Rodan - pisarz jak rzeka i smok oraz fejsbukowe grupiśki
Andrzej Rodan to przez lata poczytny pisarz z gatunku erotycznych, filozoficznych i antyklerykalnych, a ściślej historiozoficznych. Rodan to takie nazwisko jak rzeka płynąca przez terytorium Szwajcarii i Francji. Długość – 812 km, powierzchnia dorzecza – 98 tysięcy km². Średni przepływ Rodanu (mierzony w Beaucaire) wynosi 1700 m³ na sekundę (na podstawie danych z lat 1920-2005). Nazwa rzeki Rodan pochodzi z języka retoromańskiego używanego regionalnie w Szwajcarii. Z liczby długości w kilometrach niektórzy wysnuwają wniosek, że Rodan to pisarz mistyczny (812 po zsumowaniu cyfr składowych daje liczbę mistyczną 11), jednak jedenastka ma oblicze zarówno jasne jak i ciemne, a także pośrednią skalę szarości. Andrzej Rodan, niczym rzeka Rodan jest czytany tam, gdzie potencjał odbiorczy ludzi jest największy, a w przypadku Jego książek historycznych i filozoficznych trzeba się otworzyć na fakty i prawdę, o co w Polsce nie jest łatwo, bo lud ciemny przywykł do mitów i urojeń z ambony parafialnej. Rodan rzeka łączy Alpy, Genewę i Lyon z Morzem Śródziemnym.
Ostatnie dni Sodomy - powieść Andrzeja Rodana |
Rodan z 1956 roku to także latający potwór z komiksów i filmów o fabule fantastycznej, ptak śmierci latający z prędkością 1,5 Macha, o rozpiętości skrzydeł 150 metrów. Naddźwiękowa prędkość pisarza powoduje, że jego idee docierają do czytelników dopiero po pewnym czasie, tak jak fala dźwiękowa za samolotem hipersonicznym. Rodan podczas lotu produkuje destruktywne fale szokowe, co akurat w wypadku kolejnych wydanych powieści Andrzeja Rodana także jest prawdą, a fale szokowe uderzają w niedouków i zakłamanych katolików nominalnych, nawet w fanów. Ogromne skrzydła Rodana powodują huragan, tak jak kilka powieści, chociażby o Papagejach z Watykanu czy Kryminalnej historii Kościoła. Rodan to ptaszysko, które potrafi dotkliwie dziobnąć, nawet bliskich znajomych, nie tylko co bardziej pokręconych fanów czy średniowieczne doły katociemnoty i plebsu parafialnego współcześnie zwanego czule Moherem.
Rodan jest prehistorycznym pteranodonem, który uległ mutacji na skutek promieniowania radioaktywnego. W "Rodan, The Flying Monster" jesteśmy świadkami jego narodzin - wykluwa się z ogromnego jaja pod powierzchnią ziemi, w zapomnianej kopalni. Tak, w podziemiach i katakumbach polskiego intelektualizmu powstają kolejne dzieła pisarza Andrzeja Rodana, niewątpliwie zmutowanego promieniowaniem miłości do człowieka, któremu trzeba napisać książki o seksie i erotyzmie z jednej strony, a prawdę o katolickim kościele z drugiej strony. Mutacje w przyrodzie zwykle są szkodliwe dla zmutowanego, ale w wypadku promiennej mutacji Andrzeja Rodana, jest to mutacja pozytywna na miarę wieszcza Juliusza Słowackiego przez kościół katolicki totalnie znienawidzonego, tępionego, przemilczanego i odrzuconego. Oczywiście, mutacja pteranodona, jak każda mutacja daje pewne szkodliwe skutki uboczne, jak chociażby to, że pisarz swój stres z napisania prawdy historycznej musi czymś złagodzić, i może to być mniej lub bardziej rozcieńczony spirytus, co zresztą w katolickiej z gruntu Polsce jest społeczno obyczajową normą terapii antystresowej.