Deprogramming sakramentalny

Przyczynek do projektu łamania pieczęci


Istnieje siedem sakramentów tzw. kościoła apostolskiego, a obecnie są dwie denominacje kościoła posiadającego rzekomo tzw. sukcesję apostolską: kościół katolicki oraz prawosławny: chrzest, bierzmowanie, komunia, pokuta (spowiedź), małżeństwo, kapłaństwo oraz namaszczenie chorych zwane również ostatnim namaszczeniem. Nauka o sakramentach zdaniem kapłanów kościelnych została przekazana w całości przez samego Jezusa, co jest historycznie rzecz ujmując nieprawdziwym twierdzeniem i nieuprawnioną nadinterpretacją, gdyż na przykład sakrament małżeństwa, jako odrębny rytuał ukształtował się dopiero w XI wieku. Przedtem uznawano po prostu lokalne tradycje ożenku, nie przypisując im charakteru sakramentalnego. Bywały okresy, gdy do sakramentów zaliczano pogrzeb oraz postrzyżyny zakonne.


Obecnie kościół sprawuje siedem sakramentów, które nie mają nic wspólnego z nowotestamentowymi rytuałami żydowskiej sekty uczniów Jezusa. Mało tego, chrześcijaństwo ma w ogóle niewiele wspólnego z Jezusem gdyż założona przez jego bezpośrednich uczniów gmina jerozolimska, której przewodził rodzony brat Jezusa - Jakub zwany Sprawiedliwym, przestała istnieć w 70 roku n.e. gdy Żydów rozgromili Rzymianie. Wtedy to kościół jerozolimski przestał definitywnie istnieć a prawdziwa sukcesja apostolska została przerwana i bezpowrotnie utracona. Całe znane nam chrześcijaństwo instytucjonalne wywodzi się od Szawła z Tarsu, zwanego Pawłem, który pierwej będąc oprawcą chrześcijan, nawrócił się niespodziewanie podczas rzekomej wizji Jezusa i zaczął głosić jakoby jego naukę (nawet dla niewtajemniczonych nowotestamentowe pisma Pawła, pełne jurydyzmu, mizoginizmu, jak i w ogóle fobii wszelakich, pozostają w jawnej sprzeczności z ewangelicznymi naukami Jezusa). Paweł pozostawał w permanentnym sporze z uczniami Jezusa i jego apostolstwo było samozwańcze i nigdy nie uznane przez gminę jerozolimską.

Obecnie kościół katolicki oraz prawosławny jest organizacją sprawującą czarnomagiczną kontrolę nad duszami swoich wiernych. Wierni są tylko owcami które się regularnie strzyże, wykorzystuje i oszukuje. Jedynym celem tej struktury jest gromadzenie (kradzież) energii i oddawanie się mrocznym praktykom pieczętowania ludzi. Czynione jest tak od ponad 1700 lat. Sobór nicejski w 325 roku był momentem ostatecznego zawarcia przez kościół chrześcijański paktu z diabłem, poprzez przyjęcie we władanie całej ekumeny, którą oddał kościołowi cesarz Konstantyn. Ta siła której oparł się Jezus, przemogła biskupów i patriarchów czyniąc ich swymi wasalami. Mat 4.8-9: Jeszcze raz wziął go [Jezusa] diabeł na bardzo wysoką górę, pokazał mu wszystkie królestwa świata oraz ich przepych i rzekł do niego: Dam ci to wszystko, jeśli upadniesz i oddasz mi pokłon. Tak oto chrześcijaństwo stało się swym trupim cieniem. Od wieków trwa pieczętowanie ludzi. Odbywa się to poprzez czarnomagiczne rytuały zwane sakramentami. System ten działa tak, że już nowonarodzone dziecko rodzice dobrowolnie przynoszą kapłanom aby ci dokonali pierwszego czarnomagicznego rytuału - chrztu.

Przed obrzędem chrztu następuje egzorcyzm, który ma sprawić aby szatan i inne demony opuściły dane dziecko. Ale dlaczego domniemywa się że to dziecko jest już nawiedzone przez szatana?! Magia działa tak, że jeśli coś wzywasz po imieniu to to przychodzi. Kontekst inwokacji jest wtórny. Jeśli coś wypędzasz, a tam tego czegoś w rzeczywistości nie ma, to to przyjdzie, bo usłyszy swe imię. Egzorcyzm przed chrztem jest wskazaniem demonicznym siłom, gdzie mają swoją nową ofiarę. Po egzorcyzmie, inwokacji szatana, kapłan namaszcza dziecko tzw. olejem katechumenów, następnie polewa dziecku wierzch głowy wodą i namaszcza ją tzw. świętym krzyżmem (specjalnym, poświęconym olejem) kreśląc na niej znak krzyża. W starych tradycjach uznaje się, że na czubku głowy znajduje się ujście centralnego kanału energii, znanego jako czakram sahasrara. Przez ten czakram dusza opuszcza ciało w momencie śmierci lub też w momencie oświecenia przezeń następuje łączność z światem duchowym. Znam świadectwo pewnej osoby, która poddała się regresji hipnotycznej - kiedy doszła do momentu chrztu miała wizję zalewającej ją czarnej, śmierdzącej smoły, która wpływała weń przez czubek głowy...

Kapłani katoliccy, protestanccy oraz prawosławni w momencie chrztu kradną duszę dziecka, pieczętują ciało poprzez wykonanie wspomnianych czynności magicznych tak, aby ta dusza nie mogła swobodnie do ciała powrócić. Pisząc dusza mam na myśli szamańską wykładnię tego terminu. Zgodnie z szamańskimi doświadczeniami mamy wiele dusz (zwykle trzy w opisie), w tym jedną najważniejszą, którą można utracić i wtedy trzeba ją odzyskiwać. Po chrzcie człowiek nie ma kontaktu z najważniejszą częścią siebie, pozostając przez resztę życia tworem niekompletnym, niezintegrowanym i pokawałkowanym. Nie ma kontaktu z Jaźnią (Duszą) i jest praktycznie rzecz biorąc martwą istotą (rodzajem zombie). Zdarza się że wskutek różnych doświadczeń życiowych, determinacji, owa pieczęć się poluźnia i można odzyskać częściową łączność ze swą duszą. Ale są to przypadki sporadyczne. Aby w pełni odzyskać duszę i sprowadzić ją do ciała konieczne jest podjęcie trudnego procesu.

Kapłani karmią adepta ciałem i krwią zbawiciela, co znane jest jako komunia. Rytualny posiłek, zamieniono w kolejny obrzęd magiczny. Najpierw mówią adeptowi że jest winny, że w mistyczny sposób brał udział w mordzie na Mesjaszu (Chrystusie). Każą mu jeść jego ciało i pić jego krew. W ten sposób łamane jest tabu kanibalizmu. Eucharystia chrześcijańska, z konsumpcją ciała i krwi Jezusa, ma te same cechy, co rytualny kanibalizm, mimo że została przeniesiona do sfery symbolicznej. W magii coś jest tym, za co to coś uznajesz. Jeśli uznasz, że kawałek chleba jest ciałem Jezusa to w magiczny sposób on się nim staje. Działa to do tego stopnia, że odnotowano udokumentowane i zweryfikowane naukowo wypadki, że konsekrowana hostia zamieniała się w ustach adepta w kawałek skrwawionego, ludzkiego mięsa. Znane są 132 udokumentowane przypadki podobnych magicznych wydarzeń.

W ten sposób w miejsce własnej duszy, przyjmuje się jej substytut w postaci swoistego egregora. Mówiąc bardziej obrazowo instalowany jest w ciele i świadomości obcy byt o naturze metafizycznego wirusa, który potrafi przejąć stopniowo władzę nad całym człowiekiem. Egregor ten nie ma nic wspólnego z nowotestamentowym Jezusem, poza tym że nazwano go podobnym imieniem. Jego macki obejmują wszystkich uczestniczących w łamaniu tabu kanibalizmu podczas przyjmowania chleba i wina zmienionym poprzez dokonanie na nich czarno-magicznych operacji. W ten sposób od wieków trwa proceder rabowania dusz niczego nie podejrzewającym ludziom. Pozostają one uwięzione i zasilają kościelną organizację, która nieprzerwanie przez 1700 lat pozostaje silna i niezłomna. Opiera się wszystkim wiatrom historii. Gromadzi bogactwa Ziemi i ludów, mając jednocześnie wszystko w pogardzie. Nie boi się ani bogów ani demonów. Ani królów ani rewolucji. Mało kto odważył się podnieść rękę na kościół. Kiedy rozmawiam z ludźmi wielu z nich przyznaje mi rację ale nigdy nie mieliby odwagi otwarcie się do tego przyznać. Podejrzewam, że niektórzy czytelnicy tego tekstu, o ile dotrą do tego miejsca, wyrażą swoje głębokie oburzenie na fakt targnięcia się na świętości (w istocie satanizmu, czarnej magii). Im większa ich złość, tym silniej zainstalowany u nich ów egregor, o którym wspominałem. Im silniejszy protest, tym większa pewność, że mam rację. Im żarliwiej będą protestować, tym bardziej potrzebują pomocy (dekatolicyzacji, dechrystianizacji, deprogrammingu sakramentalnego).

Wielu przed nami poszło na zatracenie, wielu bezpowrotnie zaginęło w czeluściach mrocznych przestrzeni kościelnego egregora. Wielu już nie da się uratować. Kościół działa jak koń trojański - ludzie biorą go za coś, czym w rzeczywistości nie jest. Myślą, że spotkają tam Jezusa, miłość, przebaczenie i taki jest zewnętrzny pozór. W rzeczywistości jest to jedna z najniebezpieczniejszych organizacji, jakie kiedykolwiek nosiła ziemia. Jedynym sposobem na jej zlikwidowanie jest pozbawienie jej dopływu energii poprzez zaprzestanie chrzczenia ludzi i żerowania na ich energii.

KOMUNIA KARMI DEMONA 


Tropem, który prowadził do odkrycia znaczenia i działania rytuału komunii jest fakt, iż Kościołowi chrześcijańskiemu bardzo mocno zależy abyśmy przystępowali do komunii. Komunia jest sensem i celem istnienia mszy świętej. Nie jest nim kazanie, nie stanie w kościele przez godzinę i śpiewanie psalmów, nie słuchanie słów ewangelii. Komunia stanowi coś co można nazwać punktem kulminacyjnym programu i powodem dla którego księża w ogóle odprawiają mszę. Trzecie główne przykazanie kościelne mówi wprost, że katolik powinien przynajmniej raz do roku uczestniczyć we mszy by przyjąć komunię – z naciskiem na komunię. A to po to, że nie istnieje rytuał magiczny, który raz zrobiony utrzyma swoją moc już na wieki. Pieczęcie (czy czymkolwiek jest to, co instalują w naszych czakrach podczas chrztu i podczas pozostałych sakramentów), muszą być regularnie wzmacniane sakramentem nr 3, inaczej słabną i przestają działać. Tu odbiegam od głównej myśli Alehana, który sugerował, że aby w ogóle wyzwolić się od pieczęci należy dokonać aktu apostazji i poddać się rytuałowi „odchrzczenia”. Otóż nie, w większości wypadków aby pieczęć przestała być skuteczna i wpływać na pole duchowe trzeba jeszcze trzymać się z dala od mszy kościelnych, przede wszystkim zaś absolutnie nie przyjmować komunii przez kilka czy kilkanaście lat.

Istnieją dowody, że tak właśnie to działa. Dowody te mamy wokół siebie i każdy łatwo je znajdzie. Ludzie, którzy z jakichś przyczyn przestali uczestniczyć we mszy i nie przyjmują komunii stopniowo zaczynają otwierać się na swoją naturalną duchowość. Zaczynają wyłapywać to, co wcześniej by im przez myśl nie przeszło. Nie chodzi nawet o ezoteryczne klimaty, tylko ogólną świadomość, sposób postrzegania świata i swojego życia. Natomiast osoby w pełni uczestniczące we mszy żyją jak zahipnotyzowane, jak zombie. Nie istnieje dla nich nic poza tym czego uczy Kościół katolicki i co Kościół akceptuje. Wierni, którzy mechanicznie spełniają obowiązek uczestnictwa we mszy i przystępują do komunii mniej lub bardziej nieregularnie mimo wszystko pozostają pod wpływem tej energii – łatwo zauważyć, że nie rozwijają się duchowo, a ich umysły i nie wychodzą poza ramy narzucone przez Kościół. Osoby pozostające w silnym związku z katolicyzmem czy inną kościelną podsektą poznać po tym, że nawet jak dosyć długo uczestniczą w rozmaitych dobrych praktykach transformacji duchowej, zamiast zmieniać swoje życie na lepsze, któregoś dnia cofają się w rozwoju,  uwsteczniają na pozycje wyjściowe. Dlatego wiele grup rozwoju duchowego wymaga, aby całkowicie porzucić uczestnictwo w katolickich rytuałach czarno-magicznych mszy z księdzem i wystąpić z kościoła katolickiego czy innego.

Pieczęcie przecież nie są korkiem, który zapycha centra energetyczne – to trochę przypomina filtr, przez który przedostać się może tylko to, co pochodzi z nauk Kościoła katolickiego czy prawosławnego, w ten czy inny sposób chroni jego interesy lub przynajmniej im nie zagraża. W interesie tej religii leży oczywiście nie co innego tylko zatrzymanie wiernego i korzystanie z dobrodziejstw jego energii. Religia rodem z Rzymu ma w nosie czy kradniesz, uprawiasz seks, wróżysz z tarota, czy może zabijasz ludzi. Każda religia czy sekta chrześcijańska jako byt energetyczny chce tylko mieć stałe zasilanie, poplecznika, taką prywatną owieczkę do strzyżenia i cyckania z energii życiowej. Osoba z działającym filtrem nie przyjmuje niczego co mogłoby spowodować uwolnienie się, a jeśli przyjmuje to w bardzo ograniczonym stopniu i bardzo łatwo wraca na „odpowiednie” tory.  Gdy jednak zdarzy się wyjątek i zapieczętowany człowiek próbuje samowolki, Kościół katolicki jako byt energetyczny może się o niego upomnieć. Zmusić do niczego nie jest w stanie, ponieważ niezależnie od wszystkiego w duchowym sensie zawsze mamy wolną wolę. Bez przeszkód może on za to swoją owieczkę sugestywnie nastraszyć, co z resztą zawsze chętnie czyni, tak że owieczka sama przybiega oddać się swemu mrocznemu, czarnomagicznemu pasterzowi, księdzu czy biskupowi. 

WPROWADZENIE DO UWOLNIENIA 


Przez ostatnie dwa lata zajmowałem się kwestią skutków, jakie wywołuje przyjęcie na siebie kościelnych sakramentów. W tym czasie, po opublikowaniu kilku tekstów na ten temat, otrzymałem blisko cztery tysiące listów e-mail! Sam na sobie wypróbowywałem metody odwracania szkodliwych skutków przyjęcia sakramentów. Dokonałem również analizy historycznej w dziedzinie teologii sakramentalnej oraz chrześcijańskiej tradycji gnostycznej. Owocem mojej pracy jest powstająca właśnie książka pod tytułem "Złodzieje dusz", która ukaże się prawdopodobnie w grudniu, oraz program seminarium połączonego z warsztatami, które zorganizuję jeszcze wczesną jesienią tego roku. 

W niniejszym przyczynku pragnę sformułować jedynie ogólne przesłanki oraz wnioski, do których doszedłem podczas moich działań. Chciałbym jednak na samym początku zastrzec, że moja praca w tej przestrzeni nie ma charakteru naukowego i do miana takiej nawet nie pretenduje. Do sprawy podchodzę owszem w sposób systematyczny ale z naukowego aparatu rezygnuję celowo, gdyż nie jest on adekwatnym narzędziem w tym przypadku. Wkraczając w tę dziedzinę znajdujemy się bowiem w domenie magii i przestrzeni zwanej światem astralnym [1], stąd też stosowanie tej metody byłoby tutaj jak gra na skrzypcach przy pomocy młotka i poziomnicy. Proszę o tym pamiętać, szykując się ze mną na ewentualną polemikę. 

DEFINICJA - Kto jest złodziejem dusz? 


Jako były członek katolickiej organizacji religijnej przez kilka lat zmagałem się ze skutkami tego kontaktu. To, czego doświadczyłem ja sam, jak też moi czytelnicy, którzy opisywali mi swoje przeżycia, utwierdziło mnie w przekonaniu, że sprawa jest bardzo poważna i złożona. Dodatkowy problem pojawia się na skutek społecznego tabu nakładanego przez wieki a dotyczącego kościoła w ogóle. Na temat religii lepiej jest nie rozmawiać w ogóle - zarówno w aspekcie pozytywnym (podejrzenie o nawiedzenie) jak i negatywnym (skala reakcji od obojętności aż po czynną wrogość). Dlatego też teksty lepiej jest publikować pod pseudonimem a z ludźmi rozmawiać incognito, bo publiczne ujawnienie się rodzić może niebezpieczeństwo (w samych tylko listach grożono mi kilkakrotnie a jad sączący się z ust chrześcijan każe się poważnie zastanowić nad źródłem tej nienawiści). Pierwsza była intuicja, wnioski sformułowałem później. Prawdziwa natura działań kościelnych jest odmienna od ogólnie panujących poglądów i pozorów jawiących się w kontakcie z kościołami. Oceniam ją jako skrajnie negatywną, obliczoną na konkretne skutki. Pierwszy etap moich rozważań to stwierdzenie, że 

KOŚCIELNI FUNKCJONARIUSZE KRADNĄ LUDZIOM DUSZE 


Żeby być dobrze zrozumianym wyjaśnię jak rozumiem pojęcie duszy. Dusze, to centra mocy człowieka. Mają ona naturę namacalną w tym znaczeniu, że nie należą do jakiejś niedostępnej, duchowej sfery, tylko że ich obecność jest potrzebna człowiekowi do normalnego funkcjonowania. Tak wierzą ludy szamańskie. Jest to podstawowe centrum człowieka, które sprawia, że jest on zdrowy, wolny i może normalnie funkcjonować. Duszę można utracić. Stan utraty duszy był przedmiotem szczególnych starań szamanów - jej odzyskiwanie pozostawało i pozostaje nadal jednym z najważniejszych działań na szamańskiej ścieżce. Utrata duszy może zaistnieć na skutek bolesnych doświadczeń życiowych, choroby, wypadku albo intencjonalnych działań osoby trzeciej czyli mówiąc wprost, na skutek praktyk magicznych. 

Takimi praktykami magicznymi posługują się od stuleci kościoły chrześcijańskie aby pozyskiwać w magiczny sposób moc na rzecz funkcjonowania swojej organizacji, a precyzując pojęcie, tzw. egregora [2]. Proces ten następuje podczas sprawowania sakramentów, ale także poprzez systematyczne rzucanie klątw na członków kościoła. Te klątwy nieustannie rzuca się z ambon, publikuje w książkach i puszcza w eter za pośrednictwem rozgłośni radiowych. Klątwy te są jawne tj. odbiorcom wydaje się, że rozumieją sens słyszanych słów ale jeśli wsłucha się w nie osoba wolna to wychwyci tam od razu negatywne treści. W powstającej obecnie książce, o której już wspominałem na wstępie, załączam przykłady takich klątw. 

Rzesze zaklętych ludzi wiodą swoją egzystencję nie zdając sobie sprawy z tego, że są częstokroć jedynie w połowie ludźmi, bowiem swojej drugiej połowy, którą im ukradziono, nigdy nawet nie poznali. Tak, jakby wśród rzeszy ślepców ktoś nagle zaczął mówić o wzroku - taka jest też mniej więcej moja sytuacja, kiedy rozmawiam z ludźmi na ten temat. Jest to trudne ponieważ jestem często uważany za wariata a innych jeszcze za wroga. Niektórzy zarzucają mi paranoję. Prawdę mówiąc nie dziwię się temu. Tak, jestem szalony, gdyż tylko szaleństwem można pokonać ten lodowaty powiew ziejący z kościelnych otchłani i tylko paranoiczną prowokacją można wyciągnąć spoczywających tam ludzi. 

Nieświadomi tortur jakim są poddawani twierdzą, że żyją w szczęśliwości, niczym więźniowie reedukacyjnego obozu maoistowskiego reżimu. Jeszcze inni spontanicznie i samoistnie obudzeni przedwcześnie, poddawani są jeszcze większym torturom poprzez wtłaczanie poczucia winy, modlitwy (klątwy) wspólnotowe, nazywane także modlitwami o uwolnienie od złego ducha. Mnie samemu podczas takiej modlitwy, trwającej dziewięć nocnych godzin i prowadzonej przez grupę dziewięciu osób, w tym księdza, przylepiono tak zajadłego demona, że skutki jego działania odczuwam do dzisiaj. Działań i sposobów jest wiele. Opiszę je szczegółowiej w mojej książce. Przede wszystkim są to sakramenty, od chrztu poczynając. 

SAKRAMENTY 


Jest siedem sakramentów. Chrzest, bierzmowanie, spowiedź, komunia, małżeństwo, kapłaństwo, namaszczenie chorych (zwane ostatnim namaszczeniem). Pod pozorem czynności sakralnych zakłada się ofiarom tzw. pieczęcie. Sami kościelni funkcjonariusze nazywają sakrament bierzmowania Pieczęcią Ducha Świętego. Jaką naturę mają pieczęcie jako takie? Służą między innymi do: 

1) sygnowania dokumentów - jako znaki ich autentyczności, 
2) oznaczania własności, 
3) pieczętowania komisyjnie zamkniętych pomieszczeń, 
4) zamykania tajnej korespondencji 
5) znakowania bydła itd. 

Po co zatem pieczętować ludzi? Jeśli człowiek jest wolnym podmiotem, to nie potrzebny mu znak autentyczności; nie jest też bydłem chociaż symbolika owczarni swojego pasterza sugeruje, że jednak może nim być; nie ma w nim nic tajnego ani nie trzeba nic w nim zamykać. A jednak ludzi się pieczętuje. Ma to oczywiście wymiar symboliczny a dokładniej mówiąc magiczny. Magiczne pieczęcie stosowane były i są przez niektórych magów między innymi do pętania demonów w celu zaciągnięcia ich na służbę. Bogata w symbolikę pieczęci jest też Apokalipsa Jana, który to wątek szerzej poruszam w swojej książce. Tutaj chciałbym wyjaśnić, że religia chrześcijańska wpisuje się w jeden, wspólny rys religii monoteistycznych, które to posiadają naturę demoniczną i stanowią pole działania sił wrogich człowiekowi. 

Zarówno ortodoksyjny judaizm, chrześcijaństwo oraz islam są z natury wrogie człowiekowi. Do tego tematu jeszcze wrócę. Rytuały jako takie można z grubsza podzielić na dwie kategorie: otwierające i zamykające. Do otwierających należą np. buddyjskie poła [3], ceremonia szałasu potów, hiperwentylacja zwana oddychaniem holotropowym, rytualne stosowanie grzybów halucynogennych wśród adeptów tradycyjnych kultur szamańskich [4], rytuał pentagramu. Natura tych rytuałów jest otwierająca i uwalniająca. Rytuały zamykające stosuje się jedynie intencjonalnie, w konkretnych przypadkach i jawnie. Do rytuałów zamykających należą: wypędzanie ducha np. choroby, pętanie demona oraz sakramenty kościelne - czynione jednak podstępnie i z ukryciem ich prawdziwej natury. 

PRZYKŁAD CHRZTU 


Kościelny sakrament chrztu jest rytuałem magicznym pętającym duszę dziecka (kościół chrzci również sporadycznie dorosłe osoby). Na głowie ofiary kapłan kreśli palcem umaczanym w poświęconym oleju znak krzyża, po czym egzorcyzmuje diabła i na końcu polewa głowę trzykrotnie wodą wypowiadając odpowiednią formułę: ja ciebie chrzczę... itd. Symbolika krzyża jest wieloznaczna. Na przykład w tradycjach szamańskich oznacza kierunki świata. W tradycji chrześcijańskiej jest jednak związana z rzymskim narzędziem tortur i egzekucji wykonywanych na ludziach podrzędnej kategorii (Rzymian, posiadających prawa obywatelskie, ścinano). 

Krzyż służył do śmiertelnego unieruchomienia ofiary, tak aby skonała dusząc się pod ciężarem własnego ciała. Skazańcom zwykle łamano piszczele. Mówi się, że z litości gdyż osoba z połamanymi kośćmi nóg nie mogła się podnosić w celu zaczerpnięcia oddechu i umierała przez to szybciej. Jest to także, a może przede wszystkim, ślad starej wiary w to, że istota z połamanym szkieletem nie mogła się odrodzić ponownie (zmartwychwstać) gdyż szkielet w bardzo starej warstwie wierzeń jest źródłem życia i mocy. W tym miejscu warto wspomnieć, że według przekazu ewangelistów, Jezusowi piszczeli nie połamano, co miało być wypełnieniem się starotestamentowego proroctwa. 

Centrum odniesienia współczesnego chrześcijaństwa jest zatem człowieczeństwo unieruchomione i przybite do narzędzia kaźni. Od wieków ludzie spoglądają na ten symbol nie zdając sobie sprawy co on oznacza i jakie konsekwencje ma nieustanne kontemplowanie tej treści. Czynienie tego znaku na czole dziecka jest ukrzyżowaniem również jego człowieczeństwa, jest symbolicznym unieruchomieniem jego istoty, zależnej odtąd od woli swych oprawców i dysponentów mocy, którą odbiera się ofierze w czasie sprawowania tego rytuału. Wypędzanie demona nad nowonarodzonym dzieckiem jest zgubne w skutkach. Stara magiczna zasada głosi, że nie ma znaczenia forma gramatyczna zaklęcia. Jeśli ktoś zaklina bogactwo mówiąc niech nie będę biedny, to skutkiem wypowiedzenia tej formuły może być tylko bieda. Jeśli zatem kapłan woła szatana, wypędzając go z miejsca, gdzie go nie ma, to demon najprawdopodobniej przylezie z ciekawości, że ktoś wzywa jego imienia. 

Skutek egzorcyzmu katolickiego - wokół ofiary gromadzą się demony, a pracę mają ułatwioną, gdyż ochrzczony został właśnie pozbawiony duszy, źródła swej mocy. Wiele dzieci w czasie chrztu przeżywa koszmar. Dławią się one, wpadają w spazmy, drgawki, sinieją, duszą się itd. Jako że kiedyś asystowałem do mszy jako lektor, widziałem wielokrotnie takie przypadki. Wielu moich czytelników opisuje doświadczenia z chrztu swoich dzieci jako właśnie takie. Jedna z relacji opowiedzianych przez moją czytelniczkę była taka, ze miała ona wizję swego chrztu, kiedy to podczas polewania głowy wodą miała wrażenie, że zalewa ja od środka czarna, śmierdząca maź. Ja sam podczas obserwowania kościelnych rytuałów widzę rzeczy paskudne i złowieszcze. Kontakt z tym jest naprawdę przykry. 

PRZYKŁAD BIERZMOWANIA 


Rytuał ten odbywa się poprzez znak krzyża na czole, czyniony palem umaczanym w poświęconym oleju, wykonywany przez biskupa lub innego kapłana w jego imieniu. Podczas tego rytuału biskup wypowiada formułę: przyjmij znamię daru ducha świętego. W kościołach wschodnich (prawosławnych) pieczętuje się całe ciało (czoło, usta, gardło, klatkę piersiową - serce, dłonie i stopy) z formułą: pieczęć daru ducha świętego. Prawosławie w tym przypadku stosuje metodę hurtową. Można je nazwać po prostu zamykaniem trzeciego oka. Trzecie oko, zwane w tradycji jogi czakramem adżńa jest związane ze zdolnością doświadczania wizji. Wizja jest istotną częścią percepcji człowieka, bez niej jest się tylko tworem przekazującym treści z drugiej ręki. Wizja uzdrawia, daje wolność i decyduje o kreatywności. Skutkiem powszechnego wyłączenia tej zdolności u ludzi jest skrajna technologizacja życia i regres cywilizacyjny, którego najjaskrawszym symptomem jest zastąpienie wizji przez telewizję. Inni decydują o tym jakie treści i obrazy kierują życiem naszym i naszej społeczności. Kościół przywiązuje bardzo dużą wagę do mediów, które nazywa w charakterystyczny sposób "środkami masowego przekazu". Stąd też pewnie owa walka o media toczona przez znanego wszystkim zakonnika, właściciela jednej z kościelnych rozgłośni radiowych. Kto ma władzę nad obrazem pokazywanym ludziom pozbawionym wizji, ten ma faktyczną władzę nad nimi. 

PRZYKŁAD SPOWIEDZI 


Centralnym punktem tego rytuału jest osobiste wyznanie swoich przewinień kościelnemu funkcjonariuszowi. W tradycji katolickiej ofiarę nazywa się penitentem a spowiednik pełni rolę sądu. Jeśli mamy sąd, to gdzie obrońca? Ofiara jest sama swoim oskarżycielem (proszę zauważyć podobieństwo do publicznej samokrytyki w państwach komunistycznych), nie ma obrońcy i jest poddawana sądowi. Tradycyjnym gestem pokuty jest bicie się w pierś. Według moich obserwacji ten rytuał ma przede wszystkim wpływ na sferę uczuć, dotyczy ośrodka zwanego w tradycji indyjskiej czakramem serca. Przy czym zaznaczam dosyć luźno nawiązuję do tej tradycji bowiem w innych tradycjach można zauważyć podobne korespondencje władz psychicznych i duchowych do ośrodków ciała (głowa - świadomość, serce - uczucia, splot słoneczny - emocje). Czynię tak, ponieważ system czakramów z systemu jogi dobrze zakorzenił się w świadomości adeptów Zachodu i dla wielu moich czytelników jest on czytelny. Spowiedź może powodować uzależnienie. Ofiara zaczyna skupiać się przede wszystkim na sobie, bojąc się popełnić kolejne wykroczenie popada w rodzaj autyzmu pomieszanego z narcyzmem. Sąd spowiedzi przypomina jej nieustannie, kto jest jej panem i od kogo zależy. Penitent nie jest z definicji osobą wolną - osoba wolna nie podlega sądowi. Pojęcie wolności jest tutaj kluczowe.

ANTIDOTUM - DEPROGRAMOWANIE - UWALNIANIE 


Co zrobić z całym tym problemem? Większość listów, które otrzymałem było wołaniem o pomoc. Prawie wszyscy prosili mnie o podanie metod, za pomocą których mogliby się wyzwolić z pęt i odzyskać swoją utraconą duszę. Sprawa nie jest taka prosta. Jeden z moich czytelników, zainspirowany moim tekstem próbował to zrobić poprzez odprawienie pogańskich rytuałów na jednej z polskich świętych gór (chyba była to Ślęża). Nie wiem jednak jakie były tego skutki. W czasie mojej pracy nad tym zagadnieniem opracowałem propozycje systematycznego i świadomego procesu odwracania skutków przyjęcia na siebie sakramentów i pozostawania w polu mocy kościelnej organizacji. Proces ten będzie przedmiotem prowadzonych przez mnie warsztatów oraz szczegółowo opiszę go we wspominanej już książce. Tutaj podam go tylko w formie konspektu.

1. Etap formalny - wypisanie się z organizacji kościelnej. Co ciekawe samo katolickie prawo kanoniczne przychodzi nam tutaj z pomocą. Chciałbym aby było wiadome, że można skutecznie zaprzestać był członkiem organizacji kościelnej i można zrobić to wręcz natychmiastowo.

2. Etap rytualny - między innymi: rytuały łamania pieczęci (rytuały o naturze otwierającej), ceremonia odnajdywania i sprowadzania duszy (najtrudniejszy proces), rytuały i czynności wspomagające. Więcej w książce oraz na warsztatach.

3. Odwyk - likwidacja wszelkich śladów symboliki chrześcijańskiej z otoczenia. Tutaj trzeba być bezwzględnym i bez sentymentów pozbyć się nawet pamiątek. Można je zakopać, spalić albo najlepiej zanieść tam, gdzie jest ich miejsce - do jakiegoś kościoła. Im mniej w tym będzie emocji i złości tym lepiej. W ogóle należy się bezwzględnie wystrzegać nienawiści wobec porzucanego środowiska chrześcijańskiego. Przedmiotów tych powinniśmy się pozbyć bez niechęci a najbardziej zalecana jest tutaj chłodna obojętność. Nie należy też przesadzać z miłością i formułami wybaczania, tak modnymi w tradycji new age, która sama też jest niezłym diabelstwem, ale nie czas i miejsce rozwijać ten wątek. Najlepiej jest zająć się czymś zupełnie innym i pozwolić wygasnąć pamięci. Przychodzi taki czas, że można już ze spokojem wejść nawet do kościoła albo z ciekawością wysłuchać papieskiego przemówienia. Kiedy osiągnąłem ten stan, byłem bardzo szczęśliwy. To jest najpewniejsza oznaka wyzwolenia i pełnego sukcesu przeprowadzonych działań.

Ze wszystkich etapów najtrudniejszy jest ten, który przechodzimy konfrontując naszą decyzję z otoczeniem, rodziną. Trzeba pamiętać, że Polacy są szczególnie przywiązani do tradycji chrześcijańskiej. Chrzty, śluby i prymicje stanowią ważny element funkcjonowania lokalnej kultury. Adept, który dokona formalnej rezygnacji z członkostwa w kościele nie może być chrzestnym, świadkiem ślubu, bierzmowania, nie będzie pochowany przez księdza itd. To są poważne skutki i trzeba być na nie przygotowanym. To jest siła i zajadłość kościelnego egregora, który tak wpił się w tkankę społeczną, że uzależnił od siebie nawet sferę kultury i obyczajów. Trzeba wiedzieć, że babcie, ciocie i mamy będą cierpiały z tego powodu. To wszystko trzeba wziąć po uwagę. Ale mamy mały wybór - albo wolność i poważne traktowanie siebie, albo niewola i w nagrodę pozorny spokój. Kiedy już się wyzwolimy, to możemy jednak pociągnąć innych za sobą. Ja sam wyzwoliłem już kilkadziesiąt osób i naprawdę było warto.

Źródło i więcej: oryginał publikowano na portalu legaba pod tytułem: 'Alhean' Złodzieje dusz

Tekst zaczerpnięty z publikacji na grupie dyskusyjnej:
groups.yahoo.com/group/sekty-pl/message/

http://www.antipsychiatry.org/polski.htm 
http://www.geocities.com/legaba2003/ 
http://www.zb.eco.pl/ 
http://www.anandamarga.pl/ 
http://www.anarchizm.glt.pl/

DEPROGRAMMING SAKRAMENTALNY 


Jak zdjąć zaklęcia sakramentów z ludzkich dusz? 




4 komentarze:

  1. W pełni zgadzam się z tym artykułem, jako osoba jasnowidząca widziłem jak mocno energetycznie osłabieni byli uczestnicy mszy "świętej". W świątyni natomiast były rozstawiane, a przywołane w trakcie katolickiego seansu bardzo silne duchy - egegory o mrożącej, odrażającej i agresywnej emanacji. Nie jeden kościół rzymsko-katolicki był świadkiem licznych i regularnych czarnych mszy. W szczególności w starych "świątyniach" romańskich, gotyckich... co nie tylko było tematem moich wizji, lecz potwierdzają zbliżone odczucia znane mi osoby o większej duchowej wrażliwości - sensoryczne.

    OdpowiedzUsuń
  2. Z katolicyzmu trzeba się leczyć, aż do całkowitego wyleczenia! Każda wiara jest lepsza niż katolicyzm.

    Pozdrawiam

    Elżbieta Betiuk

    P.S. cały Chełm was pozdrawia!

    OdpowiedzUsuń
  3. Przerażające, że człowiek pragnący wolności (o której wypowiada się ogrom frazesów)pragnie natychmiast uwolnić się od tego potwornego katolickiego zniewolenia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zawsze czułem podświadomie, że jest coś nie tak z tymi rytuałami i sakramentami chrześcijańskimi,ale nie zdawałem sobie sprawy, że są aż tak niebezpieczne dla duchowego życia, że zamykają calkowicie wrota do radości, szczęścia i do Białej Magii, która prowadzi do spełnienia na polu duchowym.

    OdpowiedzUsuń