liczni Palestyńczycy obawiają się, że Facebook, zgodziwszy się we wrześniu 2016 na współpracę z Tel Awiwem i Izraelem w walce z "podżeganiem do działalności terrorystycznej i morderstwa", przyjmuje narrację strony izraelskiej (szczegółów porozumienia nie ujawniono). Al-Dżazira przypomina, że według badania izraelskiej Fundacji Berla Katznelsona w 2015 roku o 20 procent wzrosła liczba podżegających i rasistowskich komentarzy wśród internautów używających hebrajskiego, a zdecydowana większość wrogich wpisów była skierowana do Palestyńczyków. Chociaż historycznie, Palestyńczycy to przybysze w południowej Arabii Saudyjskiej, którzy dokonali inwazji na Izrael około 1500 lat temu, to jednak mieszkają tam już bardzo długo i jakoś oba narody trzeba rozdzielić, żeby nie mogły się mordować, bo wzajemna nienawiść o stare sprawy jest ciągle wielka, jak 1200 lat polskiej awersji do Niemiec za ustawiczą grabież i podboje. 

Oskarżenia o opowiadanie się po jednej ze stron pojawiały się wobec Facebooka także w konflikcie turecko-kurdyjskim, gdzie jednak racja jest po stronie Kurdów okupowanych i ludobójczo mordowanych od setek lat przez tureckiego agresora. W sierpniu 2016 trójka prokurdyjskich działaczy z Wielkiej Brytanii zarzuciła portalowi "polityczną cenzurę" materiałów mogących obrażać rząd w Ankarze, w tym zdjęć graffiti oskarżających Turcję o dyskryminowanie i terroryzowanie kurdyjskiej mniejszości. W 2012 roku amerykański portal Gawker opublikował wewnętrzny dokument Facebooka, w którym moderatorzy byli instruowani, by "wyciszali" wpisy krytyczne wobec ojca laickiej Turcji Kemala Ataturka, a także zdjęcia palonej tureckiej flagi i odniesienia do separatystycznej Partii Pracujących Kurdystanu (PKK). Facebook zastrzegł, że zawarte w nim wytyczne są przestarzałe, nie wskazał jednak, które ani w jaki sposób; zaprzeczył też istnieniu porozumienia z władzami. 

Gdy w lipcu 2016 w kontrolowanym przez Indie Kaszmirze, zapalnym regionie na granicy indyjsko-pakistańskiej, doszło do zamieszek, krwawo spacyfikowanych przez policję, wielu filmowców, dziennikarzy i działaczy relacjonujących te wydarzenia oskarżyło Facebook o blokowanie ich kont. "Washington Post" przypomina, że w Indiach mieszka druga po USA najliczniejsza grupa użytkowników portalu, a ten usiłuje rozszerzyć ich bazę w tym kraju. "Wygląda to bardziej na cenzurę ze strony Facebooka niż coś zainicjowanego przez rząd. Może (Facebook) próbuje wyjść naprzeciw oczekiwaniom władz" - zastanawiał się cytowany przez "WP" Sunil Abraham z indyjskiego Centrum na rzecz Internetu i Społeczeństwa. 

Facebook odblokował stronę Marszu Niepodległości 

Usunięta z Facebooka po publikacji szeregu postów naruszających Standardy Społeczności w zakresie mowy nienawiści strona Marszu Niepodległości została przywrócona - oświadczył w liście otwartym Richard Allan, odpowiedzialny za politykę publiczną tego serwisu społecznościowego. Działacze ruchów narodowych informowali m.in. na Twitterze, że w ostatnich dniach z Facebooka zniknęły profile m.in. Marszu Niepodległości, Ruchu Narodowego, Obozu Narodowo-Radykalnego i Młodzieży Wszechpolskiej. Narodowcy, którzy winą za usuwanie stron obarczają przede wszystkim pracowników polskiego oddziału Facebooka, zaplanowali na 5 listopada 2016 protest przed warszawską siedzibą tego serwisu społecznościowego. Chociaż działalność narodowców i ich radykalnych grup wielu osobom w Polsce się nie podoba, nam też nie zawsze się podoba, jednakże skoro władze stolicy wydały zgodę na takowy marsz, i jest on prawnie legalny, tym bardziej administracja jakiegoś amerykańskiego portalu nie powinna się wtrącać. 

Lepiej naszymz daniem, gdyby Facebook zaczął realnie wspierać walkę z pedofilią w Polsce, bo na strony obronców osób pokrzywdzonych przez pedofilów patrzy jak dotąd nieprzychylnie kasując bezpodstawnie wiele postów, wpisów i treści, a wiele dobrych antypedofilskich stron zniknęło z Facebooka od 2010 roku. Pozostały takie, które są nieaktualizowane, lub bardzo rzadko ktoś na nich zabiera głos. Wielu działaczy walczących z pedofilią w internecie musiało wynieść się na konkurencyjny dla Facebooka VK.com czyli na VKontekte. Oficjalnie Facebook deklaruje pomoc w walce z pedofilią, ale o pedofilach nie wolno nic złego powiedzieć, bo to godzi w standardy społeczności Facebooka - i oczywiście, uniemożliwia jakąkolwiek krytykę zboczenia pedofilskiego, jak wiadomo w USA traktowanego nieomal jako kolejna orientacja seksualna, co jest prymitywnym i barbarzyńskim absurdem.


Wedle oświadczenia szefa FB w Europie: "Mamy świadomość, jak istotna jest ta strona dla tych, którzy chcą wspólnie świętować Narodowe Święto Niepodległości Polski, więc zdecydowaliśmy się ją przywrócić i wyjaśnić administratorom, dlaczego niektóre obecne na niej treści były niedozwolone. Mamy nadzieję, że dzięki temu ludzie odpowiedzialni za treści udostępniane na stronie będą szanować nasze Standardy Społeczności" - oświadczył w liście otwartym wysłanym w środę do mediów odpowiedzialny za politykę publiczną w regionie Europy, Bliskiego Wschodu i Afryki Richard Allan. Podkreślił, że decyzja o usunięciu stron wynikała, z tego, że na plakatach promujących na Facebooku Marsz Niepodległości umieszczono symbol Falangi, który jest zakazany "na naszej platformie z powodu historycznych odniesień do mowy nienawiści". Ponieważ jednak - jak wskazał - Marsz Niepodległości jest legalnym, zarejestrowanym wydarzeniem, "zdecydowaliśmy się zezwolić" na udostępnianie plakatów mimo tego, że zawierały symbol Falangi. 

Szef Facebooka w Europie poinformował, że w Facebooku działają całodobowo w różnych częściach świata zespoły, składające się ze specjalistów mówiących w sumie w ponad 30 językach, w tym językiem polskim, których zadaniem jest weryfikacja zgłoszeń dotyczących m.in. mowy nienawiści, nagości, zastraszania i nękania. Tylko jakoś nie wyjaśnił, dlaczego dostaje się bana za zdjęcie kota, tygrysa czy psa? Bo niby są nagie, bez ubrania? A może ci amerykańscy bezrozumni cenzorzy internetu uważają, że bydło powinno chodzić ubrane, bo należą do jakiejś zboczonej amerykanskiej sekty? 

Zapewnił, że menedżerowie nadzorujący obsługę zgłoszeń z Polski pracują w międzynarodowej siedzibie Facebooka w Dublinie. "Nasi pracownicy w warszawskim biurze nie są odpowiedzialni za weryfikację czy usuwanie treści" - dodał. "Pracownicy weryfikujący raporty działają bezstronnie. Sprawdzają, czy zgłoszone treści są zgodne ze Standardami Społeczności, nie biorąc pod uwagę przekonań politycznych ich autorów. Po usunięciu postu informujemy o tym osobę, która go zamieściła" - zaznaczył. Wskazał, że Standardy Społeczności obowiązujące w portalu mówią o tym, co jest dozwolone na Facebooku i zostały stworzone, aby "zrównoważyć wolność słowa z odpowiedzialnością za zapewnienie ludziom korzystającym z platformy bezpieczeństwa". 

Allan podkreślił, że stosowane przez Facebook standardy są politycznie neutralne i zezwalają na szeroką gamę politycznych wypowiedzi, włączając w to poglądy, "które niektórzy mogą uznać za obraźliwe". Jak wskazał, zabraniają one szerzenia mowy nienawiści, w tym otwartych ataków na ludzi ze względu na ich rasę, przynależność etniczną lub narodową, poglądy religijne, orientację seksualną, płeć czy tożsamość płciową, a także poważną niepełnosprawność lub chorobę. Zaznaczył, że przyjęte przez Facebook standardy są zgodne z polskimi i unijnymi regulacjami, które - jego zdaniem - zawierają podobne zakazy dotyczące ataków na mniejszości. Dodał, że każde naruszenie standardów traktowane jest poważnie i właśnie „dlatego możemy usuwać treści, profile i strony, które są nam zgłaszane jako niezgodne z tymi zasadami".

"Nasze standardy zabraniają zarówno bezpośredniego kierowania mowy nienawiści przeciwko ludziom, jak i symboli organizacji znanych z promowania rasizmu i nienawiści. W przypadkach, gdy dany symbol jest używany do promowania nienawiści, możemy zdecydować się go usunąć" - wskazał w liście Allan. Jak wyjaśnił, dalsze naruszanie standardów skutkuje czasową blokadą, a jeśli naruszenie zasad mimo wszystko nadal ma miejsce, takie konto jest zawieszane. Zaznaczył, że jest to wieloetapowy proces, w wyniku, którego administratorzy stron są zawsze informowani o potencjalnych konsekwencjach.

"Oczywiście istnieje również możliwość odwołania od naszych decyzji o blokadzie strony lub profilu. Gdy w wyniku przeprowadzonej analizy okazuje się, że popełniliśmy błąd, podejmujemy decyzję o przywróceniu usuniętych treści i przepraszamy tych, którzy mogli być dotknięci ewentualnymi konsekwencjami" - podkreślił. Wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki zapowiedział w środę, że resort przeprowadzi analizę pod kątem prawnym, co można zrobić ws. blokowania na Facebooku profili związanych z ruchami narodowymi. Wiceminister podkreślił w "Sygnałach dnia" w radiowej Jedynce, że Polska jest "kolebką demokracji i wolności". 

Do sprawy odniosła się również minister cyfryzacji Anna Streżyńska, która napisała we wtorek na Twitterze: "W sprawie fb działam tak, jak uważam za stosowne i uzasadnione, w granicach prawa i moich kompet., żeby rozwiązać problem a nie rozpalać go". Z kolei na Facebooku Streżyńska dodała, że "Konta (lewe i prawe) są blokowane z inicjatywy "czujnych i życzliwych" użytkowników, a na fb toczy się polityczna wojna. Nie zamierzam się w nią włączać. Będziemy szukać rozwiązań dla tego kryzysu, a nie obrzucać się zarzutami, pamiętając, że nie ma regulacji, ani polskich ani światowych, które dotykałyby precyzyjnie tego zagadnienia, i że zarówno blokowanie profili jak i ingerencja władzy w działalność serwisu internetowego budzą te same emocje i wątpliwości". 

Wskazała, że minister cyfryzacji nie jest uprawniony do regulowania treści oraz działań serwisów internetowych. Zaznaczyła, że regulamin Facebooka jest taki sam na całym świecie. "Pytanie czy i do jakiego stopnia serwis Facebook jest uprawniony do regulowania aktywności użytkowników i jak ma się zmieścić między zasadą wolności słowa a wymaganiami ochrony użytkowników przed nieodpowiednimi zrachowaniami i treściami, jeśli ocena treści i zachowań jest subiektywna, a treści i zachowania silnie lokalnie uwarunkowane. O tym będziemy rozmawiać" - dodała.

Tegoroczny Marsz Niepodległości - pod hasłem "Polska bastionem Europy" - który przejdzie 11 listopada 2016 ulicami Warszawy, rozpocznie się o godzinie 14 na rondzie Dmowskiego, następnie uczestnicy przejdą Al. Jerozolimskimi i mostem Poniatowskiego na błonia stadionu PGE Narodowy. Organizatorami Marszu Niepodległości są dwie organizacje – Młodzież Wszechpolska oraz Obóz Narodowo-Radykalny Mazowsze. Jak poinformowała dyrektor stołecznego Biura Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego Ewa Gawor, w zgłoszeniu do miasta podano, że marszu weźmie udział około 50 tysięcy osób. 

Szkoda, że możliwości odwoływania się od decyzji Facebooka są bardzo ograniczone, można pisać do nich odwołanie, ale miliony osób nigdy nie doczekały się żadnej reakcji ze strony administracji tego portalu. te miliony poszkodowanych to także większosć z ponad pół miliarda użytkowników VKontakte, którzy po prostu, ciągle wyrzucani, musieli się wynieść z Facebooka do konkurencji. Czas zagwarantować możliwość odwołania się do sądu i wymusić na takiej panoszącej po świecie obcej korporacji wymuszenia decyzji postanowieniem sądu oraz wyrokiem sądowym. Facebook nie ma wcale 1,6 milirada kont, a jedynie jakieś 0,5 do 0,8 miliarda - reszta to konta użytkowników zbanowanych, a niektórzy po kilkanaście razy zakładają nowy profil rocznie, żeby tam istnieć. 

Jak się ma nawet ledwie 400 znajomych na Facebooku, nie ma dnia, żeby ktoś nie płakał, że musiał założyć nowe konto, bo mu stare Facebook zablokował i nawet nie wie za co. Może to taka polityka, żeby udawać portal społecznościowy większy niźli w rzeczywistości jest i odgrywać rolę giganta, tyle że z gruntu całkiem fałszywego? Wszak Chińczyków i Hindusów razem jest 3 miliardy, a oni pisują po różnych portalach społecznościowych, tylko nie na Facebooku, bo to obca agentura w ich ukochanych Ojczyznach. 

Jeśli chodzi o usuwanie treści, profili użytkowników i stron z Facebooka, to najmniej w tym widzimy regulaminu, który jest bardzo ogólnikowy i generalnie w całości niejasny, a najbardziej osobiste poglądy i sympatie oraz antypatie konkretnych administratorów odpowiedzialnych za niszczenie cudzego dorobku na Facebooku. Jak dotychczas tylko tak można zinterpretować setki znanych nam usunięć z Facebooka. Przykładowo pewna pani mieszkająca w Polsce, jest żoną Hindusa i ma jego indyjskie nazwisko, ale zawsze jak założy kolejne nowe konto na Facebooku, nawet jak się tam tylko przedstawi, zaraz jest likwidowana, bo z Polski przecież nie można mieć Hinduskiego nazwiska. Na żadne jej reklamacje Facebook nigdy nie zareagował, niestety, ani w języku polskim, ani w angielskim, ani w Hinduskim. Tylko likwidacja konta z informacją, że "Twoje konto zostało usunięte" - i na tym koniec. Żyje sobie już 5 lat na VKontakte, i jakoś nikt jej tam nie ściga za to, że wyszła za mąż za Hindusa i ma w Polsce Hinduskie nazwisko... 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz